Broken Flowers

*"Broken Flowers", jeden z najlepszych filmów Jarmuscha, uwodzi, choć na pozór nie powinien. Zupełnie jak główny bohater Johnston – przeciętny, mało atrakcyjny, nieźle ustawiony programista komputerowy, którego Bill Murray gra jakby w zwolnionym tempie. *Nie dziwimy się, że już na wstępie rozstaje się z nim Julie Delpy – zaskakuje raczej to, że kiedykolwiek chciała z nim być. I że kobiet, które chciały, było dużo więcej (między innymi Sharon Stone i Jessica Lange), bo co jak co, ale damsko-męską przeszłość Don Johnston ma imponującą.

Broken Flowers

30.09.2005 | aktual.: 30.06.2010 18:56

Dlaczego w takim razie nie możemy od Dona oderwać oczu? I dlaczego ta prosta historia, w której bohater głównie milczy, jedzie samochodem lub leci samolotem, odwiedzając swe dawne kochanki (od jednej z nich dostał anonimowy list z informacją, że ma 18-letniego syna), chwyta tak mocno? Może dlatego, że Don ignoruje sztuczki mężczyzn wobec kobiet, a Jarmusch – sztuczki reżyserów wobec widzów. Obaj magnetycznie uwodzą, bo wcale uwodzić nie chcą.
„Broken Flowers” zachwyca, ale też boli. Niesie go lekkość i błyskotliwy humor, które co chwila ustępują ciemnemu spojrzeniu w głąb. Śmiejemy się, a przecież niemal każda z dawnych kochanek przez lata nosi w sobie zadrę i żal. Trochę do Dona, bardziej do losu z powodu straconej szansy. Pustkę odkrywa też w sobie Johnston, choć jego podróż do żadnej „życiowej mądrości” nie doprowadzi. Czy w ogóle była potrzebna?

Coraz bardziej kunsztowny staje się Jarmusch w tworzeniu historii z błahych momentów „pomiędzy”. W „Broken Flowers” opowieść prowadzi jednak po to, by na koniec ironicznie ją unieważnić. Spojrzenie reżysera ma bowiem rys buddyjski: angażuje się bez reszty, a jednocześnie zachowuje dystans. Podobnie patrzy też widz, bo „Broken Flowers” to film, który jest rozmową doskonałą. Daje tak dużo, jak dużo sami potrafimy mu dać. Jest wart tyle, ile sami mamy w sobie. Czy nie to stanowi esencję kina?

Paweł T. Felis/ _Przekrój _
„Broken Flowers”, reż. Jim Jarmusch, USA 2005, Best Film

Komentarze (0)