Czarno to widzę…
Kolekcja ubrań, zaprojektowana przez córkę Madonny, Lourdes, jest do kupienia w Macy’s od kilku miesięcy. A nic tak nie rusza obrotów, jak mały skandal. Świat mody ma swoją ciemną stronę: tuż za kulisami wielkich pokazów i za błyszczącymi okładkami czai się śmierć. Jeśli śmierć – to i pogrzeb, jeśli pogrzeb – to tylko w czerni. Mała czarna dostała się do słownika oksfordzkiego. To już lingwistyczna haute couture!
31.08.2010 | aktual.: 01.09.2010 09:58
Kolekcja ubrań, zaprojektowana przez córkę Madonny, Lourdes, jest do kupienia w Macy’s od kilku miesięcy. A nic tak nie rusza obrotów, jak mały skandal. Świat mody ma swoją ciemną stronę: tuż za kulisami wielkich pokazów i za błyszczącymi okładkami czai się śmierć. Jeśli śmierć – to i pogrzeb, jeśli pogrzeb – to tylko w czerni. Mała czarna dostała się do słownika oksfordzkiego. To już lingwistyczna haute couture!
W USA znalazła się firma, która oskarża Madonnę o kradzież nazwy linii. Firma odzieżowa L.A. Triumph z Kalifornii twierdzi, że linię o nazwie Material Girl wypuściła już w 1997 roku, a ubrania są ponoć stale obecne na rynku. Prawnicy firmy domagają się, by sąd uznał Madonnę za oszustkę i nakazał jej scedowanie wszelkich zysków, jakie uzyska ze sprzedaży kolekcji, na rzecz firmy posługującej się nazwą Material Girl od kilku lat.
Najdziwniejsze w tej sprawie jest to, że pozew od tajemniczej firmy wpłynął do sądu dwa tygodnie po premierze kolekcji Lourdes, mimo iż całe przedsięwzięcie reklamowane było w mediach głośno już kilka miesięcy przed tym, jak ubrania pojawiały się na półkach Macy’s. Firma L.A. Triumph nie jest najbardziej popularną firmą odzieżową w Stanach Zjednoczonych. Ci, którzy szukają w sieci informacji na temat firmy, trafiają głównie na artykuły dotyczące „sprawy Material Girl”. Próżno też szukać projektów sprzed lat, sygnowanych tak samo jak nazwa hitu Madonny. Złośliwi twierdzą, że cała kwestia z procesem została sfingowana, aby ciuchy córki Madonny znowu trafiły na pierwsze strony gazet.
Obojętne recenzje projektów latorośli sławnej Madge to kiepska forma public relations. Okazuje się też, że ulubienica nastolatek, aktoreczka Taylor Momsen, która jest twarzą kampanii, nie spisuje się dobrze jako promotorka ciuchów zaprojektowanych dla Macy’s. Tak więc proces o prawa autorskie i prawa do używania nazwy, może okazać się strzałem w dziesiątkę i trochę podratować mdłą kolekcję „Material Girl”. Na razie, Madonna nie chce komentować całej sprawy i utrzymuje, że nie wie, o co chodzi. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Przecież wszyscy żyjemy w materialistycznym świecie, nawet jeśli to świat mody. Giń s..tylistko!
Świat mody to nie tylko kraina pięknych strojów, ale także koterii, układów, ciemnych interesów i złych emocji. To normalne, że projektanci nawzajem życzą sobie wszystkiego najgorszego, fryzjerzy spiskują, a makijażyści wraz z specjalistami od grafiki komputerowej mogą zniszczyć niejedną karierę. Najgorsi wśród tego całego towarzystwa są jednak styliści, a prawdziwą jędzą w branży jest Rachel Zoe.
Rachel Zoe albo się uwielbia (bo jest stylistką doskonałą i uratowała niejedną hollywoodzką gwiazdę przed modowym blamażem), albo się ją nienawidzi i życzy się jej śmierci. W reality show poświęconym życiu i pracy Rachel Zoe, widzieliśmy jak złorzeczą na jej temat edytorzy w magazynach, jak na jej widok zaciskają się pięści trzecioligowych projektantów, jak kombinują za jej plecami jej właśni asystenci. Niełatwe jest życie Rachel, zwłaszcza, gdy odwracają się od niej ci, których dotąd uważała za swych największych przyjaciół, a wręcz rodzinę.
We wrześniowym numerze „Harper's Bazaar” Zoe zostaje uśmiercona przez znanych projektantów. Na zdjęciach zrobionych przez Douglasa Friedmana stylistka gwiazd jest uśmiercana na różne sposoby. Brian Atwood zamierza zamordować ją czerwoną szpilką swojego projektu, a Vera Wang z uśmiechem Mona Listy podaje jej drinka z trucizną. Marc Jacobs zamierza uśmiercić Rachel przez porażenie prądem, Francisco Costa – udusić jedwabną chusteczką. a Michael Kors zakopać żywcem w stercie ubrań. Zdjęcia są doskonale wystylizowane i mimo, że są po prostu genialną reklamą trzeciego sezonu reality show „The Rachel Zoe Project" trudno się nie uśmiechnąć na ich widok.
Wiadomo, nie od dzisiaj, że genialna Rachel ma problem z wystylizowaniem się na nieco bardziej sympatyczną nutę. Zdjęcia w „Harper’s Bazaar” to próba pokazania, że najbardziej znienawidzona w modowej branży styliska ma poczucie humoru i dystans do samej siebie. Zwłaszcza, ze sesja zatytułowana jest „I die” („Umarłam”), czyli ulubionym powiedzeniem Rachel, gdy widzi piękny ciuch. LBD – czyli MC
Trudno o piękniejszy i bardziej uniwersalny ciuch niż „mała czarna”. Mała czarna to krótka, nieskomplikowana sukienka, spopularyzowana w latach dwudziestych XX wieku przez projektantkę Coco Chanel. Magazyn „Vogue” określił tę sukienkę nazwą „Ford", ponieważ tak jak samochody Henry'ego Forda była ona szeroko dostępna i w jednym kolorze.
Sukienka Chanel została zaprojektowana w taki sposób, aby nie było na niej widać żadnych plam i aby wyglądała w niej dobrze każda kobieta, niezależnie od sylwetki. Mała czarna jest uważana przez wiele kobiet za podstawowy składnik damskiej garderoby. Uważa się, że każda kobieta powinna posiadać prostą, elegancką czarną sukienkę-bazę, która może być przy pomocy dodatków rozbudowywana bądź upraszczana, zależnie od okazji.
W zeszłym tygodniu mała czarna trafiła na łamy wielkiego słownika oksfordzkiego, w swej skrótowej językowej odmianie czyli LBD (Little Black Dress). Twórcy słownika uznali, że skrót jest na tyle popularny, że powinien mieć miejsce w leksykonie oksfordzkim, bo jak mówi powiedzenie, dopóki nie ma cię w Słowniku Oksfordzkim – nie istniejesz. I nie ma znaczenia, że jesteś filarem mody światowej.