Warunki w pracy go przerosły. 20‑latek pokazał zdjęcia

- Poplamione materace, dziury w podłodze, porozrzucane śmieci, rozpadający się prysznic - tak wyglądało zakwaterowanie, które oferował jeden z pracodawców w nadmorskiej miejscowości. Praca, która miała być sposobem na dodatkowy zarobek, ostatecznie okazała się koszmarem.

Warunki noclegu pozostawiają czasem wiele do życzenia (fot. archiwum prywatne)
Warunki noclegu pozostawiają czasem wiele do życzenia (fot. archiwum prywatne)
Źródło zdjęć: © Agencja Forum
Agnieszka Woźniak

07.08.2024 | aktual.: 07.08.2024 08:59

Nadmorskie miejscowości, takie jak Sopot, Kołobrzeg czy Międzyzdroje, żyją w sezonowym rytmie. Latem zamieniają się w tętniące życiem centra turystyczne, zimą stają się cichymi, niemal opustoszałymi miejscami. Smażalnie ryb, serwujące świeżo złowione dorsze i flądry, lodziarnie z szerokim wyborem smaków lodów, restauracje oferujące dania kuchni polskiej i międzynarodowej oraz kawiarnie kuszące aromatyczną kawą i wypiekami – bez wszystkich tych punktów handlowych urlop wielu turystów nie byłby udany.

Dla młodych ludzi, zwłaszcza z mniejszych miejscowości, to także okazja do zarobienia dodatkowych pieniędzy, zdobycia doświadczenia zawodowego i nawiązania nowych znajomości.

Przy wyborze oferty pracy należy być jednak niesamowicie czujnym. Czasem wakacyjne zajęcie przeradza się bowiem w koszmar, który na długo zostaje w pamięci. Tak było w przypadku 20-latka, który zdecydował się podjąć sezonowej pracy w kuchni polowej w jednej z nadmorskich miejscowości.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Koszmarne warunki noclegu

20-latek z entuzjazmem przyjął ofertę pracy w kuchni polowej. Perspektywa spędzenia wakacji nad morzem i jednocześnie zarobienia pieniędzy wydawała się idealna.

Jako pracownik kuchni polowej miał za zadanie nalewać zupy i nakładać bigos klientom. Jego dziewczyna pracowała u tego samego pracodawcy w sklepie spożywczym. Decydując się na pracę, mieli otrzymać wynagrodzenie, wyżywienie oraz nocleg.

- Było to coś w rodzaju jadalni na świeżym powietrzu, w której podawano polskie, najprostsze obiady. Same w sobie nie były one najgorsze, ale jednak fakt, że wszystko było odmrażane miliard razy, a zamiast rosołu gotowanego kilka godzin podawano zupę z puszki, nie zachęcał. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało całkiem w porządku, ale tak naprawdę był tam ogrom zaniedbań - relacjonuje młody mężczyzna.

Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jego oczekiwania. Miejsce, które miało być jego domem przez kilka miesięcy, okazało się być zdewastowanym kamperem.

© arch. prywatne

- Poplamione materace, dziury w podłodze, porozrzucane śmieci, rozpadający się prysznic - to był mój nowy dom - opowiada.

[1/3] Źródło zdjęć: © Licencjodawca

Nieprzyjemne warunki noclegowe to tylko część problemów, z jakimi musiał się zmagać. - Pracodawca nie przejmował się naszymi warunkami pracy ani noclegu - wyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską.

[1/3] Źródło zdjęć: © arch. prywatne

Brak dostępu do łazienki

Młodzi ludzie najgorzej wspominają warunki noclegowe, które określają jako tragiczne. Najbardziej we znaki dawał im się brak dostępu do toalety oraz brak możliwości skorzystania z prysznica.

- Łazienkę mieliśmy ulokowaną na zapleczu sklepu, który znajdował się na tym samym terenie. Mogliśmy z niej korzystać o określonej porze: od godz. 6:40 rano do 21:50, czyli w godzinach otwarcia sklepiku. Nie wiem, dlaczego nikt nie pomyślał, że dostęp do bieżącej wody oraz WC to jest jednak potrzeba fizjologiczna człowieka, bez której ani rusz. Ostatecznie opłacaliśmy sobie z moją dziewczyną dostęp do łazienek w jednym z ośrodków wczasowych. Wiem, że brzmi to komicznie i kuriozalnie, ale nie mieliśmy wyjścia - mówi 20-latek w rozmowie z Wirtualną Polską.

