FitnessAnna K., 32 lata, dziennikarka

Anna K., 32 lata, dziennikarka

Jestem osobą, która dba o wszystkich dookoła, ale najmniej czasu poświęca samej sobie. Odkąd jestem mamą, wszystko kręci się wokół dzieci. Staram się podporządkowywać czas córkom, swój plan dnia dostosowuję do ich rozkładu zajęć, a potem pracuję po nocach. Mąż wielokrotnie próbował mnie wyręczać i przejąć niektóre obowiązki, ale mam charakter wojownika, więc ostatnia rzecz, której oczekuję, to pomoc. Niestety później ma to często przykre konsekwencje.

Anna K., 32 lata, dziennikarka
Źródło zdjęć: © thinkstockphotos.com

13.11.2013 | aktual.: 13.11.2013 17:39

Jestem osobą, która dba o wszystkich dookoła, ale najmniej czasu poświęca samej sobie. Odkąd jestem mamą, wszystko kręci się wokół dzieci. Staram się podporządkowywać czas córkom, swój plan dnia dostosowuję do ich rozkładu zajęć, a potem pracuję po nocach. Mąż wielokrotnie próbował mnie wyręczać i przejąć niektóre obowiązki, ale mam charakter wojownika, więc ostatnia rzecz, której oczekuję, to pomoc. Niestety później ma to często przykre konsekwencje.

Tak było właśnie, gdy zachorowałam. O zapaleniu układu moczowego wiedziałam niewiele - ot, tylko tyle, że jest to bolesna dolegliwość i często przytrafia się kobietom w mojej rodzinie. Sama jednak nie znałam tego uczucia i myślałam, że nie poznam. A jednak – ZUM dopadło mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Akurat miałam ciężki miesiąc. Redakcje zleciły mi duże projekty, a w komputerze piętrzyły się jeszcze pilne teksty do korekty i tłumaczeń. Wszystko na wczoraj. Miałam okropny tydzień – spałam po 3 godziny na dobę, piłam hektolitry kawy i prawie nie odchodziłam od biurka, często zapominając o zwykłych fizjologicznych potrzebach. Gdy zaczęły się pierwsze niepokojące objawy – zlekceważyłam je. Odczuwanie silniejszego parcia na pęcherz mnie nie zaniepokoiło. Piłam przecież dużo kawy, a ta – wiadomo – bywa moczopędna. Gdy doszły kolejne dolegliwości, nadal próbowałam je jakoś usprawiedliwić. Słabe samopoczucie? Przecież w tym zapracowaniu miałam do niego prawo. Ból podbrzusza? Na pewno owulacja. Podwyższona
temperatura? Przy takim zmęczeniu wcale mnie dziwiło. Po kilku dniach objawy jednak się nasiliły i już powoli uniemożliwiały mi normalne funkcjonowanie. Ból zwiększał się i choć starałam się go ignorować, zaczynał mnie niepokoić. Częste wizyty w łazience – szczególnie w nocy – stawały się nie do zniesienia. Dyskomfort podczas bliskości z mężem, skutecznie osłabił moje libido, które do tej pory „działało” bez zarzutu. Gdy w końcu ból przy oddawaniu moczu sprawił, że łzy napływały mi do oczu – wiedziałam, że to już coś poważnego. Próbowałam się „ratować” domowymi sposobami. Za radą mamy jadłam dużo żurawiny i brałam ciepłe kąpiele z dodatkiem szałwii. W końcu za namowami mojego męża udałam się do lekarza ponieważ objawy nie ustępowały. Badania moczu wykazały obecność bakterii wywołującej ZUM. Ze względu na zaawansowany etap choroby leczenie było długie i nie od razu zlikwidowało wszystkie uciążliwości. Lekarz powiedział, że przyszłam do niego w ostatnim momencie. Gdybym zwlekała, mogłabym na zawsze uszkodzić
sobie nerki. W tej chwili zrozumiałam, że to moje „bohaterskie” ignorowanie sygnałów płynących z ciała było zwykłą głupotą. Strasznie tego żałuję i dlatego dziś apeluję do wszystkich zapracowanych mam: dbajcie nie tylko o pracę i swoją rodzinę, ale przede wszystkim o siebie. Jeśli bowiem zaniedbacie siebie, zaniedbacie również swoich bliskich. Infekcjom układu moczowego naprawdę można zapobiegać – wystarczy właściwa higiena, picie dużej ilości płynów, zażywanie preparatów z ekstraktu żurawiny i nie bagatelizowanie pierwszych objawów choroby.

Anna K., 32 lata, dziennikarka

Komentarze (0)