Czekając na wiosnę
Walentynki powinniśmy obchodzić w maju! - kto normalny ma ochotę na miłosne podboje kiedy, żeby wyjść z domu, potrzebne są walonki i futrzane czapki? Maj w pojęciu Polaków to miesiąc miłości i choć tylko nieliczni decydują się na zawarcie związku małżeńskiego w tym miesiącu, bo pechowo nie ma litery „r" w nazwie, to na dźwięk trzech literek, robi się ciepło i jakoś tak konwaliowo…
27.04.2010 | aktual.: 01.06.2010 12:14
Walentynki powinniśmy obchodzić w maju! - kto normalny ma ochotę na miłosne podboje kiedy, żeby wyjść z domu, potrzebne są walonki i futrzane czapki? Maj w pojęciu Polaków to miesiąc miłości i choć tylko nieliczni decydują się na zawarcie związku małżeńskiego w tym miesiącu, bo pechowo nie ma litery „r" w nazwie, to na dźwięk trzech literek, robi się ciepło i jakoś tak konwaliowo…
Amerykańskie, bardzo fajne święto, lata dyskutowane było przez Polaków - że jako chwyt marketingowy i powód do sprzedaży tandety wszelakiej w czerwonym kolorze powinno zostać zbojkotowane - na dobre jednak zagościło tak w naszych sercach, jak i witrynach sklepowych. W tym roku wyjątkowo pięknie, bo czerwień cudownie odbija się od bieli, a śniegiem nam Walenty ostro sypnął.
Jak to w retrospekcjach bywa, patrzę sobie z pozycji mojej kanapy na zimowy krajobraz w moim lesie i kątem oka zahaczam ogromne czerwone serce przytargane przez mojego Walentego. Przejaw straszliwej tandety i dosłowności. W moim wypielęgnowanym wnętrzu, z dokładnie dobranymi ramkami do zdjęć bez przypadku artystycznego i ekstrawaganckich eksperymentów, ogromna pluszowa plama ze złotym napisem KOCHAM CIĘ. Porządna gospodyni domowa ukryłaby na moim miejscu ów przejaw braku gustu i pomysłu, wyjmując go przez pierwszy tydzień w momencie wejścia swojego pana do domu lub dużo ostrzej skrytykowała wątpliwe walory artystyczne, chowając np. serce do kanapy. Moje serce zostanie na honorowym miejscu do wiosny, bo po pierwsze - milo i agresywnie przypomina, że ktoś mnie kocha, a po drugie - muszę jakoś dotrwać do maja, żeby zabrać mojego Walentego na konwaliowe pola. Zasługuje, bo kupił chyba największe, jakie wyprodukowali. A to też wyczyn.
Dziewczyny, bądźcie zachwycone, jeżeli dostałyście jakąkolwiek „Walentynkę” i, zamiast marudzić, obruszać się na brak diamentów w czerwonym pudelku, ( serdecznie zazdrościmy tym, które dostały, bo są i takie szczęściary) pomyślmy, jak dotrwać do wiosny i jak ją przeżyć, żeby nasza połówka miała powody do wysilania swojej wyobraźni. Pod warunkiem oczywiście, że my same w minionego Walentego wykazałyśmy się odrobiną fantazji ciut dalej posuniętej, jak ślad szminki na lustrze i pospolity napis „Kocham Cię”, którego nasz chłopiec boi się zmyć i lekko będzie się denerwował przez następny rok goląc swój zarost w tzw. krzywym zwierciadle…