[1/3] Źródło zdjęć: © Licencjodawca | arch. prywatne

150 zł za dniówkę

Wedle wcześniejszych ustaleń z właścicielem nasz rozmówca miał dostawać 22,70 zł na godzinę "na rękę".

- Taką obiecano mi stawkę, bez odliczania za ten wspaniały "Grand Hotel" - komentuje ironicznie. W cenie było również wyżywienie. - A dokładniej pseudodania z kuchni polowej, przy której pracowałem. Ostatecznie jednak wolał płacić za posiłki z własnej kieszeni. - Mając do wyboru 20 zł za niesmaczną, małą porcję przestarzałego jedzenia, wolałem zapłacić sobie za burgera. Mój szef oczywiście komentował, że jestem wybredny, delikatny i że wymyślam - tłumaczy.

Jego dzień pracy trwał 12 godzin. - Ostatecznie pracowałem od godz. 8:30/9:00 rano do 21:00, czyli 12 godzin, za które szef płacił mi 150 zł, więc dużo mniej, niż na początku obiecywał. 20-latek nie mógł liczyć również na legalną umowę.

Wspomnianą pracę znalazł na popularnym portalu ogłoszeniowym. - Na początku była mowa o umowie, ale później sprawa ucichła. Gdy spytałem o dokumenty do podpisania, zostałem potraktowany z góry, jak małolat, który doszukuje się problemu. Ostatecznie odpuściłem sprawę. Szkoda mi było na to nerwów. I tak czułem, że to nie jest miejsce dla mnie, więc jak najszybciej chciałem odejść - wyznaje.

Gdy przed przyjazdem prosił o zdjęcia zakwaterowania, za każdym razem mu odmawiano. - Zawsze mieli jakąś wymówkę, tłumaczyli, że szefa nie ma - dodaje.

Przyznaje też, że na miejscu nie dbano ani komfort, ani o standardy higieny. - Niczym się nie przejmowano, tylko najłatwiejszym i najszybszym zyskiem - ocenia.

Nieprzyjemne wspomnienia zostały mu do teraz. - Oprócz rozpadających się kamperów i poplamionych materacy, po przyjeździe zastaliśmy wielki słoik napełniony moczem - wspomina.

© arch. prywatne

Rekrutacyjny boom

W tym roku zainteresowanie sezonową pracą nad Bałtykiem jest ogromne. Na każde ogłoszenie o pracę odpowiada kilkudziesięciu kandydatów. Wielu z nich to studenci, którzy chcą zarobić na wakacje, ale również osoby starsze, szukające dodatkowego dochodu.

- Liczba zgłoszeń przerosła nasze oczekiwania – mówi menedżerka jednej z sopockich kawiarni. - Jest dużo więcej kandydatów niż w poprzednich latach, co może być efektem sytuacji na rynku pracy i rosnących kosztów życia. Ludzie szukają dodatkowych źródeł dochodu - dodaje.

Praca sezonowa nad morzem ma swoje plusy i minusy. Do największych zalet należy możliwość zarobienia sporej sumy pieniędzy w stosunkowo krótkim czasie. Pracownicy często otrzymują nie tylko wynagrodzenie, ale także napiwki, które w popularnych turystycznych miejscowościach mogą być całkiem pokaźne. Dodatkowo, praca nad morzem daje szansę na spędzenie wakacji w atrakcyjnej lokalizacji.

Jednak bywa też bardzo wymagająca. Długie godziny pracy, wysokie tempo, obsługa często kapryśnych klientów – to wszystko sprawia, że jest to zajęcie dla osób wytrwałych i odpornych na stres.

- Pracowałam w smażalni ryb przez dwa sezony – wspomina Kasia, studentka z Warszawy. - Nigdy więcej nie wrócę. Stałam na nogach przez 12 godzin, kładąc się spać, śmierdziałam rybami. Mój szef w trakcie sezonu zwolnił dwie osoby, bo stwierdził, że doskonale poradzimy sobie w okrojonym składzie. Pracy przybyło, a zarobki pozostawały takie same. Były chwile, w których nie miałam, w co włożyć rąk. Do tego zepsuła się klimatyzacja, więc praktycznie przez cały dzień lał się ze mnie pot - wyznaje była pracownica.

Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
wakacjepracapraca sezonowa
Komentarze (122)