"Chciałabym mieć dla nich czas". Te słowa powinny dotrzeć do każdego rodzica

Sobota. Wyłączam telefon. Wyłączam laptopa. Nie chcę tracić czasu na bezsensowne głaskanie swojego smartfona. Dziś jest sobota, dzisiaj zwolnimy i odetchniemy. Dzisiaj ze sobą pobędziemy.

"Chciałabym mieć dla nich czas". Te słowa powinny dotrzeć do każdego rodzica
Źródło zdjęć: © 123RF

14.09.2018 | aktual.: 15.09.2018 14:08

Tak po prostu. Poleżymy i się poprzytulamy. Pogadamy sobie i pomarzymy trochę też. „Dla ciebie Mamo!” mówi moje 5 letnie dziecko i wręcza mi kubek z kawą, którą robi mi przyciskając guzik w ekspresie, a ja zawsze mówię mu, że to najpyszniejsza, czarna kawa jaką świat widział. To taki nasz numer popisowy, kiedy śpią u mnie moje koleżanki. On robi mi tę kawę i patrzy na mnie tymi swoimi przejętymi oczkami, a ja się rozpływam.

Dziś jest sobota, a ja obiecałam im, że pójdziemy na rower, a potem zbudujemy domek z koców i krzeseł, i że dostarczę im do tego domku domowe frytki.

Dziś sobota więc z piekarnika dochodzi zapach muffinów marchewkowych – też obiecałam.
Obiecałam też, że obejrzymy razem wszystkie odcinki Lucky Luke’a i że będą mogli zaprosić kolegów.
I że poczytamy wieczorem w łóżku też obiecałam.
I nie ma dla mnie większych priorytetów teraz niż dotrzymywać tych obietnic złożonych moich dzieciom.
Bo to małe rzeczy są. Naprawdę małe.

Chciałabym już zawsze umieć zwalniać w sobotę. Niezależnie od tego czy będą mieć 5, 15, 25 lat.
Chciałabym, by rozpływali się na myśl o tym cieple i zapachu dochodzącym z piekarnika tak samo jak ja na myśl o smaku murzynka, który piekła dla mnie mama po szkole w mroźny dzień. Specjalnie dla mnie.
Chciałabym mieć czas, by zatrzymać się, kiedy Marcin daje mi zerwanego kwiatka. Zawsze z króciutką łodyżką. By czytać im wieczorami książki i dawać się namówić na jeszcze jedną, ostatnią, „pliiiis”.
Chciałabym, żeby im było wygodnie i ciepło, by nigdy nie zabrakło im czegoś do jedzenia podczas długiego dnia w szkole.
Chciałabym mieć czas i mądrość taką w sobie, że kiedy moje dziecko mi powie, że szkoła jest głupia, pani jest niesprawiedliwa, a koledzy mu dokuczają, powiedzieć mu, że jestem z nim, że go wysłucham, że wezmę jego stronę, że wspólnie poszukamy rozwiązania problemu, że jestem po jego stronie.

I obiad zrobię ulubiony nawet jeśli dostanie pałę z fizyki. Bo przecież ta pała to nie jest koniec świata, a obiad od mamy ma szansę rozwiązać przynajmniej połowę kłopotów. Chciałabym, żeby wiedział, że razem możemy uratować nawet ten całkiem beznadziejny dzień. Żeby czuli się tak jak ja, kiedy byłam dzieckiem, które od swojej mamy słyszało, że mam jej mówić nawet najgorszą prawdę, bo ona zawsze będzie za mną.
Chciałabym znać imiona ich kolegów i koleżanek. Wiedzieć co im się dzisiaj śniło i czego się boją.
Znać ich marzenia i robić niespodzianki.
Chciałabym być na czas na szkolnych przedstawieniach i pamiętać o tym, że jeden chciał się przebrać za rycerza, a drugi za kowboja.
Naprawdę będę się starać, by wiedzieć, że Lloyd jest synem Garmadona, a szturmowce i klony ze Star Wars to zupełnie dwa różne ludziki.
Chciałabym byśmy już zawsze mieli swoje małe rytuały. By na hasło „czas zrobić herbatę” każdy wiedział, że pora się wyciszyć, a kiedy atmosfera robi się napięta ktoś tak jak teraz włączał „Happy” Pharella.
Chciałabym zachować umiejętność przepraszania swoich dzieci i pokazywania im, że dorośli też popełniają błędy.
Chciałabym pokazywać im świat, który ja widzę swoimi oczami. Mimo, że nie zawsze chcą wyjść z domu, bo jak twierdzą w domu im najlepiej.
Chciałabym, by na pytanie kto jest moim najukochańszym synem każdy bez wyjątku odpowiadał mówiąc swoje imię.
I chciałabym, by nie były to tylko słowa. By wiedzieli, że jestem, że patrzę im w oczy, że słucham, że traktuję ich serio i poważnie, i że ich problemy nie są tylko dziecięcymi błahostkami.

2 lata temu 14 – letnia dziewczynka ze wsi obok naszej powiesiła się. To była zwykła rodzina. To był zwykły dzień tygodnia. Jej rodzice zwyczajnie byli w pracy. Kiedy wrócili ich córka wisiała na żyrandolu. Podobno się zakochała w chłopaku. Nigdy go nie widziała, ale dodali się na fejsie i na fejsie ze sobą godzinami gadali. Ona zwierzała mu się z sekretów, mówiła o uczuciach. Okazało się, że to jej rówieśnicy założyli fałszywy profil i przez długi czas mieli z niej niezły ubaw.
Nie była w stanie znieść tego upokorzenia. Wzięła pasek od spodni ojca i się powiesiła. Tragedia, której nie sposób opisać.
Nawet nie chcę myśleć co musieli czuć i co nadal czują jej rodzice.
Czego się bała? Dlaczego nie schowała się przed tym okrutnym światem w swoim domu albo w ramionach swoich rodziców?
Można sobie „gdybać” i zadawać morze pytań, na które często nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Odpowiedzią niech będą statystyki.
Co 10 dziecko w Polsce ma myśli samobójcze. W zeszłym roku 2000 dzieci próbowało się zabić. 469 tych prób zakończyła się śmiercią.
Najgorsze jest mówienie „Ja bym wiedział, gdyby mojemu dziecko coś się działo, gdyby miał jakieś problemy”. Albo „Nie umiem z nim rozmawiać, przechodzi jakiś bunt, niech idzie do pokoju”.
Samobójstwa dzieci to wciąż temat tabu.
O sprawie śmierci tej 14 letniej dziewczynki nikt więcej nie mówił. Nie było rozmów z psychologiem w szkole. Dzieci nie bardzo wiedziały co się stało. Kurtyna milczenia i czas, który i tak upłynął sprawił, że sprawa się przedawniła.

Dlaczego dzieci popełniają samobójstwa? Bo są samotne, odrzucone przez rówieśników, niezrozumiane, opuszczone. Bo nikt nie zwraca na nie uwagi. Bo desperacko próbują tę uwagę na siebie zwrócić. Bo zabija je fala hejtu i hejterzy, który w dzisiejszych czasach są całkowicie bezkarni i bardzo odważni we władaniu słowem. W końcu są anonimowi – to ich największa broń.
Bo dzieci mają zaburzone wzorce tego jak wygląda świat realny i ten przedstawiony w Internecie (nie wierzysz? Wystarczy wejść na Instagram). I wreszcie, bo nie mają poczucia bezpieczeństwa w domu, bo nie potrafią rozmawiać ze swoimi rodzicami, a rodzice z nimi, bo nikt nigdy w domu nie miał dla siebie czasu. Bo zamiast bycia ze sobą rodzice mieli ogrom pracy, a dzieci ogrom zajęć pozalekcyjnych.

To dobry moment, by postanowić, że w nadchodzącym tygodniu zabierzesz swoje dziecko na wagary, weźmiesz wolne w pracy i po prostu z nim pobędziesz, posłuchasz co ma do powiedzenia, będziesz w 100 % dla niego.
Z wyłączonym telefonem, bez listy spraw do załatwienia, bez pośpiechu.
To dobry moment, by ustanowić nową rutynę w domu. Taką, która Tobie i dziecku daje tylko jeden, wspólny dzień w całym szalonym tygodniu. Nie, tu nie chodzi o szukanie nowych prezentów albo dodatkowych zajęć. Chodzi o czas, o Twoją obecność, o bycie tu i teraz. Naprawdę nie trzeba wiele.
Najprostsze rzeczy to te najlepsze. Rozmowa, wspólne gotowanie, obejrzenie ulubionego filmu, bliskość, wspólne sprawy i sekrety, bezpieczeństwo i poczucie, że dziecko zawsze może na Ciebie liczyć, że zawsze będziesz po jego stronie.

TEN JEDEN DZIEŃ MOŻE BYĆ WART CAŁE ŻYCIE.

Powyższy tekst pochodzi z bloga basiaszmydt.pl Jego autorka Basia jest żoną i mamą dwóch synów. Jest także specjalistką od cieszenia się drobiazgami. Tą radością stara się zarazić każdego, pokazując, że życie jest naprawdę bardzo proste, jeśli tylko nie będziemy na siłę go komplikować. Zapraszamy do lektury jej innych ciekawych tekstów o doświadczaniu macierzyństwa.

Komentarze (42)