Blisko ludziDzieje brudu

Dzieje brudu

Dzieje brudu
17.05.2007 14:09, aktualizacja: 28.06.2010 00:58

Kąpiele dwa razy do roku, zmiana bielizny – niewiele częściej. Brud towarzyszył ludzkości przez długie wieki.

Kąpiele dwa razy do roku, zmiana bielizny – niewiele częściej. Brud towarzyszył ludzkości przez długie wieki.

W brudzie... dziejów

Dbanie o higienę to wynalazek stosunkowo młody. Do dzisiejszych standardów – codziennych kąpieli czy częstego zmieniania bielizny – dochodziliśmy przez setki lat.

Jeszcze w XIX-wiecznej Polsce rolę łazienki pełniła ustawiona w sypialni miednica i dzban z wodą. Mieli ją jednak tylko najbogatsi. W Kongresówce i Galicji chłopi myli się raz do roku, w bogatych domach czyszczenie całego ciała urządzano nie częściej niż raz w tygodniu.

Jeszcze gorsza sytuacja panowała w średniowieczu. Trudno się jednak temu dziwić, skoro ówczesny Kościół namawiał do tego, by nie brać kąpieli, co miało być przejawem pobożności i ascezy. Wyjątkowo gorliwie do tych zaleceń podchodzili zakonnicy. Na przykład starsi mnisi z kongregacji w Bursfel myli się dwa razy do roku.

Z kolei w ramach pobożnego umartwiania się książę wielkopolski przez ostatnie cztery lata życia ani razu nie zamoczył w wodzie choćby czubka nosa.

O tym, jakie było podejście do higieny w XVI wieku, wspomina pewien kronikarz: „Często chodziłem nad Odrę uprać sobie koszulę. Gdy wysychała, czyściłem swoje ubranie, wykopywałem dołek, wrzucałem tam ściągnięte z odzienia robactwo, przysypywałem ziemią i wbijałem krzyż”.

Łaźnie siedliskiem prostytucji

Niech nikogo nie zwiedzie fakt budowania w średniowieczu pierwszych publicznych łaźni (także w Polsce i nie tylko w dużych skupiskach ludzkich). Bo w tamtym okresie miały one zupełnie inne przeznaczenie niż teraz. Służyły bowiem praktycznie tylko celom erotycznym. Co zresztą szybko przyczyniło się do ich zamykania. Ludzie mieli dość szerzącej się tam prostytucji, obawiali się też związanej z tym rozprzestrzenianiem się kiły.

Z higieną na bakier

W późniejszych wiekach znaczenia nabierała moda, ale z higieną dalej byto raczej na bakier. Ważne było, by koszula była biała, a mankiety czyste. Tym, że zakładano je na brudne ciało, nikt się nie przejmował. XVI-XVII-wieczni medycy uważali gorące kąpiele za szkodliwe dla zdrowia. Dlatego zamożne warstwy społeczeństwa chętnie pryskały się perfumami, a czyszczenie własnego ciała ograniczali do wytarcia twarzy suchym płótnem.

Nic więc dziwnego, że uchodzący za szczyt wytworności i luksusu Wersal śmierdział nie do zniesienia i przyprawiał o mdłości. Nikogo nie dziwiły znajdywane w tam w łóżkach (także samego króla Ludwika XIV) pluskwy i pchły. Robactwo zalęgało się także w modnym w tamtych latach perukach.

Zmiany na lepsze zawdzięczamy niemieckiemu mieszczaństwu i słynącym z czystości Holendrom. Już w XVII wieku pewien Anglik pisał o tych ostatnich: „W większej czystości utrzymują swój dom niż ciało, a ciało w większej czystości niż duszę”.

Brud symbolem biedy

Swoje zrobiły też odkrycia naukowe, które pokazały, jak wiele chorób powoduje brud oraz popularyzacja mentalności kapitalistycznej, która zakładała, że brud i smród są symbolami biedy.

Ponieważ nikt nie chciał, by go postrzegano jako biedaka, zaczął przywiązywać coraz większą wagę do higieny. Z czasem przywiązanie do higieny mieszczanie zaszczepiali w pozostałych warstwach społecznych. Popularyzacja szła jednak opornie. Jeszcze w XIX-wiecznej Francji codziennie myto tylko ręce, nogi – nie częściej niż 1-2 razy na miesiąc.

Utrzymywanie higieny w dzisiejszym znaczeniu tego słowa datuje się dopiero na drugą połowę XX wieku, bowiem jeszcze w 1954 roku nad Sekwaną wanna lub prysznic miało tylko co dziesiąte mieszkanie, a bieżącą wodę – co czwarte.

Źródło artykułu:WP Kobieta