Blisko ludziCzy wiesz, dlaczego jesz plastik?

Czy wiesz, dlaczego jesz plastik?

Drobne zwierzęta zjadające plastik wprowadzają toksyny do całego łańcucha pokarmowego, którego elementem jesteśmy również my

Czy wiesz, dlaczego jesz plastik?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

30.03.2009 | aktual.: 27.06.2010 20:32

Plastikowa zupa, którą jemy

Wiesz, co najczęściej jedzą albatrosy, żółwie, ryby i meduzy? Plastik.

W 1955 roku magazyn „Life” ogłosił nadejście nowej ery – życia z wyrzucaniem. Koniec zmywania, zmieniania obrusów, ciągłego prania. Nadeszła epoka jednorazowego plastiku – zużywasz i wyrzucasz. Minęło pół wieku i choć nadal pierzemy, proroctwo magazynu „Life” spełniło się w przewrotny sposób. Codziennie wyrzucasz plastikowe butelki i torebki, folie, w które są zapakowane pisma, kanapki i chipsy. Elegancko znikają one z twojego życia. Faktycznie niczego nie trzeba zmywać ani czyścić. A może kiedyś zastanawiałeś się, co się z tym wszystkim dzieje? Jeśli już w twojej głowie rozległ się sygnał alarmowy, to wyjaśniam: nie zamierzam uprawiać „ekologicznej” propagandy i wywoływać na siłę wyrzutów sumienia. Po prostu nasz plastik robi coś absolutnie niezwykłego, o czym warto wiedzieć.

Wir wielki jak Europa

Wszystko zaczęło się od kapitana Charlesa Moore’a, Amerykanina, który w 1997 roku popłynął swoim jachtem na Hawaje. Kilka lat wcześniej założył fundację zajmującą się badaniami morza, dlatego był szczególnie wyczulony na to, co dzieje się w wodzie. A działo się sporo. Kiedy odpłynął kilkaset mil od brzegu, na powierzchni zaczęło się pojawiać coraz więcej śmieci. Dziwne, bo większość z nich pochodzi z lądu, więc dlaczego nie trzymały się brzegu, tylko pływały po otwartym oceanie?

Odpowiedź na to pytanie zajęła Moore’owi kilka miesięcy. Użył niezwykle wyrafinowanych instrumentów naukowych – siatek na długim kiju i słoików na sznurku. Uzupełnił je wiedzą dotyczącą układu prądów morskich na północnym Pacyfiku i odkrył coś, czego istnienia nikt wcześniej nie podejrzewał. Okazało się, że w połowie drogi między Ameryką Północną a Azją kręci się gigantyczny wir plastiku.

W słowie „gigantyczny” nie ma ani odrobiny przesady, bo powierzchnię tej plamy śmieci szacuje się nawet na 15 milionów kilometrów kwadratowych. Tak dla porównania – powierzchnia całej Europy, liczonej aż po Ural, wynosi niewiele ponad 10 milionów kilometrów kwadratowych. Tę powierzchnię pokrywa masa śmieci szacowana na 100 milionów ton. W 80 procentach to właśnie plastik trafiający tam z USA, Kanady i ze wschodniej Azji.

Oczywiście Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, jak nazwano formację odkrytą przez Moore’a, nie tworzy jednolitej warstwy. Gdyby tak było, odkryto by ją już dawno temu, choćby na zdjęciach satelitarnych. To raczej coś na kształt plastikowej zupy o dość zaskakującym składzie. Moore, używając swoich słoików, stwierdził, że w wielu miejscach woda zawiera sześć razy więcej plastiku niż planktonu. Jak to możliwe? Otóż nasze odpady wcale nie są tak trwałe, jak mogłoby się wydawać. Plastikowa butelka czy pudełko rzucone na ziemię będą tam leżały, aż się rozłożą, czyli 300, 500, czasem 1000 lat. W morzu sprawa wygląda inaczej. Połączony wpływ fal, słonej wody i promieniowania ultrafioletowego sprawia, że wiele typów plastiku zaczyna się kruszyć. Najpierw powstają kilkucentymetrowe kawałki, które stopniowo rozpadają się aż do drobin przypominających piasek. Jednak w przeciwieństwie do prawdziwego piasku mają one gęstość zbliżoną do wody, więc unoszą się na różnych głębokościach, mieszając się z tym, co naturalnie pływa w
morzu.

