FitnessZamykamy oczy, otwieramy serca

Zamykamy oczy, otwieramy serca

– Transcendentalną medytację uprawiam od 20 lat – opowiada prezes Polskiego Towarzystwa Idealnej Edukacji Andrzej Michałowski. – Coraz głębiej odczuwam moje relacje ze światem i coraz bardziej się nim zachwycam.

Zamykamy oczy, otwieramy serca
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

16.11.2009 | aktual.: 08.06.2010 01:20

Techniki medytacji rozwinęły się w różnych kulturach jako narzędzia praktyk, najczęściej religijnych, służących rozwojowi świadomości, poznaniu siebie i świata.

– Transcendentalną medytację uprawiam od 20 lat – opowiada prezes Polskiego Towarzystwa Idealnej Edukacji Andrzej Michałowski. – Coraz głębiej odczuwam moje relacje ze światem i coraz bardziej się nim zachwycam. W 1989 roku pojechałem do Indii. Mnich, którego spotkałem, pokazał mi górę i powiedział: „zobacz, jak pięknie”. Pomyślałem wtedy: góra jak góra… A dziś wyglądam przez okno i za każdym razem myślę: jak pięknie.

Medytuj w szkole

Skala zjawiska medytacji w Polsce nie została zbadana. Z obserwacji osób zaangażowanych w praktykę wynika, że w ostatnich 30 latach wzrosła popularność różnych technik i liczba ośrodków medytacyjnych. Pojawiły się też próby wprowadzenia medytacji do systemu edukacji. Na świecie jest już ona obecna w szkołach i na uniwersytetach. System transcendentalnej medytacji popularyzuje reżyser filmowy David Lynch.

W 2005 roku założył Fundację dla Edukacji i Światowego Pokoju w Oparciu o Świadomość, która przeznaczyła miliony dolarów na programy medytacji dla studentów, rodziców i nauczycieli. Lynch prowadzi także prezentacje na uczelniach USA, Brazylii, Anglii, Niemiec i Francji. Jak wynika z badań Polskiego Towarzystwa Idealnej Edukacji, program edukacji opartej na rozwoju świadomości wprowadzono do 30 szkół oraz pięciu wyższych uczelni w USA, a w Ameryce Łacińskiej – do 72 szkół i pięciu uniwersytetów, m.in. w Brazylii, Meksyku i Argentynie. W Chile komisja rządowa rekomendowała wprowadzenie medytacji do wszystkich szkół w kraju.

Transcendentalna medytacja pojawiła się na świecie w latach 50. Do Polski trafiła w latach 70., ale popularność zaczęła zdobywać na przełomie lat 80. i 90. Twórca tej techniki Mahariszi Mahesz Jogi usystematyzował starą wiedzę wedyjską, która została przełożona na język współczesnej nauki i medycyny. A wszystko to służy jednemu celowi – osiągnięciu stanu doskonałego zdrowia i całkowitego rozwoju umysłu, czyli stanu oświecenia. – Regularne praktykowanie transcendentalnej medytacji zwiększa kreatywność, inteligencję, poprawia zdrowie i zachowania społeczne, tworzy atmosferę spokoju i harmonii na uczelni, potwierdzają to badania naukowe – uważa Andrzej Michałowski. – Dziecko, które medytuje, jest bardziej kreatywne, ma więcej energii i lepsze wyniki w nauce, inni zaczynają je naśladować, poprawiają się relacje pomiędzy uczniami, uczniami a nauczycielami oraz wśród nauczycieli. Nasza świadomość ma efekt pola, więc jedna osoba medytująca powoduje uporządkowanie fal mózgowych osób wokół siebie.

