Dla Sylwii Spurek zrezygnował z pracy. Usłyszał: "pantoflarz" i "nie jesteś prawdziwym facetem"
Współzałożyciel Zalando, Rubin Ritter, zrezygnował ze stanowiska. Zrobił to, by jego żona mogła zająć się swoją karierą. W Polsce taką samą decyzję podjął Marcin Anaszewicz – doktor nauk społecznych, prawnik i współzałożyciel partii Wiosna. Zrezygnował z własnej kariery politycznej, by wesprzeć swoją partnerkę, Sylwię Spurek. Polityk, była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, od 2019 roku zasiada w Parlamencie Europejskim.
09.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 19:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Agnieszka Mazur-Puchała, WP Kobieta: Panie Marcinie, czuje się pan mniej męski przez to, że przestał pan przynosić pieniądze do domu?
Marcin Anaszewicz: Nie. Nie czuję się gorszy przez to, że teraz nie pracuję zarobkowo, tylko wspieram Sylwię w jej karierze. Jestem jej doradcą pro bono, więc wykonuję wiele zadań "służbowych", ale też wspieram ją w prowadzeniu domu, w codziennych domowych obowiązkach. To moja świadoma decyzja. Zawsze mieliśmy równy podział obowiązków. Sylwia wspierała mnie od lat w mojej karierze, więc doszedłem do wniosku, że teraz czas na mnie. I wcale nie jest mi z tym źle.
Sylwia Spurek: Ja tylko dodam, że Marcin pracuje zawodowo i to czasem po 16 godzin dziennie. Działamy wspólnie, jest moim strategicznym doradcą. Po prostu na tym nie zarabia. Nie mogę zatrudnić swojego partnera. To drażni osoby, które wolą widzieć świat ze stereotypowym podziałem ról. Gdybym to ja była na miejscu Marcina, nikt nie miałby z tym problemu. Mogłabym być żoną ambasadora i za darmo organizować całe nasze życie, wydawać kolacje czy dbać o relacje męża ze społecznością lokalną. I to by było normalne. Dla nas to ważne, żeby pokazać, że odwrócenie ról też jest ok, że mężczyzna może realizować się w innej roli.
Dlaczego tak wiele osób uważa, że to zła decyzja?
M.A: Żyjemy w społeczeństwie, w którym dalej pokutuje przekonanie, że kobieta i mężczyzna mają konkretne, sztywno przypisane role. Mężczyźni powinni przynosić do domu pieniądze i decydować o tym, w jaki sposób są one wydawane. A kobiety mają się temu podporządkować. To konsekwencja naszej historii, wychowania w domu i słabej edukacji.
S.S: To świat, który znamy z dzieciństwa, a przez to bezpieczny i komfortowy. Nasze mamy pracowały zawodowo, ale miały też drugi etat w domu: gotowały, sprzątały, opiekowały się dziećmi czy starzejącymi się rodzicami. A mężczyzna poza pracą co najwyżej wyrzucał śmieci. W naszym przypadku ten kontrowersyjny dla niektórych charakter decyzji Marcina wynika z faktu, że wyszliśmy ponad te standardowe role, zaburzamy porządek, do którego ludzie są przyzwyczajeni.
Jaki był odbiór decyzji pana Marcina ze strony najbliższego otoczenia?
M.A.: Koledzy faktycznie pisali do mnie z pytaniem, o co w tym chodzi i kiedy wracam. Byli pewni, że to tylko na chwilę, że po prostu chcę odpocząć. Na mieście z kolei krążyły plotki, że wytrzymam góra dwa tygodnie bez bycia prezesem. W mediach społecznościowych wylał się na mnie hejt. Mężczyźni pisali, że jestem pantoflarzem, że widać, że "nie mam jaj", że tak się nie zachowuje prawdziwy facet. Wydaje mi się, że to ludzie, którzy nie mogą sobie poradzić z tym, że świat się zmienia. Szkoła nie nauczyła ich równości, szacunku do kobiet i ich pracy. Dziś nie umieją poradzić sobie ze swoimi emocjami, więc dają im ujście w internecie.
Kobietom łatwiej było przełknąć taką informację?
M.A.: Coś w tym jest.
S.S.: Z mojego doświadczenia wynika, że to mężczyźni zazwyczaj kwestionują zjawiska, które są dla nich nowe i niezrozumiałe. Kobiety rzadko piszą takie komentarze. To mężczyźni pod moimi wpisami publikują wypowiedzi obraźliwe, homofobiczne czy kwestionujące nasz światopogląd dotyczący weganizmu. Jest to dla nich tak trudne do przełknięcia, że jedyną reakcją, jaką znają, jest atak.
Zwykle mówi się o tym, że to kobiety mają za mało praw. Mężczyzna też czegoś nie może?
M.A.: Spójrzmy na urlopy rodzicielskie. Tylko 1 proc. mężczyzn z nich korzysta. Prawo stwarza im takie możliwości, ale presja pracodawcy, kolegów, a nawet rodziny powoduje, że z niego nie korzystają. Bo to by było dla niektórych niemęskie. I na tym tracą i oni, i kobiety, które zmuszone są często do zawieszenia swoich karier zawodowych, a potem nie jest już tak łatwo wrócić.
S.S.: Teoretycznie mężczyźni nie chcą się realizować w życiu rodzinnym. Opiekować się dziećmi, zajmować się domem. Przyjmujemy z góry, że oni wolą karierę. Osobom o konserwatywnych poglądach takie tłumaczenie odpowiada. A mnie nie. Moim zdaniem mężczyźni w Polsce nie bardzo mogą sobie na taką decyzję pozwolić, jeśli nie chcą się spotkać z negatywnym odbiorem społecznym.