Toksyczne pigułki

Ten rodzaj śmieci pojawił się wkrótce po ogłoszeniu przez magazyn „Life” ery wyrzucania, a więc jakieś pół wieku temu. To znacznie za mało, by żywe organizmy przystosowały się do nowej sytuacji i nauczyły się w niej sobie radzić. Dlatego ryby, ptaki, gady i mnóstwo innego wodnego drobiazgu pożera plastik w ogromnych ilościach. Podczas badań Moore znalazł w żołądku rybki mierzącej ledwie sześć centymetrów aż 85 kawałków odłamków tworzyw sztucznych. Blokują one układ pokarmowy, prowadząc do śmierci, ale to niejedyne zagrożenie. Małe kawałki plastiku bardzo łatwo oblepiają się wszelkiego rodzaju trującymi zanieczyszczeniami unoszącymi się w wodzie i szybko zamieniają się w coś w rodzaju toksycznych pigułek.

Drobne zwierzęta zjadające to świństwo wprowadzają toksyny do całego łańcucha pokarmowego, którego elementem jesteśmy również my. Równie źle wygląda sprawa z dużymi zwierzętami. Ptaki morskie masowo karmią swoje młode zakrętkami od butelek. Są one wykonane z bardzo lekkiego polipropylenu, który unosi się na wodzie i wprowadza zwierzęta w błąd. Choć po zjedzeniu nie jest toksyczny, to po prostu zapycha żołądki zwierząt, uniemożliwiając im przyjmowanie i trawienie prawdziwego pokarmu, w rezultacie doprowadzając je do śmierci głodowej.

Kolejne odpadki przyczepiają się do ciał zwierząt, dusząc je i doprowadzając do makabrycznych zniekształceń. Ptak, który zaplącze się w zwykłą torebkę foliową, jest właściwie skazany na długą i bolesną śmierć z głodu.

Mamy przechlapane Teraz powinien przyjść czas na konstruktywne wnioski – pokrzepiające rady i pomysły na rozwiązanie problemu. Niestety, nie przyjdzie, bo sensownego rozwiązania nie ma. Uzależniliśmy się całkowicie od plastiku, który jest materiałem tyle wygodnym, ile niebezpiecznym dla środowiska. Bardzo trudno poddać go recyklingowi (dlaczego – przeczytaj w ramce), niebezpieczne jest także jego niszczenie. Nie sposób go wycofać z życia (spróbuj to sobie wyobrazić) ani nawet znacząco ograniczyć. Jedyna nadzieja to skuteczniejszy recykling i opracowywanie biodegradowalnych tworzyw sztucznych. Dopóki tego nie opanujemy, plama śmieci wciąż będzie rosła.

Wygodny, uniwersalny, niezniszczalny

Na plastik nie ma sposobu. Osławiony recykling w niczym tu w zasadzie nie może pomóc. Problem w tym, że produkujemy i wykorzystujemy kilkanaście różnych typów tworzyw sztucznych, których nie można razem przetwarzać. Zwykła butelka to trzy rodzaje plastiku: polipropylen zakrętki i obrączki z nią połączonej, politereftalan etylenu tworzący samą butelkę i polichlorek winylu, politereftalan etylenowy z glikolem lub polistyren, z których zrobiona jest etykieta. Każde z tych tworzyw ma inne właściwości fizyczne i chemiczne, a rozdzielenie ich, by przeprowadzić sensowny recykling, nikomu się nie opłaca.

W dodatku niskie temperatury topnienia plastiku uniemożliwiają takie oczyszczenie, jakiemu poddaje się szkło czy metal. Raz wytworzone tworzywo sztuczne pozostaje na setki lat i naprawdę nie sposób cokolwiek z nim zrobić.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (7)