Angielski dla niemowlaka?

Kiedy zapisać malucha na lekcje języka obcego? Im wcześniej, tym lepiej? Tak właśnie myślała Ania, nasza bohaterka. Oto jak szukała dobrej szkółki dla swojego maluszka...

Angielski dla niemowlaka?
Źródło zdjęć: © JupiterImages/EAST NEWS

08.02.2007 | aktual.: 30.05.2010 20:53

Kiedy zapisać malucha na lekcje języka obcego? Im wcześniej, tym lepiej? Tak właśnie myślała Ania, nasza bohaterka. Oto jak szukała dobrej szkółki dla swojego maluszka...

Mój synek ma rok i dwa miesiące. Jest wspaniałym małym mężczyzną, który zadziwia mnie każdego dnia. Ostatnio jednak bardziej zadziwiła mnie moja przyjaciółka. Zapisała swoje dziecko (rówieśnik Michasia!) na angielski. Hm, chyba powinnam o tym poważnie pomyśleć. Z każdym dniem maluch przecież dorasta, zaś umysł dziecka nigdy nie jest tak chłonny, jak w okresie pierwszych trzech lat. A angielski, wiadomo, bardzo ważna rzecz.

Sprawdzam oferty

Przeszukałam Internet i mam mętlik w głowie. Od czego by tu zacząć? Czuję się totalnie zagubiona. Postanawiam iść na łatwiznę – znajduję zajęcia „Musical Babies” (niedaleko od nas) dla dzieci od sześciu miesięcy do trzech lat, reklamowane jako nauka poprzez muzykę i śpiew. Chyba dla nas będą idealne – Michaś uwielbia, jak mu się puszcza płyty, od razu zaczyna tańczyć. Pierwsze zajęcia są bezpłatne. Idziemy!!!

Pierwsza... porażka

Lektorka śpiewa cienkim głosikiem piosenki, do których maluchy siedzące w kółku mają pokazywać różne scenki. Pani rozdaje zwierzątka: będziemy śpiewać o farmie. O, koń i owca – fajnie! Michaś obgryza głowę konia. Gdy w śpiewie dochodzi do „horse”, dzieci z konikami mają je podnieść do góry. Synek za nic nie rozumie, czemu taką fajną zabawkę chcę wyjąć mu z buzi, więc... nie wyjmuję jej. Ale piosenka się kończy i pani zabiera zwierzątka. „Mamo! Ja chcę tego konika!!!”. Spoglądam na innych rodziców. Bardzo się starają, by dzieci się starały. „Nie, Kubusiu, teraz nie bawimy się samochodzikiem, tylko śpiewamy o literkach”. Przepraszające spojrzenia w kierunku pani... Skreślam „Musical Babies”. A szkoda, bo to było tak blisko nas. No cóż, szukam więc dalej. Lekcje na dvd

Trochę poszukiwań i nareszcie jest! „Baby Einstein”, absolutny hit edukacyjny z USA. Do kupienia na Allegro za jedyne... 280 zł. Wiem, wiem, strasznie drogo, no ale przecież to dla dobra mojego synka. Na początek czytam dokładnie opis: 20 DVD, wersje językowe (angielski, hiszpański, francuski, niemiecki), wszechstronna edukacja dla dzieci w wieku 0–4 lata (tylko czy miesięcznemu maluchowi rzeczywiście należy pokazywać DVD?!). Wchodzę jeszcze na forum dla mam: same zachwyty, jaki to udany zakup, dzieci uwielbiają te płyty! W końcu się decyduję. Przecież na edukacji nie można oszczędzać, prawda?

Znowu pomyłka

Obejrzałam dopiero dwie płyty, ale już jestem całkowicie załamana! „Baby Mozart” to muzyka klasyczna ilustrowana scenkami typu: jedzie pociąg, makiety planet, kolorowe plamy. Ta płyta obywa się zupełnie bez słów, więc o nauce angielskiego można zapomnieć! „Baby Shakespeare” – w końcu dzieci śpiewają angielski alfabet. Do tego dorzucono kilka słówek, a do nich ilustracje, pisownię, fragmenty wiersza. Pacynki pojawiają się okazjonalnie :-(.

Ostatnia próba

Może szkoła Helen Doron to jest jakiś pomysł? Wchodzę na jej stronę: małe, czteroosobowe grupy, świetnie wyszkoleni lektorzy, nagrania z native speakerami do słuchania w domu, program dostosowany do dzieci. Lektorzy uczą, bawiąc, dzięki czemu maluchy nawet nie wiedzą, jak wiele zapamiętują. Sprawdzam adresy, gdzie odbywają się zajęcia – ode mnie to prawie godzina jazdy w jedną stronę. Potem 45 minut zajęć i godzina na powrót do domu. Dwie godziny jazdy (gdy tymczasem możemy oglądać kałuże, grać w piłkę, zbudować zamek) przeważają na niekorzyść. Odpuszczam. Poddaję się

Wygląda na to, że optymalnie byłoby zatrudnić anglojęzyczną nianię (zbankrutujemy!), być rodziną dwujęzyczną (ale nie zamieniłabym mojego męża nawet na stu native speakerów!) lub wyjechać do pracy za granicę. Kupujemy TV satelitarną z kanałami dla dzieci po angielsku. 15 minut dziennie Teletubisiów w oryginale pewnie wiele nie zmienią w poznaniu angielskiego, ale może? Wolę, żeby Michaś teraz był szczęśliwy i dobrze się bawił!

Nic na siłę!

Beata Chrzanowska, psycholog dziecięcy: Dzieci rzeczywiście uczą się języka obcego szybciej niż dorośli. Przyswajają słowa, zdania, składnię, same nie wiedząc kiedy. Jest tylko jeden warunek: mają być w tym języku „zanurzone”, muszą być wśród ludzi, którzy rozmawiają wyłącznie po angielsku (co najmniej przez kilka godzin dziennie).

Mama Michasia sprawdziła i surowo oceniła różne metody nauki języka dla maluszków. Nie dziwię się, że w końcu się poddała. Żeby zajęcia z tak małym dzieckiem przynosiły oczekiwany przez rodziców efekt, powinny być ciekawe i muszą odbywać się bardzo często. Jeśli ma to być kontakt tylko raz na tydzień, to maluch ma jedynie szansę „osłuchać się” z językiem. Na regularną, efektywną naukę lepiej nastawić się dopiero wtedy, gdy dziecko pójdzie do szkoły. To wcale nie jest za późno! Tekst: Anna Olej-Kobus

Komentarze (0)