Do łóżka na zgodę
Mówi się, że noc połączy tych, których dzień podzielił. Prawda jest taka, że nie wszystkich, nie zawsze i nie w każdej sytuacji.
21.04.2006 | aktual.: 27.06.2010 02:17
Mówi się, że noc połączy tych, których dzień podzielił. Prawda jest taka, że nie wszystkich, nie zawsze i nie w każdej sytuacji.
Na weselu między okrzykami "Gorzko, gorzko" panna młoda fuka na pana młodego: "Skończ już z tym szampanem" i słyszy pełną jadu uwagę: "A co mam robić, jak ty wciąż tańczysz z Eustachym?"
I nagle między welonem a białą muszką zaczyna iskrzyć. "Pogodzą się w łóżku" - uśmiechają się zgromadzeni goście i westchną być może, że i oni niegdyś podczas seksualnych uniesień wybaczali sobie, zapominali o nieporozumieniach. Nie zauważyli, kiedy wyrósł między nimi mur. Kiedy zaczynają się zastanawiać, mówi Anna Kwaśniewska-Bieniak, psycholog - z jakich cegiełek powstał ten mur, zazwyczaj przerzucają winę na partnera albo upływający czas.
- Rzeczywiście, kobiety, które przychodzą do mnie z problemami seksualnymi, twierdzą, że na początku związku było im łatwiej, jeśli nawet podczas zbliżeń ich ciało nie reagowało na seks w takim stopniu, jak w późniejszym czasie. Mówią, że wcześniej miały w sobie więcej dobrych chęci, tolerancji dla partnera bo były przekonane, że w przyszłości doczekają się nagrody, czyli bliskości w łóżku i poza nim. Poza świadomością
Kobiety i mężczyźni uprawiają seks od zawsze, ale od niedawna psychobiolodzy, socjolodzy, fizjolodzy, seksuolodzy i specjaliści dziesiątków innych dziedzin badają, mierzą i ważą to, co dzieje się w łóżku między dwojgiem kochających się ludzi. A im dokładniej badają, tym więcej teorii na ten temat. Z tych teorii wynika, że do zgody w łóżku nie skłania nas miłość, wyrozumiałość, życzliwość dla partnera, ale procesy biologiczne odbywające się poza naszą świadomością. Każdy, kto rozejrzy się uważnie, znajdzie wśród znajomych parę, która narzuca sobie reguły gry na pierwszy rzut oka potwierdzające tę tezę.
Aż pierze leci
Na przykład: ona ma silną osobowość, gra pierwsze skrzypce w parze. Przez cały dzień jest nieznośna, wciąż prowokuje mężczyznę do spięcia. "Boże święty, jak on to może wytrzymać" - wzdychają znajomi obserwując "tego wstrętnego babsztyla". Kiedy on w końcu wybucha, kłócą się tak, że aż pierze leci. Zdawałoby się, że on lada moment trzaśnie drzwiami. Ale ona kontroluje sytuację. Kiedy widzi, że mężczyzna ma już dosyć jej sztuczek, nagle zmienia front, staje się słodka. Uwodzi i czaruje tak skutecznie, że w końcu lądują w łóżku i przeżywają namiętne zbliżenie, pozwalają sobie na erotyczne fantazje. A następnego dnia komedia zaczyna się od nowa. Wiele dynamicznych par z czasem przyzwyczaja się do takich scenariuszy. Seks nie poprzedzony awanturą wydaje im się mdły.
Ale i wśród zgodnych par zdarzają się upojne noce poprzedzone krótkim spięciem. Naukowcy, badający "chemię miłości", twierdzą, że to nic dziwnego. Jedną z substancji warunkujących gotowość do seksu jest adrenalina, wydzielająca się z nadnerczy również w momentach stresu. W czasie kłótni oczy błyszczą, pojawiają się rumieńce, źrenice rozszerzają się. Człowiek pobudzony złością wygląda pociągająco. Budzi zmysły tym mocniej, jeśli w perspektywie ma seks, jeden z najlepszych sposobów relaksu, jaki istnieje w naturze.