Była żoną świadka koronnego. Mówi, jak wygląda życie z taką osobą
- Dziś uśmiecham się, widząc w filmach "nawróconych przestępców". Być może tacy są, jednak mojemu byłemu mężowi status świadka koronnego dawał poczucie bezkarności, nauczył kombinowania i wykorzystywania tego statusu, bo pod nim można "schować" wiele rzeczy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską kobieta, która przez lata była żoną świadka koronnego [imię i nazwisko do wiadomości redakcji].
19.07.2023 | aktual.: 12.07.2024 22:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Joanna Bercal: Jak zmieniło się twoje życie, gdy mąż został objęty programem dla świadków koronnych?
Poznałam go, gdy już od kilku lat był w programie. Początkowo oczywiście nie wiedziałam, kim jest. Znałam jego ówczesne, zgodne z prawem zajęcie. Później stopniowo odsłaniał przede mną kolejne fragmenty swojego życia.
Kiedy poznałaś prawdę?
Po kilku miesiącach znajomości.
Powiedział to tak otwarcie?
Tak. Dziś, z perspektywy czasu, sama się zastanawiam, dlaczego zareagowałam tak spokojnie.
Wyznał, za jaką działalność uzyskał status świadka koronnego?
Powiedział, że zajmował się korupcją wysoko postawionych osób, np. lekarzy. W tamtym czasie kojarzyło mi się to z zapłaceniem 100 zł, żeby wcześniej dostać się na wizytę. On natomiast swoje zajęcie przedstawiał mi jako zabawę, grę z prawem. Dopiero jakiś czas po rozwodzie dotarło do mnie, że "leczył" przestępców z różnych gangów, a dzięki zaświadczeniom o "chorobie" nie trafiali do więzienia. Mogli nadal rabować, handlować narkotykami czy nawet zabijać.
Nie chciałaś się wycofać z tej relacji?
Byłam młoda, zauroczona, z głową pełną filmowych przekazów o "nawróconych przestępcach", którzy zostają świadkami. Mówi się "poszedł na współpracę", a nie "nie chciał siedzieć i wsypał kolegów". Teraz to się trochę zmieniło, ale wchodząc w ten związek, wierzyłam, że jest już inny. Nie spodziewałam się tak dużych zmian w życiu, wynikających z tego emocji i stresu. Mój były mąż był też doskonałym manipulatorem, większość informacji podawał systematycznie, zdawkowo, jakby to nie było nic wielkiego i ostatecznie moja reakcja na taką informację też była nieco "rozmyta".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Opowiadał, jak objęcie programem wyglądało krok po kroku?
Tak, gdy znaliśmy się już kilka lat, opowiedział. Bez wielkich szczegółów, ale wspominał, że najpierw został wywieziony na wieś, później funkcjonariusze wybierali mu mieszkania, sprawdzali sąsiadów, żeby nie trafił na kogoś, kto mógłby go rozpoznać. Gdy braliśmy ślub, mój były mąż był już kilka lat w programie i bezpośrednie zagrożenie np. odwetem, minęło. Jednak jego przeszłość ciągle miała wpływ na nasze życie.
Jak ono się zmieniło? Jak wygląda codzienność z taką osobą?
Niewątpliwie wiele rzeczy trzeba podporządkować "pracy" świadka koronnego, która polega na zeznawaniu w wielu sprawach. Średnio kilka razy w miesiącu musiał wyjeżdżać na kolejne rozprawy. Był kalendarz i życie dostosowywało się do niego.
Każdy taki wyjazd był też objęty specjalnymi procedurami bezpieczeństwa. Z człowieka, który spokojnie chodził po ulicy, stawał się osobą przewożoną do innego miasta w obstawie. Z tego względu trudno byłoby podjąć pracę w biurze od 8 do 16. Miał specjalny telefon i musiał meldować swoje prywatne wyjazdy, były określone miejsca i miasta, w których nie mógł się pojawiać. Trudniejsza była jednak konieczność ciągłego uważania na słowa - nawet w pozornie błahych rozmowach z rodziną czy znajomymi.
To znaczy?
Były mąż starał się nie podawać zbyt wielu informacji o sobie i denerwował się, gdy ja mówiłam "za dużo". Nie tylko chodziło o wrażliwe dane, ale także opowieści o jakimś wyjeździe, wspólnym spędzaniu czasu. Zwykłe informacje, które w sumie niewiele innych obchodzą, taki towarzyski temat. A on był na to wyczulony i nie raz po takich spotkaniach zirytowany pytał, czy ja muszę tak "paplać".
Myślisz, że się czegoś bał?
Nie, nie zauważyłam, żeby się czegoś bał. Raczej taki nawyk utrzymania kontroli nad przepływem informacji.
A ty się bałaś?
Nie, uważałam, że skoro on się nie boi, to ja też nie powinnam. Musiałam się jednak bardziej pilnować, żeby nic przez przypadek nie powiedzieć, a ludzie wyczuwają, że ktoś coś ukrywa.
Wyczuwają?
Tak, stają się nieco podejrzliwi i dopytują. Moi znajomi, rodzina czuli, że nie mówimy im wszystkiego, że nie znają pełnej prawdy na temat mojego męża. Zresztą trudno nie zauważyć, jeśli ktoś nie tylko zdawkowo opowiada o sobie, ale też unika fotografowania i pilnuje, żeby jego zdjęcia nie znalazły się np. w mediach społecznościowych. To zrozumiałe dla mnie, ale w czasie przyjęć czy rodzinnych spotkań dodatkowo budziło zdziwienie.
To tak naprawdę życie w ciągłym napięciu.
Tak, to było trudne i do teraz jest, bo wciąż muszę zachować prawdę dla siebie. Ale nawet jeśli pozory były zachowywane, pojawiały się sugestie, że skoro tak często wyjeżdża, to może mnie zdradza albo dopytywanie, niby w żartach, czy on nie jest jakimś agentem.
Agent bardziej prawdopodobny niż świadek koronny.
Zdecydowanie.
Gdy już się zdecydowałaś na ten związek, ktoś z tobą rozmawiał, z czym się to wiąże? Co możesz, a czego nie? Służby kontaktowały się z tobą?
Wiem, że mnie sprawdzili i przynajmniej raz śledzili, bo sama zauważyłam i potwierdził to mąż. Jednak nikt konkretnie nie przedstawił mi zasad, mąż też nie. Wszystko wypływało w trakcie. Ja też nie pytałam, bo w zasadzie nie wiedziałam nawet, o co zapytać. Teraz, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że szkoda, bo może byłoby mi łatwiej, ale nikt nie pomyślał, jak zadbać o kogoś, kto wchodzi w życie świadka koronnego.
Ustalaliście jakieś wspólne wersje jego życiorysu?
Opierały się na tym, co on sam mówił mi na początku i starałam się po prostu trzymać podawanej przez niego wersji.
Miałaś moment, że chciałaś się komuś zwierzyć?
W sumie to teraz się trochę zwierzam, wcześniej po prostu przywykłam do tej sytuacji, choć gdy bliscy naciskali, miałam czasem ochotę zrzucić z siebie ten ciężar. Zresztą, o wielu rzeczach dowiedziałam się już po rozwodzie i dopiero wtedy zrozumiałam też pewne zachowania męża, które wpływały na nasze życie.
Jakie?
To było jak życie z kimś nadpobudliwym, kto potrzebuje ciągłej dawki emocji, adrenaliny. Gdy tego nie miał, musiał wygenerować jakiś konflikt, bo spokój i normalne życie go nudziło. Po części pewnie wpływ miał jego charakter, ale sądzę, że jego "poprzednie" życie musiało też odgrywać tutaj rolę.
Tęsknił za tym, co miał wcześniej?
Nie chcę generalizować, ale wszyscy wiemy, że świadkami koronnymi nie zostają drobni przestępcy, a osoby, które mają wiedzę wynikającą z funkcjonowania w określonym środowisku, gdzie często jest adrenalina, pieniądze i wpływy. Gdy to się z dnia na dzień kończy, ktoś traci swój status i musi zacząć żyć za średnią krajową, bo takie mniej więcej jest świadczenie od państwa, to robi się ciężko. Mówię to, patrząc na mojego byłego męża. Jak taka gwiazda, która spadła z piedestału i musiała zacząć inaczej żyć. Ciągle czegoś szukał, pędził, a gdy się nie udawało, narastała frustracja, która odbijała się też na mnie.
Bałaś się, że znowu zacznie coś kombinować i wróci do przestępczości?
Wtedy nie. Dopiero po rozwodzie okazało się, że nie do końca przestrzegał zasad programu i jednak wciąż popełniał przestępstwa, dostawał wyroki skazujące, co przede mną ukrywał. Dlatego też dziś uśmiecham się pod nosem, widząc w filmach "nawróconych przestępców". Być może tacy są, jednak dla mojego byłego męża status świadka dawał poczucie bezkarności, nauczył kombinowania i wykorzystywania tego statusu, bo pod nim można "schować" wiele rzeczy.
Konieczność zachowania tajemnicy to dobre alibi.
Dobrze to ujęłaś. O czymś nie można mówić, ale można schować tam wiele rzeczy, o których gdybym wiedziała wcześniej, być może nie zdecydowałabym się na małżeństwo.
A miało to jakiś wpływ na decyzję o rozwodzie?
Generalnie rozwiedliśmy się z osobistych powodów, relacja się po prostu nie sprawdziła, choć ciągłe ukrywanie się z pewnością nie pomogło w utrzymaniu tego związku. Po latach zrozumiałam, że wdepnęłam w coś, w co nigdy nie chciałam wdepnąć. Wcześniej nie miałam związków z przestępczością i chciałam z tego świata wyjść, bo z mojego dotychczasowego spokojnego życia zrobił się trochę scenariusz filmowy.
Miewasz jakieś lęki, obawy? Kontrolujesz się bardziej?
Teraz już mniej, bo od rozwodu minęło kilka lat i przez ten czas starałam się odciąć. Choć wiadomo, że emocje wracają, gdy padają pytania od bliskich - widmo tajemnicy wciąż nade mną wisi. Z pewnością jestem też bardziej czujna. Taki związek izoluje człowieka, bo zamyka pewne sfery, nie zachęca do zawiązywania bliskich relacji przyjacielskich czy nawet biznesowych. Ciężko też szukać porady, bo nie można powiedzieć prawdy. Wtedy się nad tym nie zastanawiałam, ale cały czas z tyłu głowy miałam konieczność kontroli. Dopiero po czasie zdałam sobie sprawę, że żyłam w permanentnym stresie.
Ile czasu zajął ci powrót do siebie?
Po rozwodzie byłam w złej formie psychicznej. Szczególnie że na jaw wyszły kolejne przestępstwa mojego byłego męża. W wielu sprawach oszukał także i mnie. Zrozumiałam więc, że przestępca pozostanie przestępcą - choćby był rzekomo "nawrócony" i w "białym kołnierzyku". Kilka lat zajął mi powrót do dawnej siebie. Mówię, że do "dawnej siebie", choć z pewnością jestem już inną osobą. Bagaż doświadczeń jest bardzo duży.
Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl