W Polsce to prawdziwa plaga. Najbardziej zagrożeni tacy rodzice
Wypalenie rodzicielskie powoduje zaburzenia snu, a czasami zachowania ucieczkowe, np. sięganie po używki: alkohol czy narkotyki. U niektórych osób mogą też wystąpić depresja i myśli samobójcze. Ma ono bardzo bezpośredni wpływ na to, jak odnosimy się do dziecka, na ile jesteśmy w stanie się nim zaopiekować, a na końcu - jak ono funkcjonuje - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską psycholożka i psychoterapeutka Małgorzata Rymaszewska z gabinetu "Rodzice i dzieci" w Warszawie.
Katarzyna Trębacka, Wirtualna Polska: Z międzynarodowych badań nad wypaleniem rodzicielskim przeprowadzonych w 2021 r. wynika, że Polska, spośród 42 badanych krajów, osiągnęła najwyższy wskaźnik wypalenia rodzicielskiego. Z czego pani zdaniem to wynika? Dlaczego polscy rodzice tak są swoją rodzicielską rolą sfrustrowani?
Małgorzata Rymaszewska, psycholożka i psychoterapeutka: Trudno mi powiedzieć. Mogę spekulować, że przyczyny naszego wypalenia rodzicielskiego wynikają - z jednej strony z cech charakterystycznych dla Polaków, a z drugiej - są powiązane z tym, co obecnie się w Polsce dzieje. Jak wynika z przytoczonego przez panią badania, są czynniki które zwiększają prawdopodobieństwo wypalenia rodzicielskiego, niezależnie od szerokości geograficznej i kultury. Zaliczymy tutaj przede wszystkim stres. Jeśli jest go więcej niż naszych możliwości poradzenia sobie z nim i ma on charakter przewlekły (jak to ma miejsce w przypadku wychowywania dzieci), to znacząco wpływa on na prawdopodobieństwo wystąpienia wypalenia rodzicielskiego.
Jeśli zaś chodzi o nasze specyficzne, polskie cechy, to wymieniłabym tu nadmierną neurotyczność, czyli skłonność do przeżywania silnych emocji. Jest też taka cecha temperamentu, jak ugodowość, której nam, Polakom, brakuje. Myślę, że jesteśmy narodem walczącym, od wieków cały czas toczymy jakąś bitwę. Na dodatek zaczynamy bardzo wcześnie: najpierw walczymy z naszymi rodzicami, a potem, gdy już sami jesteśmy dorośli, to walczymy z dziećmi. Jeśli o wszystko cały czas musimy toczyć wojny, to przenosimy te wzorce z pokolenia na pokolenie. Ponadto, w relacjach rodzinnych i w ogólne w rolach wymagających pracy z ludźmi, których zachowań nie możemy do końca kontrolować, wypalenie pojawia się częściej niż innych sytuacjach życiowych, bo wywołuje w nas poczucie braku skuteczności i kontroli.
Czy zmiany cywilizacyjne, przemiany społeczne też mają na nas negatywny wpływ, jeśli chodzi o rodzicielstwo?
Zdecydowanie. Ważna dla naszego poczucia bezpieczeństwa egzystencjalnego była pandemia, a teraz wojna na wschodzie. Wywołują one stres i brak poczucia kontroli przy silnym poczuciu odpowiedzialności rodzicielskiej. Sądzę, że nie bez znaczenia jest także fakt, że dawniej mogliśmy liczyć na pomoc krewnych czy sąsiadów. Obecnie jest wiele rodzin, które nie mają żadnego wsparcia, szczególnie w dużych miastach. Do tego stawiamy sobie bardzo wysokie wymagania, cały czas jesteśmy na dorobku. Dobrze by nam zrobiło, gdyby udało nam się przywrócić tę równowagę między stresem, którego doświadczamy i którego rodzice zawsze doświadczali, a przekonaniem, że nie jesteśmy jedynymi, którzy mogą zaopiekować się naszymi dziećmi. Często jest to naprawdę tylko przekonanie, a nie stan rzeczywisty, choć nie zawsze.
A jak ta sytuacja wygląda z poziomu pani gabinetu? Z jakimi problemami zgłaszają się rodzice?
To, co przede wszystkim widzę wśród klientów naszego gabinetu, to właśnie brak wsparcia (lub poczucie jego braku) ze strony bliskich, dziadków, innych krewnych. Na przykład wielu rodziców żyje w przekonaniu, że nie mogą w żadnym wypadku wyjechać na wakacje czy na weekend bez dzieci. W efekcie nie wyjeżdżają całymi latami. Przyjmują założenie, że czegoś się nie da zrobić i ten stan będzie trwał, dopóki dzieci nie staną się dorosłe. Nawet trudno jest ich nakłonić, żeby spróbowali wysłać dziecko na obóz, dzięki czemu będą mogli sprawdzić, jak to wpłynie nie tylko na ich relacje w parze, ale też na funkcjonowanie dzieci. Rodzice często odpowiadają, że to jest niemożliwe, bo dziecko nie chce jechać. I koniec. Pytają: "I co my mamy w takiej sytuacji zrobić?". A ja w ich głosie słyszę ogromne poczucie bezradności. A to właśnie bezradność i brak wpływu na to, co się dzieje i brak szans na poprawę własnego dobrostanu powodują poczucie wypalenia
Dziecko nie chce jechać na obóz? To przecież rodzice powinni o tym decydować…
Mnie pani nie musi o tym przekonywać. To jest jak z robieniem siusiu na nocnik w określonym wieku. Rodzice w pewnym momencie muszą wziąć malucha i powiedzieć: "Kochanie, przyszedł czas, żebyś robił czy robiła siusiu na nocnik!". Podobnie jest z wyjeżdżaniem na obozy. Bierzemy dziecko i radośnie mu oznajmiamy, że ma już 8 czy 9 lat i to jest najwyższy czas, żeby wybrać się na wakacje bez rodziców. Zwłaszcza, że zdecydowanie łatwiej przekonać dziecko, gdy jest młodsze, niż jak ma 12, 13 czy 14 lat. Wiadomo, że tak czy siak ośmiolatek czy 12-latek pewnie na pierwszym wyjeździe będzie płakał. Ale im dziecko jest młodsze, tym mniejszy wstyd z powodu tych łez. Ważne, żeby pamiętać, że my musimy jako rodzice odpocząć i skoro nasze dzieci mają wakacje, to nam też te wakacje się należą.
Czyli tutaj potrzebna jest praca z rodzicem, a nie z dzieckiem?
Tak. Chodzi o to, żeby rodzic rozumiał, że to normalne, że dziecko w takich sytuacjach płacze. To świadczy o tym, że rodziców kocha, że jest z nimi związane. Gdyby nie płakało, to by było dziwne! Wszystko jest w porządku, bo wskazuje na istnienie ważnej i silnej więzi, ale ten płacz zwykle nie oznacza, że dziecku dzieje się krzywda. Ośmiolatek wyjeżdżając bez rodziców uczy się tego, że inne osoby też mogą nim się zaopiekować, że pewne rzeczy może zrobić sam, że potrafi poradzić sobie w różnych sytuacjach. To bardzo ważne, bo dziecko na obozie dowiaduje się, że może nawiązać przyjaźnie bez konieczności pomocy mamy, która zawozi je do kolegi. Wszystkie te rzeczy mogą być dla dziecka źródłem zadowolenia i satysfakcji. Uczy się, że ma swój świat, za który jest odpowiedzialny.
Co się dzieje, gdy rodzic nie sięgnie po pomoc i niczego nie zmieni? Jak wygląda funkcjonowanie z wypaleniem rodzicielskim?
Podobnie jak w przypadku innego rodzaju wypalenia, pojawiają się zaburzenia snu, czasami zachowania ucieczkowe, np. sięganie po używki: alkohol czy narkotyki. U niektórych osób mogą też wystąpić depresja i myśli samobójcze. Nasze wypalenie ma bardzo bezpośredni wpływ na to, jak odnosimy się do dziecka, na ile jesteśmy w stanie się nim zaopiekować, a na końcu, jak ono funkcjonuje. Jeśli rodzice nic z wypaleniem nie robią, to ono się pogłębia i prowadzi do depresji. Po pewnym czasie pojawia się pragnienie dystansu emocjonalnego i fizycznego wobec dziecka, co powoduje, że nawet nie jesteśmy w stanie być z tym dzieckiem, uciekamy. Skoro czasami boimy się wstać rano z łóżka, żeby rozpocząć kolejny dzień, to nic dziwnego, że nie starcza nam wtedy siły ani możliwości na to, by usłyszeć dziecko, wczuć się jego położenie. A trudno oczekiwać od pięciolatka, że wykaże się zrozumieniem wobec matki, która ma zły dzień. Niestety, tak się nie stanie. Dziecko nie zrozumie rodzica w taki sposób, żeby rodzic mógł poczuć się zrozumiany w swoim cierpieniu.
Wypalenie rodzicielskie wiąże się także z procesem odczłowieczania dziecka, a co za tym idzie pojawiają się złość, irytacja, krzyk, bicie… Tym, co jest specyficzne dla wypalenia rodzicielskiego są właśnie przemoc i zaniedbywanie. Dotyczy to również tych osób, które mówiły, że nigdy w życiu nie uderzyłby dziecka, że nie ma możliwości, żeby podniosły na nie głos. Ale niestety, dorośli żyjący w takim napięciu robią rzeczy, których nigdy nie chcieli robić. Mimo najszczerszych chęci nie potrafią się powstrzymać, są bezradni wobec swojej agresji. Różne badania, z którymi się spotkałam, pokazują, że to, co jest najlepsze dla dzieci, to nasze umiejętności dbania o siebie. Jeśli my rodzice mamy nasz kielich wypełniony, to mamy się czym z dzieckiem podzielić, jeśli jest on pusty – to nie mamy mu co dać.
A jak wypalenie rodziców wpływa na dziecko?
Myślę, że na początku takie dziecko przede wszystkim jest bardzo samotne i przestraszone - ze swoim problemami zostaje bez pomocy. Uczy się również tego, że nie może liczyć na swoich bliskich, że nie warto prosić o pomoc, bo taka prośba spotyka się z krzykiem. Dowiaduje się też, że jeżeli ktoś się zdenerwuje, to może krzyczeć, wyzywać innych, a nawet uderzyć – to właśnie pokazują dziecku dorosłe osoby, które są w jego otoczeniu i są dla niego najważniejsze. Dzieci, których rodzice mierzą się z wypaleniem rodzicielskim, zapadają na depresje czy różne inne zaburzenia, np. lękowe. Ich spektrum może być bardzo szerokie.
Co zrobić, jeśli czujemy się wypaleni rodzicielsko? Jak sobie pomóc, by wyjść z tej matni?
Myślę, że najważniejsze to zdanie sobie sprawy, że ma się kłopot, przyznanie się przed sobą, że jest ciężko. Często ludzie bardzo wstydzą się tego, że z czymś sobie nie radzą, a szczególnie, gdy dotyczy to bycia rodzicem. Nie mogą się przyznać, że mają ochotę sprać dziecko, wyrzucić je z domu i uciec na koniec świata, a budzą się codziennie rano z takim stanem ducha. Dla tych rodziców, którzy są gotowi o tym mówić – to pierwszy krok na drodze do wyjścia. Ci, którzy nie powiedzą o tym, zostają sami z ogromnym ciężarem. Dlatego ten pierwszy krok – wyznanie, co się z rodzicami dzieje, jest kluczowy. Następnie warto się przyjrzeć, co głównie przyczynia się do poczucia wypalenia. Często chodzi o nadmierne obciążenie obowiązkami. Okazuje się na przykład, że do jednego z rodziców wszyscy domownicy kierują swoje oczekiwania.
Moja koleżanka, mama trójki dzieci, kupiła sobie taki przyrząd do liczenia, żeby sprawdzić, ile razy w ciągu weekendu jej dzieci mówią do niej "mamo". Poddała się po tym, jak usłyszała "mamo" po raz tysięczny, a weekend się jeszcze nie skończył! Powiedziałam o tym przykładzie, bo to pokazuje, jak bardzo rodzice są obciążeni w ciągu dnia. Zwłaszcza, gdy dzieci jest więcej niż jedno. Opiekunowie cały czas są w gotowości nie tylko wobec ich potrzeb, ale także wszelkich zachcianek. A tak nie powinno być. Na pewno taka postawa nie służy dzieciom, a jak widzimy – nie wpływa dobrze na stan rodzica.
Myślę też, że na wypalenie rodzicielskie są bardziej narażeni rodzice małych dzieci do ok. 10 roku życia, ponieważ one wymagają i potrzebują znacznie więcej uwagi niż dzieci starsze. Nie można na ich prośby czy potrzeby nie odpowiedzieć (niekoniecznie pozytywnie), bo dziecko musi się nauczyć, że może na nas liczyć. Z drugiej strony niezwykle ważne dla nas, jako rodziców, jest wyrobienie w sobie takiego przekonania, że opieka nad dzieckiem to nie jest zadanie dla jednej osoby, a współdzielenie się nią jest warunkiem koniecznym, żeby do wypalenia rodzicielskiego nie doszło.
Małgorzata Rymaszewska - certyfikowana psychoterapeutka poznawczo-behawioralna. Prowadzi terapię schematów i TPB. Ukończyła psychologię na Uniwersytecie Warszawskim (specjalizacja: psychologia kliniczna dziecka). Studiowała też nauki społeczne (specjalizacja: psychologia) na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Australii. Prywatnie mama czworga dzieci.
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Właśnie trwa plebiscyt WP Kobieta #Wszechmocne2022. Zapraszamy do zgłaszania swoich nominacji w formularzu poniżej:
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo