Blisko ludziAnia zawsze musi być miła. Wiemy, czy Efekt Pigmaliona działa

Ania zawsze musi być miła. Wiemy, czy Efekt Pigmaliona działa

- Od kiedy pamiętam dzieci śmiały się ze mnie ze względu na imię, pojawiały się nawet wyzwiska – mówi mi Nadzieja. - Wszyscy uważają, że Ania to musi być miła, słodka i sympatyczna, czyli jednym słowem miałka – skarży się Ania. Tak źle i tak niedobrze. Sprawdziliśmy jednak, co na temat imion mają do powiedzenia psycholodzy.

Ania zawsze musi być miła. Wiemy, czy Efekt Pigmaliona działa
Źródło zdjęć: © 123RF
Katarzyna Chudzik

27.08.2018 | aktual.: 27.08.2018 16:22

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Różne są powody, dla których rodzice nadali nam takie, a nie inne imię. Mogło im się po prostu podobać, nieść pozytywne skojarzenia związane z ich pierwszą miłością czy najlepszym przyjacielem, przywodzić na myśl osobę znaną z popkultury czy historii, albo być wynikiem mody (jej ofiarą są m.in. liczne Izaury, których mamy lubowały się niegdyś w serialu "Niewolnica Isaura").

- Najistotniejsze jest to, jakie znaczenie przypisują konkretnemu imieniu rodzice. Imię bywa nośnikiem ich oczekiwań, zwłaszcza jeśli nadane jest po ważnej dla nich osobie, albo kojarzy się z człowiekiem, który "coś w życiu osiągnął". Może to nieść za sobą presję, jaką dziecko odczuwa – twierdzi Milena Ryzner-Żak, psycholog dziecięcy. Niewiele się zatem zmieniło od wieków średnich, kiedy imię w sposób dosłowny odzwierciedlało życzenia rodziców w kwestii osobowości dziecka (np. Dobrosława, czy Radowan). W imieniu zawarta miała być wówczas wróżba. To działa do tej pory, o czym świadczy popularność ksiąg imion, które wertują niemal wszyscy przyszli rodzice w poszukiwaniu imienia idealnego, czyli pięknego i "wróżącego" same pozytywne cechy.

Im bardziej imię jest nietypowe, tym większe jest prawdopodobieństwo, że będzie dla dziecka problemem. Wyrażającym się nie tylko w niespełnieniu oczekiwań rodziców, ale również w życiu towarzyskim. Tak jest w przypadku Nadziei Bańkowskiej, choć jej mama wybrała to imię przypadkowo – spodobało jej się, kiedy zobaczyła je w kalendarzu. - Od kiedy pamiętam dzieci śmiały się ze mnie i nie wierzyły, że moje imię w ogóle istnieje. Kiedy się przedstawiałam, czasem ludzie myśleli, że ich wkręcam, nawet spotykały mnie z tego powodu wyzwiska. Nauczyciele też często myśleli, że to żart i męczyło mnie już opowiadanie genezy swojego imienia 15 razy dziennie – opowiada Nadzieja.

Twierdzi, że przez nietypowe imię wiele osób nie traktuje jej poważnie, przez co stała się aspołeczna. - Po prostu boję się ludzi przez to, że nawet przez taki drobiazg, jak imię, mogę być nieakceptowana – mówi, dodając, że nie czuje się w swoim mieście ani trochę anonimowo. Jak tylko ktoś wspomni jej imię, choćby na drugim końcu miasta, to od razu wiadomo, że mowa o niej.

"Łatwiej zacząć rozmowę"

Są jednak osoby, które cieszą się, że imię je wyróżnia. Podstawową jego funkcją jest przecież odróżnienie od innych, o co trudno, kiedy jest się siódmą Kasią w klasie, a na twoje imię reaguje pół osiedla. – To kwestia etapów w życiu. Jako dzieci często chcemy być tacy, jak inni. Z wiekiem przychodzi chęć indywidualizmu – mówi Milena Ryzner-Żak.

Jedną z osób, które cieszą się ze swojego imienia, jest Randia Daczkowska. Jej zdaniem imię ułatwia jej relacje interpersonalne. - Przedstawiam się i pada pytanie "jak? to twoje imię?". Łatwiej zacząć rozmowę, jak od razu pojawia się pierwszy temat – tłumaczy. Zauważa też, że jest to ogromna zaleta podczas szukania pracy – jej CV wyróżnia się na tle innych kandydatów. I niemal zawsze rekruter zainteresowany jest tym imieniem, a krótka rozmowa o nim rozluźnia atmosferę. Twierdzi, że gdyby miała popularne imię, jej osobowość nie byłaby taka sama. – Moje imię pomogło otworzyć mi się na ludzi, zawsze przełamuje pierwsze lody. Jestem osobą dosyć wyróżniającą się z tłumu i myślę, że właśnie imię podświadomie mnie do tego stymuluje – mówi Randia.

Nieprzyjemności i problemy

Jeśli jednak nijak nie jesteśmy w stanie przekonać się do nadanego nam imienia, jest na to oczywiście sposób - zmienić można je urzędowo. Tak zrobiła Monika, która kiedyś była Angeliką. - Od zawsze czułam się Moniką, piękną dziewczyną, o której jest dużo w piosenkach. Mama nazwała mnie oryginalnym imieniem i przez 18 lat miałam z tego powodu dużo nieprzyjemności i problemów. Każdy wymawiał je lub zapisywał źle. Całe to imię do mnie nie pasowało, a od kilku lat w mediach o nim głośno, więc było mi z tym jeszcze bardziej źle. Jak byłam dzieckiem i jeździłam na szkolne wycieczki, to każdy sobie kupował pamiątki: długopisy czy kubki z imieniem. A mojego nigdy nie było – mówi Monika, twierdząc że urzędowa zmiana imienia była najlepszą decyzją w jej życiu.

Już zresztą naukowcy Savage i Wells w 1948 roku porównali studentów Harvardu noszących imiona popularne i nietypowe. Okazało się, że u tych drugich częściej pojawiały się problemy z nauką i objawy psychonerwic. Są trzy hipotezy, które mogą wyjaśnić taki stan rzeczy. Po pierwsze, rzadkie imię może narazić dziecko na dokuczanie i odrzucenie przez rówieśników. Po drugie, może wiązać się specyficznymi konotacjami i oczekiwaniami, a po trzecie – jak twierdzą w książce "Psychologia Stereotypu" naukowcy Hartman, Nicolay i Hurley - rodzice wybierający unikalne imiona sami mają problem z przystosowaniem, co ma wpływ na dziecko.

Również psycholog dziecięca Justyna Kowal jest zdania, że w takiej kwestii nie da się pominąć się kontekstu społecznego. W dobie memów, młodzi Janusze i Grażyny, Angeliki i Brajany nie mają łatwego życia, co może w sposób oczywisty przekładać się na ich życie. - Pracuję w szkole i kilka lat temu uczył się w niej chłopiec o imieniu Józek. Wszyscy się z niego śmiali, śpiewali "Józek, nie daruję ci tej nocy". Każda inność i oryginalność wywołuje porównania, śmiech. On sobie z tym poradził, przekształcił tę inność w zaletę. Również Angelikę i Janusza pewnie da się jakoś odczarować – tłumaczy psycholog.

Efekt Pigmaliona

Według statystyk Głównego Urzędu Statystycznego najczęściej spotykanymi żeńskimi imionami w Polsce są Anna, Maria, Katarzyna, Małgorzata i Agnieszka. Najpopularniejsze wśród panów są Piotr, Krzysztof, Andrzej, Tomasz i Jan. Osoby o takich imionach mogą czuć się "banalnie", gubić w tłumie pozostałych. – W moim towarzystwie zawsze jest kilka Anek oprócz mnie. To irytujące. Poza tym wszyscy uważają, że Ania to musi być miła, słodka i sympatyczna, czyli jednym słowem miałka – opowiada Ania.

Jak jednak pociesza Maciek Prósiński, youtuber prowadzący kanał "Rozwojowiec", popularne imię prawdopodobnie budzi najlepsze odczucia i skojarzenia – jego sława oznacza przecież, że wielu osobom się ono podoba. I nie jest to bez znaczenia, ponieważ pozytywne skojarzenia związane z danym imieniem ułatwiają nam pierwsze kontakty z ludźmi, za co odpowiedzialny jest tzw. efekt torowania. Imię przyjemne w brzmieniu czy skojarzeniach sprawia, że rozmówca spodziewa się po nas wszystkiego tego, co pozytywne.

Najciekawsze jest to, że my owe pozytywne oczekiwania spełniamy! Odpowiada za to efekt Pigmaliona, czyli odmiana samospełniającej się przepowiedni. Zasadę tę w prostym zdaniu ujął J.W Goethe. "Traktuj człowieka według tego, jak wygląda, a uczynisz go gorszym. Ale traktując go według tego, kim mógłby być, naprawdę takim go uczynisz" - napisał poeta i dramaturg.

Wychodzi więc na to, że zarówno imię trywialne, jak i rzadko spotykane może działać na korzyść noszącej je osoby. Trzeba tylko umieć to wykorzystać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (267)