Wywieźli dzieci Ukraińca do Moskwy. Niezwykłe, co zrobił

Jewhen Meżewyj został rozdzielony z dziećmi przez rosyjskich żołnierzy. Mężczyzna udał się aż do Moskwy, by wyrwać z rąk Rosjan dwie córki i syna. To niejedyny przypadek tzw. przymusowej deportacji. Na szczęście ta historia szczęśliwie się skończyła.

40-letni Ukrainiec przyjechał po swoje dzieci do Moskwy
40-letni Ukrainiec przyjechał po swoje dzieci do Moskwy
Źródło zdjęć: © Getty Images, Twitter | 2022 Getty Images, Twitter
oprac. ZS

20.03.2023 | aktual.: 07.02.2024 15:39

O rozdzielaniu rodzin i wywożeniu ukraińskich dzieci w głąb Rosji zagraniczne i polskie media pisały już wielokrotnie. Ofiarą okrutnych praktyk rosyjskich żołnierzy stał się m.in. 40-letni mieszkaniec Mariupola - Jewhen Meżewyj. Mężczyzna został rozdzielony z dziećmi, które zostały wywiezione przez wrogie wojska na teren Rosji. Takich przypadków w Ukrainie są tysiące.

Jego dzieci zostały przymusowo deportowane. Szukał ich za wszelką cenę

Rodzina Jewhena ukrywała się w schronie, znajdującym się w jednym z mariupolskich szpitali. To właśnie tam została zatrzymana przez rosyjskich żołnierzy. 17 marca 2022 roku mężczyzna został obudzony przez syna słowami: "Tato, na schodach są rosyjscy żołnierze".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jewhen Meżewyj w latach 2016-2019 służył w ukraińskiej armii, która działała na zachodzie kraju. Informacje te trafiły do wiadomości rosyjskich żołnierzy, a mężczyzna został zamknięty na 45 dni w więzieniu. Jak tylko z niego wyszedł, pojechał do Doniecka i zaczął poszukiwania trojga dzieci - dwóch córek i syna, które zostały przymusowo wywiezione do rosyjskiego ośrodka. Okazało się, że znajdują się aż w Moskwie.

40-latek musiał podjąć pracę, aby pozyskać fundusze na przejazd do dzieci i wyswobodzenie ich z rąk Rosjan. W czerwcu 2022 roku, okazało się, że ośrodek, w którym przebywają, ma zostać zamknięty, a znajdujące się w nim dzieci zostaną przekazane rodzinom zastępczym lub trafią do sierocińców. Z pomocą wolontariuszy Jewhenowi udało się dotrzeć do Moskwy.

"Byłem w szoku"

Gdy Ukrainiec dotarł do Moskwy, od razu skontaktował się z nim rosyjski urzędnik z biura rzecznika praw dziecka. Aleksiej Gazarian powiedział, że aby odzyskać dzieci, Jewhen musi uzyskać specjalną zgodę od opieki społecznej samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Na szczęście 20 czerwca zgoda została wydana, a mężczyzna zabrał dzieci i przy pomocy wolontariuszy przedostał się do Łotwy.

"Byłem w szoku, gdy zobaczyłem, że obóz miał olbrzymią bramę i byli tam uzbrojeni strażnicy (...). Kiedy wypełniałem ostatni dokument, usłyszałem głosy moich dziewczynek i przestałem. Podbiegły i długo się przytulaliśmy. Potem podszedł mój syn Matwij - wspominał 40-latek w rozmowie z dziennikarzem "The Guardian".

Ukrainiec, zanim spotkał się z dziećmi, był przesłuchiwany przez co najmniej pięć osób. Musiał też wypełnić kilkanaście stron specjalnych dokumentów, zanim pozwolono mu zabrać własne dzieci. Wśród kwestionariuszy znalazło się pismo, przez które ojciec musiał prosić 13-letniego syna o to, by znów mógł sprawować opiekę nad nim i siostrami.

"Co mogę powiedzieć o wizycie Putina w Mariupolu? Chciałbym, żeby złapał gumę"

Jewhen widział w sieci Władimira Putina, który pojawił się w ostatnią niedzielę w Mariupolu. Spytany przez reportera, co o niej sądzi, stwierdził, że prezydent Rosji powinien złapać gumę.

- Jest dla mnie nikim, a pół świata wie, kim jest - dodał 40-letni Ukrainiec.

Jak podkreślił "The Guardian", mężczyzna z trudem powstrzymywał złość na widok Putina na ukraińskich ziemiach. To w końcu on nadzorował deportację ukraińskich dzieci w głąb Rosji.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie