Blisko ludziCzas próby

Czas próby

Przyjście na świat dziecka przypomina kopernikański przewrót: świat nagle zaczyna się kręcić wokół małego słoneczka. Tak będzie już niemal zawsze, chociażbyście mieli zawroty głowy ze zmęczenia

Czas próby

27.04.2006 | aktual.: 28.05.2010 13:45

Przyjście na świat dziecka przypomina kopernikański przewrót: świat nagle zaczyna się kręcić wokół małego słoneczka. Tak będzie już niemal zawsze, chociażbyście mieli zawroty głowy ze zmęczenia. * Jak po każdym dziejowym przewrocie jedno jest pewne: *NIC JUŻ NIE BĘDZIE TAK SAMO. Nie znaczy, że gorzej, po prostu inaczej. Na pewno tym trudniej, im bardziej spodziewaliście się idylli. Rzeczywistość często ma się tak do wyobrażeń młodych rodziców jak lukrowane okładki pism o macierzyństwie do zasikanej, zakupkanej prawdy. Zamiast zadbanej mamusi z uśmiechniętym bobasem, umęczona kobieta. Nie mówiąc o bladym, przerażonym odpowiedzialnością tatusiu. Ani Ona, ani On, napięci, ciągle niewyspani, nie są już tym samym człowiekiem, z którym decydowaliście się mieć dziecko.

Z przerażeniem widzisz, że Twój mąż staje się nieodpowiedzialnym chłopaczkiem, a Ty bezradną dziewczynką biegnącą ze skargą do mamusi. Ale to zwykła w trudnych momentach regresja, spowodowana zmęczeniem, całodobowym stresem oraz totalnym brakiem snu. Nagle chronimy się w piwnicy własnej duszy, wyciągamy stamtąd w samoobronie zapomniane rupiecie: infantylne zachowania czy sztywne stereotypy myślenia, jak np. patriarchalizm (jestem mężczyzną, nie będę grzebał się w pieluchach) czy syndrom skrzywdzonej księżniczki (zostałam na świecie sama, pomocy!). Rośnie góra zawiedzionych oczekiwań, pretensji. Czy skargi młodych matek są urojeniami? Rzeczywiście, często czują się pozostawione same sobie, obok smacznie śpiącego nocą ojca. Co piąta kobieta zapada na depresję poporodową. Lekarz nie odpowie nam, dlaczego, powoła się na zmiany hormonalne, przeciążenie porodem. Ale nie potrzeba wielkich zmian hormonalnych, by popaść w czarną rozpacz, gdy okazuje się, że koniec ciąży to nie wspólna opieka nad dzieckiem, ale
jednoosobowy obóz pracy.
Mężczyzna może uważać się za wspaniałego tatę, bo kocha maleństwo, ale do głowy mu nie przyjdzie, że oprócz deklaracji ma do zaoferowania duże, silne dłonie, które oseska wykąpią albo ponoszą po posiłku, aż dziecku się odbije.

Mężczyźni, z natury aktywni w trudnych momentach, mają potrzebę bycia użytecznymi. Używajcie więc ich do konkretnych zajęć. Nie wiem, czy wiecie, ale na przerażenie nową sytuacją najlepsza jest terapia zajęciowa. Pochylanie się nad kołyską i cmokanie z zachwytu to z męskiego punktu widzenia strata czasu, ale dłuższy spacer to już fascynujący, wciągający w ojcostwo konkret. Nie mówiąc o zakupach, wszelkiego typu domowych obowiązkach, które w nowoczesnym partnerskim związku mogą bez problemu być równo podzielone.

Może warto, by ojciec, zamiast czekać do letniego urlopu, właśnie po porodzie wziął miesiąc wolnego? Szkoda czasu? Proszę spojrzeć na szwedzkie statystyki: poporodowy urlop ojca o 30 proc. zmniejsza możliwość rozpadu małżeństwa. Nadmiar obowiązków, brak snu, napięcie, zmęczenie kumulują się, nie ma sił na cieszenie się dzieckiem, coraz więcej czynności wykonuje się automatycznie. Może pojawić się poczucie winy, trująca świadomość, że jest się "złą matką". Kiedy w dodatku partner nie wspiera, odciążenie przemęczonej matki staje się koniecznością.

Wtedy pojawia się "trzecia siła", przeważnie babcia. Najczęściej jest błogosławieństwem. Bywa jednak, że staje się źródłem konfliktów. Zanadto przejmując rolę matki, odsuwa ją od dziecka, utrwalając w niej kompleksy. Wtrącając się i komentując, burzy spokój młodego stadła. Czasem matka z córką tworzą specyficzny alians, wyłączając młodego ojca z wszelkich obowiązków wobec dziecka. Nic dziwnego, że on czuje się wyobcowany i coraz mniej angażuje się w życie rodziny. Skutki takiej polityki są opłakane. Powrót z noworodkiem ze szpitala to jak lądowanie na innej planecie. Trzeba się natychmiast przystosować do nowych warunków i zmienionego ciała. Mężczyzna sądzi, że zniekształcona ciążą figura żony wróci wkrótce do poprzedniego, ponętnego kształtu. Kobieta jest niepewna, czy poród nie uszkodził jej dróg rodnych i będzie zdolna do seksu. Tym bardziej że może nie mieć na niego ochoty. Jeszcze opuchnięta, w połogu, jest mało apetycznym obiektem seksualnym i tak się właśnie czuje. Za to jak nigdy potrzebuje
czułości, zapewnienia, że jest kochana. A dla wyposzczonego mężczyzny czułość jest grą wstępną, początkiem, po którym... no właśnie. I to jest początek nieporozumień.

Tak jak po ślubie jest miodowy miesiąc, tak po porodzie jest czas kilku tygodni dość gorzkich, dzie(g)ciowy miesiąc. Okropnie trudny: mężczyzna czuje się odtrącony, kobieta niechciana. Lekarstwem jest cierpliwa, dojrzała miłość.

Czy decydując się na dziecko, jesteśmy jednak wystarczająco dojrzali? W amerykańskich college'ach przeprowadza się następujące doświadczenie. Nastolatki obojga płci dostają skomputeryzowaną lalkę. Profesor wychowania seksualnego pogramuje płacze i kupki maleństwa. Uczeń musi zrobić to, czego żąda elektroniczne niemowlę, bez względu na porę dnia czy nocy. Uczniowie zamiast wysłuchiwać pogadanek o trudach przedwczesnego macierzyństwa, dostają gorzką lekcję życia. Ale czy możliwe jest takie eksperymentalne sprawdzenie związku: czy jest na tyle trwały i dorosły, by przetrzymać tę najcięższą próbę? Aby wracając z porodówki, nie przynosić o dwoje dzieci więcej: nas samych, bezradnych, żądających czułości i wyłącznego zainteresowania.

Indyjski filozof Rabindranath Tagore twierdził, że "Każde nowo narodzone dziecko jest żywym dowodem na to, że Bóg nie utracił wiary w człowieka". Miejmy nadzieję, że także w związek między ludźmi oczekującymi tego dziecka.

Komentarze (0)