Blisko ludzi"Zakochała się w kochanku, którego wybrał dla niej… jej mąż". Katarzyna Kucewicz o konsekwencjach otwartych związków

"Zakochała się w kochanku, którego wybrał dla niej… jej mąż". Katarzyna Kucewicz o konsekwencjach otwartych związków

Jak twierdzi psycholog Katarzyna Kucewicz, związki niemonogamiczne zyskują na popularności
Jak twierdzi psycholog Katarzyna Kucewicz, związki niemonogamiczne zyskują na popularności
Źródło zdjęć: © 123RF
02.10.2020 20:57

– Niemonogamia nie powinna być receptą na odbudowanie więzi i życia seksualnego – mówi psycholog i terapeutka par Katarzyna Kucewicz. Związki otwarte wydają się atrakcyjne, szczególnie jeśli do relacji wkradła się rutyna lub pojawiają się zgrzyty. Czasami zapominamy jednak, że otworzenie związku zawsze pociąga za sobą konsekwencje.

Ewa Podsiadły-Natorska: Co to znaczy żyć w otwartym związku?

Katarzyna Kucewicz, psycholog: Związki otwarte to związki, w których obowiązuje zasada odpowiedzialnej niemonogamii. Mówimy o nich wtedy, gdy para świadomie decyduje się na rozszerzenie relacji o dostępność osób trzecich, przeważnie w wymiarze seksualnym, ale też emocjonalnym. Rodzaje związków niemonogamicznych są bardzo różne; możemy mieć związki sporadycznie otwarte, np. podczas swingowania czy związki poliamoryczne.

Niemonogamiczne związki są też wtedy, kiedy od czasu do czasu, np. w wakacje, decydujemy się na otworzenie relacji, zaproszenie do niej nowych osób. Punktem wspólnym tych relacji jest to, że taki związek składa się z dwóch osób będących w centrum relacji oraz osób dodatkowych pojawiających się w ich życiu w różnym charakterze. Czy jest to szokujące? Dla wielu tak, ale praktyka pokazuje, że coraz więcej osób wchodzi w takie nieszablonowe relacje i jest w nich spełnionych.

Dlaczego pary decydują się na takie rozwiązanie?

Większość ludzi wprowadza w swoje związki regułę wyłączności, zakładając, że podstawą związku partnerskiego jest poczucie bezpieczeństwa wynikające z tego, że jesteśmy wobec siebie w 100 proc. lojalni. Rozumiemy, że wchodząc w związek, dotrzymujemy sobie wierności oraz wyłączności i stawiamy partnera na piedestale w hierarchii ważnych osób. To partner jest tym, który z nami śpi, wie o nas najwięcej, to o niego się troszczymy, gdy jest chory, a nie o przyjaciela z pracy, gdy obaj równocześnie chorują. Większość ludzi tak pojmuje związek: że mamy jedną, najważniejszą osobę.

Ale są pary, które bardziej cenią sobie wartość, jaką jest wolność, a niekoniecznie wyłączność wobec siebie. I te pary, dla których wolność jest większą wartością w związku, mogą mieć poczucie, że monogamia jest ograniczająca, stanowi wytwór kulturowy. Jeśli dwie osoby się na to zgadzają, to będą chciały w pewnym momencie otworzyć związek, żeby pogłębiać swoje doświadczenia, żeby rozwinąć się i stworzyć głębokie więzi z innymi osobami. One nie mają z reguły problemu z tym, żeby pozwolić swojemu partnerowi, by ten zaznawał przyjemności w ramionach innych osób. Zgadzają się na to, aby partner mógł realizować swoje potrzeby – np. potrzebę seksualną czy bliskości – również z kimś z zewnątrz.

Można jakoś scharakteryzować osoby, które chcą otwartego związku?

Z badań wynika, że związki otwarte przede wszystkim tworzą osoby, które mają wysokie poczucie własnej wartości. Fakt, że partner chodzi na randki z inną osobą, nie uderza w ich pewność siebie i samoocenę. Bywa też, że ludzie otwierają związki, gdy w relacji pojawia się rutyna. Zaczynamy się nudzić i próbujemy dodać kolorytu związkowi, odświeżyć go, nadać mu ciekawą formę. Jedne pary decydują się na dogging (seks w miejscach publicznych – przyp. red.), inne na praktyki BDSM, a jeszcze inne na trójkąt. Natomiast w niektórych relacjach pojawia się pomysł związku otwartego, wtedy kiedy jest kryzys, kiedy pojawiają się oddalenie i awantury. Może mieć to słabe konsekwencje.

Jakie?

Co jakiś czas do mojego gabinetu trafiają pary, które żyją w związkach otwartych. Często są to tzw. millenialsi, ale nie ma tu reguły. Tworzą związki otwarte różnego rodzaju, a problemy, z którymi do mnie przychodzą, wynikają z różnych przyczyn – nie zawsze problemem jest sam związek, choć tak jest najczęściej. Jedna z moich pacjentek była zmęczona związkiem otwartym, bo to nie był jej pomysł ani jej wola. Podporządkowała się partnerowi, który bardzo chciał związku otwartego, lecz ona w tym układzie nie czuła się komfortowo, płakała, że to nie dla niej, ale bała się powiedzieć partnerowi, co czuje – bała się, że ją zostawi. Spełniła jego zachciankę i ich związek wyglądał tak, że on chodził na randki, a ona na niego czekała, udając, że jej się to podoba.

Przyszła do pani gabinetu sama?

Tak, ponieważ czuła, że to ona ma problem, bo wmanewrowała się w coś, czego tak naprawdę nie chciała. A było jej głupio stawiać granice, ponieważ miała poczucie, że przecież na taki związek wyraziła wcześniej zgodę. Pamiętam też pacjentkę, od której usłyszałam: "Zgodziłam się na związek otwarty, bo wolę wiedzieć, że mój partner chodzi na randki, niż nie wiedzieć i być zdradzaną, bo przecież faceci zawsze zdradzają". To też jest niewłaściwe podejście.

Czasami zdarza się, że pan przychodzi do gabinetu i oznajmia, że jest w związku otwartym z trzema kobietami, ale żadna z nich o sobie nie wie. To nie związek otwarty, tylko zdrada. Związek otwarty zakłada uczciwość i przejrzyste reguły. Żeby się powiódł, obie strony muszą go bardzo chcieć i trzymać się zasad.

Ci ludzie wiedzą, na co się piszą?

Nie zawsze. Pamiętam parę, w której mężczyzna bardzo chciał otworzyć związek seksualnie i pobawić się w tzw. cuckold, czyli zdradę kontrolowaną – miał patrzeć, jak żona uprawia seks z innym mężczyzną. Żona się na to przez długi czas nie godziła, ale w końcu zmieniła zdanie. I w efekcie zakochała się w swoim kochanku, którego wybrał jej mąż! Zapragnęła monogamicznego związku z tamtym mężczyzną. Mąż tego absolutnie nie przewidział, fantazjując o kontrolowanej zdradzie. Tamto małżeństwo zawisło na włosku, ale trafili do mnie, bo chcieli uratować relację.

Udało się im pomóc?

Wtedy tak. Otwieranie związku generalnie jest dość ryzykowne. Musimy liczyć się z konsekwencjami swojej decyzji. Wszyscy mamy pewne przekonania dotyczące tego, czym jest otwarty związek i wyobrażamy sobie, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Ale prawda jest taka, że im więcej ludzi, tym większe problemy i nieoczekiwane zwroty akcji. W praktyce często jest tak, że w związkach otwartych w pewnym momencie do głosu dochodzą zazdrość i rywalizacja. Kończą się wtedy, gdy zaczynamy się ze sobą ścigać i porównywać do osób, z którymi spotyka się nasz partner, zwłaszcza jeśli uderza to w poczucie naszej wartości.

Gdy w związku się nie układa, otworzenie go to dobry pomysł?

Moim zdaniem nie. To pomysł, który może nam przysporzyć więcej cierpienia niż radości. Bo próbując relacji z innymi osobami, siłą rzeczy dystansujemy się od swoich partnerów. Nasza uwaga – emocjonalna, seksualna – ładowana jest w stronę innych ludzi. Zamiast poświęcić czas i energię na odbudowanie relacji, w której coś się popsuło, budujemy relacje na zewnątrz. To sprawia, że ludzie się od siebie oddalają, więc pomysł, by w taki sposób ratować związek, jest niebezpieczny.

Niemonogamia nie powinna być receptą na odbudowanie więzi i życia seksualnego. Ale nie jest też czymś złym. Nierzadko bowiem okazuje się, że pary w związku otwartym są szczęśliwe, o ile od początku świadomie się na to zgodziły i o ile potrafią trzymać się ustalonych reguł, są świadome siebie, potrafią sobie poradzić z wyłącznością.

Czyli przekonanie, że otwarte związki są spisane na straty, to jednak mit?

Jest taki stereotyp, że związki otwarte to związki ludzi zaburzonych, niepotrafiących tworzyć więzi emocjonalnych. Związki, w których na pewno jest jakiś problem. Myślimy, że osoba, która proponuje związek otwarty, musi mieć problem z seksoholizmem albo w dzieciństwie czuła się niekochana. Z analiz psychologicznych wynika jednak, że nie zawsze tak jest. Są osoby, którym w takich układach żyje się lepiej. Mają udane życie erotyczne, ale też czują się emocjonalnie zaopiekowane, bo kocha je, wspiera, wysłuchuje i doradza przecież kilka osób jednocześnie, a często daje to gigantyczne wsparcie emocjonalne. Tłumaczą, że być w otwartym związku to tak, jakby mieć kilkoro dzieci – kochamy przecież każde z nich, tylko może nieco inną miłością.

Katarzyna Kucewicz – psycholog, psychoterapeutka, terapeutka zaburzeń seksualnych. Współtwórczyni Ośrodka Psychoterapii i Coachingu INNER GARDEN w Warszawie. Ekspertka w mediach. Na Instagramie prowadzi cykl rozmów "Nocne Rozmowy Terapeutów". Współautorka książki (z Moniką Janiszewską) "Pięknie odmienni. Jak uwolnić związek od sprzeczek i nieporozumień".

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (459)
Zobacz także