Michałowski, który w 1990 roku ukończył specjalny kurs dla nauczycieli transcendentalnej medytacji i od tego czasu jej naucza, od kilku lat propaguje wprowadzenie jej do szkół, bo, jak twierdzi, współczesna edukacja nie prowadzi do pełnego rozwoju umysłu. – Jestem ojcem i widziałem, jak małe dzieci cieszy poznawanie świata. Widziałem też, jak ta radość się kończy, gdy idą do szkoły, bo tam zaczynają być ograniczane, oceniane i klasyfikowane. Mój syn, który uprawia transcendentalną medytację, ma silny umysł, jest zdrowy, ciekawy świata i bardzo radosny. Moja żona, pedagog baletu, odkąd zaczęła medytować, coraz więcej piękna dostrzega w naszych tańcach narodowych. Medytacja pomaga wrócić do siebie, do swojego źródła, kultury. Ostatnio usłyszałem na mszy: „Niech pokój Pański zawsze będzie z wami” – i zrozumiałem, co to znaczy: niech spokój będzie w waszych umysłach, niech wasz umysł zawsze będzie w stanie umysłu Stwórcy, oświecony.

W ciszy serca

Medytacja nie jest tylko elementem tradycji buddyjskiej czy hinduistycznej. – Chrześcijańska szkoła medytacji opisywana była już w III i IV w. przez ojców Kościoła. Ta wiedza wymaga jedynie usystematyzowania – mówi benedyktyn, ojciec Jan Paweł. – Opatówka, część gościnna w klasztorze w Tyńcu, funkcjonuje od lat powojennych. Każdy mógł przyjechać, poprosić o prowadzenie duchowe lub pobyć w ciszy i odosobnieniu. Od kilku lat liczba osób poszukujących wyciszenia rośnie lawinowo. Klasztor został poszerzony o Dom Gości, powołaliśmy Benedyktyński Instytut Kultury „Chronić dobro”, który organizuje programy medytacyjne.

W Tyńcu warsztaty medytacyjne opierają się na stałym rytmie modlitw i posiłków. – Medytację przeprowadzam na biblijnych obrazach – wyjaśnia benedyktyn. – Wybieram temat: harmonia, otwartość, radość, przemijanie, i do tego scenę z Nowego Testamentu. Na przykład szacunek obrazowałem sceną, gdy jawnogrzesznica namaszcza olejkiem stopy Jezusa. Naszym celem jest spojrzeć Mu w oczy, doświadczyć przebaczającej miłości. Ale ważne jest też to, żeby zrozumieć, co czuje jawnogrzesznica. Dzieje się to, co działo się 2 tys. lat temu, a problem osobisty, który zostaje obejrzany, przeżyty i przyjęty, rozwiązuje się. Scena rozgrywa się w każdym, w ciszy jego serca.

Można medytować, rozmyślając nad obrazem biblijnym lub nad słowem (jezuickie Rekolekcje Ignacjańskie, w czasie których medytuje się nad fragmentami Pisma Świętego). Źródłowo „meditare” znaczy jednak „spoglądać w centrum”. Ta wczesnochrześcijańska forma medytacji polegała na całkowitym wyciszeniu ciała i myśli. Pomaga w tym powtarzanie w rytmie wdechu i wydechu formuły: np. modlitwy Jezusowej „Jezu Chryste, Synu Boga Wiecznego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”, „Zdrowaś Mario”, aramejskiego słowa „Abba” (Ojcze) lub „Maranatha” (Przyjdź, Panie).

Centrum Medytacji Chrześcijańskiej powstało w 1975 roku. Dziś w ponad 100 krajach działa około 1800 grup i 27 centrów medytacyjnych inspirujących się nauką ojca Johna Maina oraz wczesną tradycją monastyczną, zwłaszcza benedyktyńską. Medytacja chrześcijańska jest obecna w szkołach, m.in. w Meksyku i Nowej Zelandii. Centra medytacji chrześcijańskiej istnieją w każdym większym mieście w Polsce. Najbardziej znana jest Lubińska Wspólnota Grup Medytacji Chrześcijańskiej w klasztorze benedyktyńskim pod Poznaniem.

– Grupa pomaga – tłumaczy Zofia, emerytowana dziennikarka, która praktykuje medytację chrześcijańską od 15 lat. – Bo albo człowiek wróci do domu zmęczony, albo rano za późno wstanie. A medytacja powinna być nawykiem, jak mycie zębów. Sala medytacyjna w Lubinie wygląda jak sala do ćwiczeń i kaplica zarazem – wchodzi się bez obuwia, kłania przed krzyżem i siada na poduszce. Zjeżdżają się tu i modlą goście z różnych tradycji, m.in. nauczyciel medytacji zen Roshi Jakusho Kwong, przełożony sang buddyjskich na świecie.

– Porządek dnia jest taki: o 6.00 rano jutrznia – opisuje Zofia – potem medytujemy, gotujemy obiad, sprzątamy klasztor i pracujemy w ogrodzie. Na koniec dnia ostatnia modlitwa – kompleta – i jeszcze dwie sesje medytacyjne po 25 minut. Na początku czytany jest fragment Pisma albo teksty ojców Kościoła. Potem siedzimy i myśli atakują. Przepływają, a ja powtarzam moje słowo, np. „Maranatha”. Teraz, po 15 latach, czasami czuję, że to słowo we mnie jest. Medytacja pomaga wyciszyć własne ego, które cały czas czegoś chce, boi się i nie daje spokoju. W ciszy własnego serca spotykam się z Bogiem, który inspiruje mnie do pełniejszego, lepszego życia. Nikt nie skazuje nas na cierpienie. Życie ma przynosić radość. Musimy tylko dokonywać właściwych wyborów. A każde wypowiadane święte słowo powoduje, że człowiek też się uświęca, otwiera na innych. Gdy podróżowałam po Tybecie i Mongolii, siadałam na ławeczce obok buddyjskich mnichów i odmawiałam swoje słowo.

Zgodzić się, że nie wiem

– Ta droga nie ma końca – mówi Małgorzata Braunek, która medytuje od 30 lat, uczy medytacji zen i prowadzi szkołę medytacji Kanzeon. – Odsłaniają się kolejne kurtyny, zauważamy rzeczywistość, która była przed nami zasłonięta. Nasza świadomość się zmienia, przestrzeń wewnętrzna się powiększa, łatwiej nam zarządzać sobą. Przestajemy zaskakiwać siebie, ale też kontrolować się i tłumić. Na ogół skłaniamy się ku medytacji, gdy pragniemy wiedzy o nas samych i cierpimy z powodu braku wewnętrznej harmonii. Chcemy siebie ulepszyć, uspokoić, zaspokoić nasze pragnienia. Ale z czasem orientujemy się, że już nie robimy tego tylko dla siebie. Doświadczamy jedności, znika rozdzielenie ja – inni. Stajemy się odpowiedzialni za siebie, za swoje czyny, a więc też za innych wokół nas, za całą planetę.

Małgorzata Braunek opowiada, jak należy medytować: – Siadamy na poduszce lub krzesełku i staramy się oddychać w sposób świadomy. Oddech symbolizuje naszą relację ze światem: pobieramy, przetwarzamy, oddajemy. Zaczynamy obserwować nasz oddech i on wprowadza nas w głąb siebie. Obserwujemy to, co się dzieje, starając się nie oceniać i nie podążać za naszymi myślami. Jestem tu i teraz, nie projektuję, zgadzam się na to, że nie wiem, co będzie. To stan, który prowadzi do transcendencji. 30 minut siedzimy, potem 10 minut medytacji w ruchu – chodzimy po sali medytacyjnej. W domu możemy medytować przy każdej czynności. Stan bezruchu jest stanem absolutnym, nie ma czasu i nie ma działania. Medytacja w ruchu powoduje, że przechodzimy z tym stanem uwagi do normalnego funkcjonowania. Dopiero gdy te obie perspektywy się połączą, powstaje pełnia. W istocie rzeczywistość relatywna, zwana też dualną, oraz rzeczywistość absolutna, duchowa nie są rozdzielone. Są tą samą Rzeczywistością, tworzą całość.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)