Blisko ludziZ eleganckiego biura do wegetariańskiej kuchni. "Dam sobie radę nawet w bardzo trudnej sytuacji"

Z eleganckiego biura do wegetariańskiej kuchni. "Dam sobie radę nawet w bardzo trudnej sytuacji"

Wygodne, klimatyzowane biuro zmieniła na kuchnię pełną intensywnych zapachów. Nie z własnej woli. Została zwolniona z pracy z powodu kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa. Musiała szybko znaleźć rozwiązanie – samotnie wychowuje dwoje dzieci. Czy można sobie poradzić z takim obciążeniem?

Z eleganckiego biura do wegetariańskiej kuchni. "Dam sobie radę nawet w bardzo trudnej sytuacji"
Źródło zdjęć: © Getty Images

17.05.2020 | aktual.: 17.05.2020 12:41

– Moim zdaniem matki, rodząc dzieci, zyskują jakąś dodatkową moc. Siłę, która nie pozwala im spocząć, dopóki dzieciom coś grozi, niezależnie czy to jest realne zagrożenie, czy nie – uważa Dominika, 33-letnia specjalistka od projektowania użyteczności stron internetowych. Z końcem marca straciła pracę. – Mimo że teraz zajmuję się czymś zupełnie innym, wierzę, że wrócę do zawodu, któremu poświęciłam tyle czasu i energii.

Dominika skończyła psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale pomaganie innym w radzeniu sobie z problemami natury psychicznej dość szybko przestało ją pociągać. Tym, co ją wciągnęło na amen, stał się internet. – Zawsze byłam bardzo kreatywną osobą, więc pomyślałam, że mogłabym dać upust swoim potrzebom tworzenia nowych rzeczy, projektując strony internetowe – opowiada kobieta. – Praca w agencjach interaktywnych dawała mi dużo satysfakcji, mimo że pełniłam w nich raczej funkcje pomocnicze. Jednak to było dla mnie za mało. Poszłam na podyplomowe studia User Experience Desing, które dały mi nie tylko wiedzę i narzędzia do projektowania, ale także wskazały kierunki, w których chcę się rozwijać.

A potem przyszła pandemia

– Nie wiem, czy to w życiu zawsze musi tak być, że jak człowiek ułoży sobie jakiś plan, to Bóg mu go pokrzyżuje? – pyta retorycznie Dominika. – Gdy już wszystko zaczęło się układać, znalazłam wymarzoną pracę, przetrwałam okres próbny w dobrej, ale wciąż jeszcze krótko działającej na rynku agencji interaktywnej, przyszedł kryzys. Czyli wirus. Pandemia.

Zobacz także: Czy chodzić do restauracji i co z maseczkami? Prof. Krzysztof Simon postawił sprawę jasno

Dominika, która pracowała bez etatu na tzw. śmieciówce – szef obiecał jej umowę o pracę po wakacjach – podskórnie czuła, że zostanie zwolniona. Pracowała w agencji najkrócej, najmniej była zżyta z resztą zespołu. – Szef zadzwonił do mnie i powiedział smutnym głosem, że musimy rozwiązać umowę – opowiada Dominika. – Klienci wstrzymali prace nad wieloma projektami, o nowych nie było mowy, a na utrzymaniu firmy kilkanaście osób. Szef obiecał mi zlecenia na umowę o dzieło, gdy tylko gospodarka zostanie odmrożona. Do dzisiaj milczy.

Zamiast się załamywać, Dominika rozpuściła wici, że na gwałt szuka pracy. Jakiejkolwiek. – Mam niewielkie oszczędności, myślałam, że sobie poradzę – mówi. – Ale dwa dni po moim zwolnieniu dostałam wiadomość od byłego męża, że on też został zwolniony i w przeciwieństwie do mnie nie ma żadnych oszczędności i nie wie, jak zapłaci mi alimenty…

Pasja przekuta w zawód

Wszyscy znajomi i przyjaciele Dominiki wiedzą, że jej drugą – obok projektowania – pasją jest gotowanie. Nigdy nie zajmowała się tym zawodowo, ale ma do tego smykałkę. – Znajomi mojej przyjaciółki prowadzą wegetariańską knajpkę w Warszawie – zaczyna opowiadać Dominika.

– Niemal od początku "lockdownu" sprzedawali jedzenie na wynos. Kilka osób, przerażonych wirusem, odeszło. Poszukiwali do kuchni osoby od wszystkiego. Dzięki rekomendacjom znajomych dostałam tę pracę. Dzięki innym kontaktom udało mi się też załatwić książeczkę sanepidowską, czyli zrobić badania uprawniające mnie do pracy w gastronomii – wyjaśnia.

Pensja Dominiki obniżyła się z 5,5 tys. zł. na rękę do 2,5 tys. zł. Ona jednak nie narzeka. Cieszy się, że dzięki pracy jej oszczędności znikają znacznie wolniej, a dzieci mają pracującą mamę. – Poza tym to doświadczenie pokazało mi, że umiem sobie dać radę nawet w bardzo trudnej sytuacji – opowiada kobieta. – Mam jednak pewną obawę, że jak ugrzęznę w tej gastronomii, to nikt mnie nie zatrudni później ponownie jako projektantki. Myślę, że epizod gastronomiczny nie trafi do mojego CV. Nie wyobrażam sobie, żeby z przyczyn niezależnych ode mnie los mnie tak pokarał…

To sztuka odnaleźć się w takiej sytuacji

Zdaniem Anny Dudzińskiej-Wawryniuk, wieloletniej dyrektorki HR, ten "epizod gastronomiczny" wcale nie musi mieć negatywnych reperkusji. – Ocena zmiany pracy na zupełnie inną zależy od tego, czy przewrót w życiu zawodowym miał miejsce w czasach przed koronawirusem, czy po nim – uważa Dudzińska-Wawryniuk.

– Zdaniem rzetelnych headhunterów czy dyrektorów działów kadr w dobrze zarządzanych firmach każdy może mieć w życiu zawirowanie, które rzuci go w zupełnie inne obszary aktywności zawodowej. Wielu z nich w czasach przedpandemicznych miało jednak przekonanie, że taka rewolucja może mieć miejsce w życiu tylko raz. Osoby, które zmieniały branże, zawody i firmy więcej razy, były postrzegane jako labilne, czyli takie, których zachowanie trudno przewidzieć. Pracodawcy patrzyli więc na nie z dużą rezerwą – tłumaczy ekspertka.

– Moje osobiste zdanie jest takie, że jeśli ktoś w czasie pandemii został zwolniony nie z powodu braku kompetencji, ale z powodu sytuacji ekonomicznej, np. braku zleceń jego pracodawcy, znajduje sobie inną pracę w zupełnie nowym dla siebie zawodzie, wykazuje się godną pochwały przedsiębiorczością. Taka osoba, zamiast iść na zasiłek, umie przekuć swoje zainteresowania w ten sposób, że stają się dla niej źródłem dochodu. To sztuka umieć odnaleźć się w tej trudnej sytuacji. Uważam zatem, że jeśli zmiana pracy i zawodu nie wiąże się z działaniami nielegalnymi, a dochodzi do niej w obecnych czasach więcej niż raz, powinna być przez każdego następnego pracodawcę zrozumiana i właściwie oceniona – uspokaja.

Zdaniem Katarzyny Szymańskiej, psycholożki, zmiana zawodu i błyskawiczne przekwalifikowanie się świadczą o dojrzałości, odporności i umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach. – Stres związany z utratą pracy może być tak silny jak ten, który towarzyszy nam po śmierci bliskiej osoby, w czasie rozstania z partnerem czy na skutek ciężkiej choroby – uważa Szymańska.

– Dla wielu osób praca i wykonywany zawód są tym, co je określa, wyznacza miejsce w społecznej hierarchii. Utrata tej pozycji, a tak często ludzie postrzegają zwolnienie, wiąże się z poważnym napięciem, ogromnym lękiem o byt, często spadkiem wiary w swoje siły, poczuciem beznadziei. W czasie pandemii dodatkowo wszyscy znajdujemy się w stanie permanentnego kryzysu, więc utrata pracy może wywoływać poważne reperkusje psychiczne, takie jak załamanie nerwowe, depresja, stany lękowe. Ale z drugiej strony może też doprowadzić do wyjątkowej mobilizacji, która pozwoli skupić się na problemie i wszystkie siły skierować, by ten problem rozwiązać. Poradzenie sobie z kłopotem, znalezienie innej, nawet gorzej płatnej pracy, daje ukojenie i satysfakcję – wyjaśnia psycholożka.

Na prośbę bohaterki artykułu jej imię zostało zmienione.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (151)