W ciąży i po porodzie przeżyły piekło. "Następne będzie zdrowe"

- Dzień, w którym poroniłam, był jednym z najgorszych w moim życiu. - wyznaje Sara Palma. Polek, które w ciąży i po porodzie przeżyły piekło, jest dużo więcej. - W Polsce matka po urodzeniu dziecka ginie, a jej zdrowie psychiczne jest odkładane na dalszy plan - mówi Joanna Bogdanowicz-Antos z Fundacji Zdrowego Postępu.

W ciąży i po porodzie przeżyły piekło
W ciąży i po porodzie przeżyły piekło
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

05.09.2024 | aktual.: 09.09.2024 09:29

Sara Palma jest dziś mamą wesołego, zdrowego 2-latka. Pierwszą ciążę straciła. – Chodziłam na terapię, ale tak naprawdę nic nie jest w stanie wymazać tego bólu, którego doświadczyłam trzy lata temu – opowiada.

A przeżyła piekło. Zanim lekarze stwierdzili poronienie, parokrotnie z silnymi bólami trafiała na SOR. Za każdym razem mówiono jej, że z ciążą wszystko jest w porządku. Dostawała leki i wracała do domu. W końcu pojawiło się bardzo silne krwawienie.

- Od wejścia do szpitala wszystko było nie tak – wspomina Sara. - Pielęgniarka zamiast na ginekologię wysłała mnie na porodówkę, gdzie przez dwie godziny siedziałam w poczekalni ze świadomością, że tracę swoje dziecko, obserwując kobiety, które spacerowały po korytarzach, aby przyśpieszyć akcję porodową. Mojego męża nie wpuszczono na oddział. Byłam zupełnie sama.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Poklepanie po plecach

Po dwóch godzinach, w trakcie których nikt do Sary nie wyszedł, stwierdziła, że ma dość. Opuściła porodówkę i po prostu… poszła na ginekologię. Tam okazało się, że żaden lekarz nie jest dostępny, więc znowu czekała.

- W pewnym momencie poczułam, że to ten moment. Poprosiłam pielęgniarkę, żeby poszła ze mną do toalety. Dostałam tekturową nerkę medyczną, do której miałam "wszystko łapać". Kiedy poronienie się zaczęło, płakałam i krzyczałam, wołałam o pomoc. Pielęgniarka wróciła, żeby sprawdzić, czy na pewno w pojemniku "znalazło się wszystko, co powinno się znaleźć". Oceniła, że tak, więc zabieg nie był potrzebny - opowiada Sara.

Dopiero gdy opuściła toaletę, pojawił się lekarz. Zrobił jej USG i podsunął do podpisania stos dokumentów. Pytanie o pochówek kompletnie ją zszokowało. - Nie byłam na to przygotowana, chciałam po prostu jak najszybciej wrócić do domu - mówi Sara.

Przez cały pobyt w szpitalu nie usłyszała ani słowa otuchy. Nikt nie tylko nie zaproponował Sarze rozmowy z psychologiem, ale w ogóle nie poinformował jej, że ma takie prawo. Tylko jedna pielęgniarka, widząc, jak podpisy na dokumentach rozmazują się od łez, poklepała Sarę po plecach.

Sara Palma nie ukrywa, że doświadczyła traumy. - Przekonałam się, że czas nie leczy ran - mówi. - Druga ciąża była dla mnie jednym wielkim stresem, bombardowałam moją lekarkę wiadomościami i telefonami. Każdy niepokojący objaw paraliżował mnie. Stwierdzono u mnie depresję i zespół stresu pourazowego. Chciałabym, żeby kobiety w Polsce nie musiały nigdy przechodzić przez to, co ja - przyznaje Sara.

Dlatego podpisała petycję przygotowaną przez Elenę Miś, psycholożkę i matkę dwójki dzieci.

Matka musi cierpieć

Elena Miś prowadzi popularny kanał na TikToku (@elena.psycholog.kobiet). W kwietniu przeprowadziła wśród mam ankietę, którą wypełniło blisko 2,5 tys. kobiet w różnym wieku. Wyniki są sygnałem alarmowym - wskazują bowiem na poważne braki w systemie opieki nad rodzącymi kobietami w Polsce. Aż 76 proc. matek wykazuje objawy depresji wskazujące na pilną konsultację psychiatryczną lub psychologiczną.

Natomiast z ankiety przeprowadzonej wśród ponad 600 kobiet, które rodziły w latach 2019-2024, 70 proc. nie uzyskało obowiązkowej i zawartej w standardzie opieki okołoporodowej "oceny ryzyka depresji".

- W naszym kraju panuje przeświadczenie, że matka musi cierpieć, ma nie spać i nie może czuć się dobrze. Potwierdzają to moje własne doświadczenia po urodzeniu pierwszej córki oraz wypowiedzi kobiet, które słyszą: "Masz się wziąć w garść, dziecko jest ważniejsze niż ty" - tłumaczy Elena Miś.

A to i tak jedne z łagodniejszych komentarzy, jakie słyszą kobiety ciężarne oraz matki. "Sama straciłam ciążę. Nie miałam spotkań z psychologiem, a jedynie stwierdzenie: i co, głupia, płaczesz, jeszcze będziesz mieć dzieci" - pisze jedna z ponad 26 tys. osób, które podpisały petycję Eleny Miś "w sprawie objęcia obligatoryjnym wsparciem psychologicznym kobiet w ciąży, połogu oraz po stracie".

Marianna: "Podpisuję, bo jestem samotną matką i wiem, jak to jest zostać bez wsparcia i z obawami, że nie da się rady".

Karolina: "Podpisuję, ponieważ najpierw moje obie siostry, a potem także ja nie otrzymałyśmy wsparcia psychicznego w połogu, w wyniku czego najstarsza siostra borykała się z psychozą poporodową, natomiast średnia siostra i ja borykamy się z depresją poporodową".

Agata: "Sama przechodziłam silną depresję poporodową z próbami samobójczymi. Nikt mi nie pomógł".

"Wytrzymaj"

Według przepisów ocena ryzyka i nasilenia objawów depresji powinna być przeprowadzona między 11. a 14. oraz między 33. a 37. tygodniem ciąży. Również w połogu istnieje prawny obowiązek oceny stanu psychicznego matki, w tym ryzyka wystąpienia depresji poporodowej. Natomiast po poronieniu czy w innej trudnej sytuacji położniczej kobiecie przysługuje prawo do opieki psychologa.

Ale prawo istnieje wyłącznie na papierze. Joanna Bogdanowicz-Antos z Fundacji Zdrowego Postępu, która wspiera działania na rzecz poprawy standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej w Polsce, uważa, że zdrowie psychiczne wciąż jest u nas tematem bagatelizowanym.

- Nie chciałabym generalizować, bo istnieją świetne ośrodki, gdzie kobieta w ciąży lub połogu może liczyć na wsparcie, ale to niestety rzadkość. Prawo nie jest realizowane, a pracownikom ochrony zdrowia często brakuje empatii. Kobieta w trudnej sytuacji nie dość, że nie otrzymuje wsparcia psychologicznego zgodnie z obowiązującym standardem opieki okołoporodowej, to jeszcze słyszy: "Następne dziecko będzie zdrowe, jesteś jeszcze młoda, nie martw się" - mówi.

Problem jest złożony. Nakłada się na niego m.in. niedobór psychologów klinicznych. Oraz wciąż istniejący brak społecznej świadomości dotyczący tego, co mogą przeżywać kobiety w ciąży oraz matki.

- Przed kilkoma miesiącami realizowaliśmy projekt "Alicja w krainie mam". Z pomocą sztucznej inteligencji stworzyliśmy matkę, której konto założyliśmy na Instagramie. Publikowane treści były akceptowane przez psychologów. Mimo że "nasza Alicja" zdradzała wyraźne objawy depresji poporodowej - pisała, że źle się czuje, cierpi na bezsenność, chce uciec, a jako matka czuje zbyt wielką odpowiedzialność - nikt nie zareagował. To wpisuje się w społeczny komunikat kierowany do każdej matki: "Wytrzymaj". W Polsce matka po urodzeniu dziecka ginie, a jej zdrowie psychiczne jest odkładane na dalszy plan - twierdzi Joanna Bogdanowicz-Antos.

"Podpisuję, bo rozumiem"

Petycję wraz z podpisami oraz komentarzami Elena Miś złożyła w Ministerstwie Zdrowia oraz Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Ten drugi resort skierował sprawę do… resortu zdrowia, który to z kolei uznał, że "nie znajduje uzasadnienia do spotkania", o które Elena Miś zabiegała – dlatego autorka petycji szuka wsparcia w różnych fundacjach, m.in. właśnie w Fundacji Zdrowego Postępu.

Sprawą zainteresował się również Parlamentarny Zespół ds. Opieki Okołoporodowej, a także Polskie Towarzystwo Psychologiczne i Polskie Towarzystwo Położnych.

Nie ulega wątpliwości, że zmiany są potrzebne - i muszą zostać wprowadzone jak najszybciej. - Nie jestem młodą mamą, mam 50 lat i czterech synów. Podpisałam petycję, bo rozumiem, z czym mierzą się kobiety. Doświadczyłam traumy straty i traumy porodu - mówi Ewa Andrelczyk-Orłowska.

Niepowodzeniem zakończyła się jej pierwsza ciąża. Potem była kolejna, z bardzo trudnym, wielogodzinnym porodem. - Usłyszałam: "Chyba wiedziałaś, na co się decydujesz" i to od lekarza, który najlepiej powinien wiedzieć, że każdy poród jest inny - wspomina Ewa.

Kolejne porody były już łatwiejsze, ale zdaniem Ewy stało się tak wyłącznie dzięki przyjaciółkom, z którymi przepracowała to, co ją wcześniej spotkało. Bo żadnego wsparcia psychologicznego nie dostała. Podobnie jak jej synowa, mimo że rodziła dwa lata temu, czyli w czasie obowiązywania standardów opieki okołoporodowej.

- Matka często nie ma świadomości, że potrzebuje pomocy - zauważa Ewa. - Zagryza zęby, bo wie, że "musi" dać radę. Nie, nie musi. Dlaczego zdrowie psychiczne matek jest spychane na dalszy plan? Tak nie powinno być. Przecież szczęśliwa mama to szczęśliwa rodzina.

Ewa Podsiadły-Natorska dla Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
ciążaporódszpital
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (87)