Blisko ludziŻycie sąsiedzkie zamiera. "Dziś przeszkadza nam wszystko: dzieci, psy, hałas"

Życie sąsiedzkie zamiera. "Dziś przeszkadza nam wszystko: dzieci, psy, hałas"

W blokach przeszkadza nam wszystko. Najmniejszy hałas, psy, dzieci
W blokach przeszkadza nam wszystko. Najmniejszy hałas, psy, dzieci
Źródło zdjęć: © Getty Images | Getty Images
28.05.2021 14:08

- W blokach przeszkadza nam wszystko. Drastycznie spadł nam poziom tolerancji, odporności na zachowania innych ludzi – uważa Edward Słupek, prezes spółdzielni mieszkaniowej "Zodiak" w Rzeszowie. Drażni nas najmniejszy hałas, psy, koty, nawet dzieci. Jednak zdarza się, że sąsiad jest dla nas prawdziwym utrapieniem.

Dziś jest Europejski Dzień Sąsiada, święto obchodzone w ponad 30 krajach. Z tej okazji organizowane są festyny, konkursy i zabawy, zachęca się mieszkańców do spotkań z sąsiadami - po to, by porozmawiać, lepiej się poznać. "Organizatorzy, którymi najczęściej są władze miejskie, mają nadzieję, że wspólne świętowanie Europejskiego Dnia Sąsiada to początek autentycznych i trwałych więzi, i otwartości na innych" – czytamy o tym dniu.

Tymczasem rzeczywistość nie jest tak kolorowa. Przynajmniej w Polsce. Przywykło się, że sąsiada nie lubimy, często nawet, chcąc bądź nie chcąc, utrudniamy mu życie.

- W blokach przeszkadza nam wszystko. Drastycznie spadł nam poziom tolerancji, odporności na zachowania innych ludzi – uważa Edward Słupek, prezes spółdzielni mieszkaniowej "Zodiak" w Rzeszowie.

- Ludzie są coraz bardziej zestresowani, a co za tym idzie – robią się nadwrażliwi. Stresują się w pracy, więc po powrocie do domu marzą o ciszy i świętym spokoju. Azyl domowy jawi im się jako idealny. Tymczasem – jak ja to zawsze mówię – w blokach jesteśmy tylko właścicielami powietrza pomiędzy ścianami. Wszystko inne: ściany, podłoga, sufit, instalacje i to, jak z nich korzystamy, ma wpływ na sąsiadów – dodaje Edward Słupek.

Gdy sąsiad zatruwa życie

Niestety, nie każdy zdaje się to rozumieć. Historię o tym, jak wredny sąsiad zmusił do wyprowadzki, opowiadają nam Ewa i Kamila, siostry. Mieszkają w Rzeszowie, tu pracują i razem wynajmują mieszkanie. Na wakacjach w ubiegłym roku znalazły ogłoszenie o niedużym, schludnym M3 na rzeszowskim osiedlu "Baranówka". Szybko zdecydowały się je wynająć. I wtedy zaczęły się ich kłopoty.

- To był okres pandemii, więc nie zapraszałyśmy do domu znajomych. Tylko raz, na samym początku, przyszło do nas parę osób. Jednak już o godz. 20 wychodziliśmy z mieszkania. Na parterze czekał na nas sąsiad. Starszy pan z ponurym wyrazem twarzy zaczął się na nas wydzierać, wyzywać nas od "gówniarzy". Grzecznie wyjaśniłam mu, że nie będziemy imprezować w bloku, tylko idziemy do klubu, więc nie ma mowy o łamaniu ciszy nocnej. Myślałam, że to taki jednorazowy przypadek, ale kłopoty z tym panem dopiero się zaczęły – opowiada Ewa.

Od tej pory sąsiad utrudniał dziewczynom życie. Dzwonił na policję, gdy tylko słyszał, że obie są w domu i rozmawiają w kuchni. – Nie byłyśmy głośne, to były zwykłe rozmowy po pracy, około godz. 20, 21, bez muzyki i hałasów. Ale sąsiadowi to mocno przeszkadzało. Gdy widział nas na osiedlu czy na klatce schodowej, leciały wyzwiska w naszą stronę. Podsłuchiwał nasze rozmowy, bo był w stanie dokładnie powiedzieć, o czym mówiłyśmy dzień wcześniej. Czułyśmy się zastraszone – przyznaje Kamila.

Miarka przebrała się, gdy sąsiad złożył skargę do spółdzielni. Dziewczyny odwiedził wówczas właściciel mieszkania. – Opowiedziałyśmy mu, jak wygląda sytuacja. Właściciel popytał innych sąsiadów, którzy potwierdzili, że jesteśmy spokojne i nie robimy tu imprez. Wreszcie poszedł też do tego sąsiada. Ten zaczął krzyczeć, że on życzy sobie, żeby było cicho od godziny 19 i koniec kropka. Znów poleciały wyzwiska. Właściciel wrócił do nas bezradny, mówiąc, że wierzy nam na słowo i żebyśmy uważały na tego człowieka – opowiadają dziewczyny.

Nie zamierzały jednak dalej się męczyć. Szybko znalazły kolejne mieszkanie. Tamto, pechowe, nadal stoi puste. Po paru miesiącach każdy rezygnuje. – Wiemy to, bo co dwa, trzy miesiące na Facebooku pojawiają się ogłoszenia o wynajmie tego mieszkania. Możemy się tylko domyślać, dlaczego nikt nie może tam długo zagrzać miejsca – uważają siostry.

Nie lubimy dzieci, psów, hałasu

Jak się okazuje, w blokach najmocniej drażni wszystkich hałas. – Ludzie stali się niesamowicie wrażliwi na dźwięki. Przykłady? Jednej pani przeszkadzało przedszkole w bloku. Wnosiła skargi, że dzieci są za głośno. Inna pani mieszka nad pocztą i skarżyła się, że panie tam pracujące zbyt głośno używają pocztowych stempli. Ba, ludziom zaczyna przeszkadzać nawet wołanie matek, które z okien krzyczą do dzieci: "Chodź, zupa wystygnie!". W ogóle mam wrażenie, że od jakiegoś czasu przestaliśmy w blokach tolerować dzieci i ich typowo dziecięce, głośne zachowania – uważa Edward Słupek.

Pracownicy spółdzielni odbierają także zgłoszenia na tle obyczajowym. - Mamy telefony, że para zbyt głośno uprawia seks i sąsiadowi to przeszkadza. Albo ktoś dzwoni, bo sąsiad z dołu pali papierosy w oknie i dym leci do góry. Inne powody sporów to m.in. zbyt głośno szczekające psy, dokarmianie ptaków z okna, wycinki drzew przed blokami. Jedna starsza pani miała obsesję na punkcie tego, że ktoś ją podgląda. Inny pan z kolei miał wątpliwości, czy serwerownia na górze w bloku nie emituje jakichś szkodliwych fal. Był sanepid, sprawdzał – nic takiego nie miało miejsca. Czasem trudno powstrzymać śmiech na tego typu interwencjach – opowiada Edward Słupek.

Ludziom – zwłaszcza starszym i zwłaszcza w okresie pandemii – doskwiera samotność, a ta bywa często zarzewiem sąsiedzkich problemów. – Mieliśmy starszą samotną panią, która inwigilowała sąsiadów. Podsłuchiwała ich, obserwowała. Z każdą drobnostką dzwoniła na policję. Pewnego dnia usłyszała, jak para piętro wyżej bierze wspólną kąpiel. Zbyt głośną – jej zdaniem. Zgłosiła to policjantom. Miała pecha, bo trafiła na policjantów, którzy ukarali mandatem nie parę z góry, a ją – za nękanie policji i wzywanie do bezzasadnych interwencji – wspomina prezes spółdzielni.

Gdy sąsiad zapuści mieszkanie

Gorzej, gdy sąsiad zaniedbuje mieszkanie, gromadzi śmieci. Pojawia się brzydki zapach, robactwo. Edward Słupek podaje przykład dwóch pań – matki i córki – które zapuściły mieszkanie w bloku w centrum Rzeszowa. Gdy były upały i któraś z pań wychodziła z domu, na całą klatkę niósł się potworny smród. Pojawiły się prusaki. Odkryła to sąsiadka mieszkająca pod paniami, gdy wyszła na balkon – prusaki leciały jej na głowę. Balkon w feralnym mieszkaniu był mocno ubrudzony ptasimi odchodami. Na podłodze leżała warstwa odchodów na grubość około 30 centymetrów.

Mieszkańcy zgłaszali problem i policji, i sanepidowi, i opiece społecznej. Za każdym razem to samo – zamknięte drzwi. Bez nakazu nikt nie mógł wyważyć drzwi i wejść bez zgody właścicielek mieszkania.

- Nikt nie ma obowiązku wpuścić nas do swojego domu. A my nie mamy żadnej siły sprawczej, żeby na to wpłynąć. Możemy tylko zadzwonić na policję. Czasem staramy się dotrzeć do rodzin takich osób, poprosić o interwencję – tłumaczy Edward Słupek.

Tak właśnie zakończył się problem z paniami. Pracownicy administracji dotarli do syna starszej z nich. Poprosili go, by z nimi spróbował wejść do mieszkania. Udało się – kobiety, rozpoznając członka rodziny, zgodziły się wreszcie wpuścić kogoś do środka. Mieszkanie zostało wysprzątane i zdezynfekowane, a balkon – uprzątnięty. Sąsiedzi, którzy byli tego dnia w domach, widzieli, jak syn wynosi grubo ponad trzydzieści worków śmieci z lokalu.

Trochę empatii

Zdaniem Edwarda Słupka konfliktów sąsiedzkich przybywa, bo życie sąsiedzkie zanika. - Teraz każdy żyje w swoim świecie, komunikuje się z ludźmi przez internet, nie chce integrować się z sąsiadem. Ludzie w blokach praktycznie się nie znają, a co za tym idzie – są wobec siebie nieufni. Nie potrafią ze sobą współżyć. A wystarczyłoby np. żeby pan, który planuje remont, wcześniej zapukał do sąsiadów i ich ostrzegł – mówi prezes spółdzielni.

Na koniec podaje taki przykład. Cały blok walczył przeciwko wycince drzewa przed blokiem. Tylko jeden mieszkaniec był za. Spółdzielnia podjęła decyzję: "Drzewo zostaje". Ale w międzyczasie pracownicy spółdzielni spotkali się z panem, który tak bardzo chciał wycinki. Okazało się, że jeździ na wózku, nie wychodzi z domu, a drzewo zasłania mu widok z okna – jego jedyne okno na świat. Sąsiedzi zrozumieli, drzewo zostało wycięte.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (830)
Zobacz także