M.A.: Brakuje nam kultury równości, edukacji, która uczy, że takie stereotypowe role kobiet i mężczyzn są sztuczne i szkodliwe. Szkoła nie uczy takich postaw, nie pokazuje, co jest normą, a co patologią. W tym roku organizujemy z Sylwią wspólnie kampanię dotyczącą przemocy wobec kobiet, w tym przemocy w rodzinie. Występuję obok Sylwii w spotach, reklamach prasowych i na plakatach. Chodzi o to, żeby pokazać innym facetom, że mężczyźni nie tylko mogą, ale powinni zajmować się problemem przemocy wobec kobiet. Przez takie działania możemy zacząć zmieniać postrzeganie roli mężczyzn w społeczeństwie. Pokazać, jak powinny wyglądać relacje i związki oparte na równości i szacunku.
Zobacz również: Nowy trend w opiece nad dziećmi. Rodzice poszukują niań, które przeszły COVID-19
Chciałbym w tym miejscu zaapelować do mężczyzn, żeby zaczęli w końcu reagować. W sytuacji, gdy ktoś używa wobec kobiet seksistowskiego języka czy podejmuje decyzje, które je dyskryminują. Jeżeli jakiś polityk od lat używa mowy nienawiści i chce kobietom odbierać prawa, niech poczuje, że na takie praktyki nie ma miejsca w XXI wieku w centrum Europy. Doprowadźmy do sytuacji, kiedy takie działania będą powszechnie potępiane.
Rodzice akceptują wasze wybory? Również decyzję o tym, że nie będziecie mieć dzieci?
S.S.: Teraz już nie mamy z tym problemu. Mam 44 lata, a jeśli kobieta jest w tym wieku i nie ma dzieci, to przyjmuje się, że chodzi o niepłodność. A komentarze w takiej sytuacji uważane są za niedelikatne. Od kilku lat nie muszę już więc odpowiadać na takie pytania. Ale nie zawsze tak było. To nie jest decyzja, która zostaje przyjęta ze zrozumieniem i akceptacją. W naszym społeczeństwie nadal powszechne jest przekonanie, że kobieta powinna mieć dzieci i jeśli ich nie ma, to coś jest z nią nie tak. I znów wracamy do punktu wyjścia – cały czas wciskani jesteśmy w konkretne role, a wolność wyboru, prawo do decydowania o swojej przyszłości nie jest mile widziane.
Jesteście ze sobą już 19 lat… Nie ma znużenia sobą, zmęczenia materiału?
S.S.: Faktycznie jestem z Marcinem od 19 lat. Jest dla mnie partnerem, ale też przyjacielem. Osobą, która ze względu na podobny światopogląd jest sojusznikiem i partnerem do rozmów. Myślę, że to główny fundament, dzięki któremu tak długo jesteśmy razem i cały czas jest nam ze sobą dobrze.
M.A.: Mamy to szczęście, że łączą nas takie same wartości związane z funkcjonowaniem państwa i społeczeństwa. A to fundament dobrego związku. Trudno jest nam się ze sobą nudzić. Mam takie poczucie, że każdego dnia od wielu lat prowadzimy tryb życia bojownika i bojowniczki o zmianę świata. To nie jest łatwe, ale ta walka sprawia, że żyje nam się ze sobą bardzo dobrze, to nas napędza, sprawia, że życie razem jest wielką pasją i przyjemnością.
W takim związku nastawionym na działanie jest miejsce na czas tylko dla siebie?
M.A.: Seriale to nasz główny sojusznik w wolnym czasie. Poza tym zawsze staramy się raz w roku gdzieś wyjechać. Ostatnie lata spędziliśmy w kilku krajach azjatyckich, wcześniej przejechaliśmy samochodem oba wybrzeża Ameryki Północnej. To są zawsze wyprawy mocno nastawione na kontakt z naturą. Kiedyś udało nam się spędzić noc w samochodzie na plaży nad oceanem, raz na pustyni. Wcześnie rano nad oceanem mogliśmy poobserwować delfiny, które czuły się całkiem wolne, bez najmniejszej ingerencji człowieka.
Zobacz również: Strajk uczniów, studentów i nauczycieli. Chcą odwołania ministra Przemysława Czarnka
S.S.: Staramy się przy tym wybierać aktywności, które nie wiążą się z eksploatacją zwierząt. Czyli żadnego jeżdżenia na słoniach, robienia sobie zdjęć z małpkami. Uważamy też, by nie korzystać z żadnych aktywności, które związane są z naruszaniem praw innych ludzi, np. praw pracowniczych. To takie świadome, etyczne wyjazdy.
M.A.: Mamy też słabość do wina, to taki stały element naszych wyjazdów. Lubimy odwiedzać winnice. Odwiedziliśmy większość najlepszych winnic we Francji, Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, Izraelu, USA, a nawet Mołdawii. Od kilku lat sięgamy wyłącznie po wina organiczne i wegańskie. Jest więc kilka rzeczy, które sprawiają, że ładujemy baterie i możemy się sobą cieszyć.
Wróćmy do kwestii podziału obowiązków. Kto w tym roku gotuje potrawy świąteczne w waszym domu?
M.A.: Zwykle spędzamy święta z moimi rodzicami i to oni szykują potrawy. Co ciekawe, od lat są to dania wegańskie. Moi rodzice jedzą produkty odzwierzęce, ale kiedy do nich przyjeżdżamy, dostosowują wszystkie potrawy do naszych potrzeb. Ze względu na to, że są osobami starszymi, w tym specyficznym roku podjęliśmy decyzję, żeby święta spędzić we dwójkę w Warszawie. I to ja będę gotować. W tym roku po raz pierwszy spróbuję zrobić zupę grzybową, bo Sylwia bardzo ją lubi.