Dziękuję, panie Zawada
Gdy zaczynałem grać w „Kryminalnych”, w Polsce byłem praktycznie nieznany, a w Niemczech cieszyłem się dużą popularnością.
05.04.2007 | aktual.: 05.04.2007 14:11
Rozmowa z Markiem Włodarczykiem, odtwórcą roli komisarza Adama Zawady w serialu „Kryminalni”.
Czy zdarzyło się, że ktoś potraktował pana jak policjanta?
Na szczęście nikt do tej pory nie prosił mnie o policyjną interwencję (śmiech). To prawda jednak, że na ulicy często słyszę: „O, Zawada!”. Czasami w sklepie ktoś powie „Dziękuję, panie Zawada” A poważnie mówiąc: pracę policjantów znam od dziecka, bo mój ojciec był policjantem. W swojej karierze zawodowej mam już około pięćdziesięciu produkcji filmowych związanych z policją, filmów kryminalnych i sensacyjnych. Tak więc od wielu lat miałem styczność z policją, nie tylko polską, ale też niemiecką.
Czytam też kryminały.
Mój ulubiony bohater to Kurt Valander, którego stworzył Hanning Mankell. Odwiedziliśmy też z ekipą „Kryminalnych” Komendę Stołeczną Policji, gdzie obserwowaliśmy pracę prawdziwych policjantów. Byłem zdziwiony, że technika tak poszła do przodu. Więcej się dzieje w laboratoriach kryminalistycznych, niż na ulicy.
W Niemczech zagrał pan w około stu filmach. Do niedawna był pan bardziej znany tam, niż w Polsce...
To prawda. Zagrałem w stu produkcjach filmowych. Jeśli chodzi o moją popularność, to proporcje powoli się zmieniają. Gdy zaczynałem grać w „Kryminalnych”, w Polsce byłem praktycznie nieznany, a w Niemczech cieszyłem się dużą popularnością. Bo, nie ma co ukrywać, popularność przynoszą produkcje telewizyjne, seriale. Dzięki „Kryminalnym” stałem się znany tu, tam powoli widzowie o mnie zapominają.
Niemcy to duży kraj, jest tam mnóstwo komercyjnych stacji telewizyjnych, kręci się masę filmów. Jak udało się panu podbić niemiecką publiczność?
To prawda, że tam jest duża konkurencja w branży filmowej. Trudniej jest tam zdobyć popularność. Trzeba na nią ciężko pracować. Ale chciałbym podkreślić, że spędziłem tam dwadzieścia dwa lata. W Niemczech olbrzymią oglądalnością cieszą się seriale sensacyjne, a ja grałem w wielu takich filmach. W 1998 roku zagrałem aż w dwunastu filmach. Każda stacja telewizyjna chciała mieć swój serial kryminalny. No i modna stała się tematyka „wschodnia”... To, że mówiłem językiem niemieckim z polskim akcentem, było moim atutem.
Ale gdy wyjeżdżał pan do Niemiec, nie znał pan języka niemieckiego...
To prawda. W 1981 roku pojechałem do Niemiec odwiedzić znajomego operatora, którego poznałem podczas kręcenia „reklamówki” na Mazurach. Miałem wrócić na święta Bożego Narodzenia, ale zaskoczył mnie stan wojenny. Postanowiłem zostać w Niemczech. Sam uczyłem się języka, nie chciałem chodzić na żadne kursy. Nieznajomość języka stanowiła na początku pewien problem. No i sam fakt, że chodziło o język niemiecki... W Polsce wielu moich kolegów do dziś nie wyobraża sobie, że można grać w tym języku. Francuski, angielski – owszem. Ale niemiecki? Mnie się udało przełamać tę barierę.
Na początku podobno pracował pan w warsztacie samochodowym...
Tak. Właściciel warsztatu nie wiedział, że jestem aktorem. Dowiedział się dopiero wtedy, gdy dostałem swą pierwszą rolę w teatrze w Niemczech i przeczytał w gazecie wywiad ze mną. Zapytał, czy mam brata bliźniaka... Tak się skończyła moja „przygoda samochodowa”, od stycznia 1984 roku pracowałem już w swoim zawodzie. Do 1991 roku pracowałem głównie w teatrze, potem zająłem się filmem. Na początku grałem zwykle cudzoziemców: Serba, Czeczeńca, Rosjanina, nawet Kurda... Cały czas jednak mówiłem po niemiecku, ożeniłem się z Niemką, czytałem po niemiecku.
Gdy po 22 latach wróciłem do Polski i zacząłem grać w „Kryminalnych” okazało się, że mam problemy z uczeniem się na pamięć polskiego tekstu, tak odwykłem od języka. Zacząłem więc czytać literaturę polską. Teraz te problemy minęły.
A jak trafił pan do „Kryminalnych”? Zależało panu na tym, żeby zagrać w kraju?
– Przez cały czas, kiedy pracowałem w Niemczech, miałem kontakt z kolegami z tzw. świata filmowego w Polsce. Interesowałem się tym, co się dzieje w polskich teatrach i w kinematografii polskiej, przyjeżdżałem na festiwale filmowe. Chciałem zagrać w Polsce, ale albo nie było ciekawych propozycji, albo zbiegały się one w czasie z produkcjami niemieckimi, w których grałem. Poznałem panią Wiolettę Buhl. Ona zaprosiła mnie na casting do polskiego filmu kryminalnego, w którym w rezultacie nie zagrałem, ponieważ reżyser chciał zaangażować... znanego aktora. Ale materiały z castingu zostały i gdy kompletowano obsadę „Kryminalnych”, pani Wioletta zaproponowała twórcom serialu, żeby zatrudnili mnie. Nie uczestniczyłem w zdjęciach próbnych do „Kryminalnych”, bo w tym czasie pojechałem z synami w góry. Tam dotarła do mnie informacja, że dostałem rolę. Tak się zaczęła moja przygoda z „Kryminalnymi”.
Początkowo miało być tylko trzynaście odcinków. Już wtedy pojawiła się opcja, że powstanie 39 odcinków. Gdy okazało się, że serial ma dużą oglądalność, zapadła decyzja że zostanie ona wcielona w życie.
Początkowo dojeżdżał pan na plan „Kryminalnych” z Hamburga, gdzie mieszkał pan na stałe. W końcu przeprowadził się pan z rodziną do Polski...
Przez rok moja rodzina mieszkała w Hamburgu, a ja koczowałem w Warszawie. Gdy tylko miałem trzy dni wolnego, pędziłem do Niemiec. W końcu uznałem, że to nie ma sensu: rozstania były coraz smutniejsze, więc stwierdziłem, że czas się przeprowadzić. Tym bardziej, że serial wciąż cieszy się dużą popularnością. Tak więc przeprowadziliśmy się i moi synowie tu chodzą do szkoły. Mieszkania w Hamburgu jednak nie sprzedałem, mieszkają w nim znajomi. Co jakiś czas otrzymuję różne propozycje w Polsce i w Niemczech, ale na razie nie mam czasu na nic innego oprócz „Kryminalnych”.
Czy pana synowie mówią po polsku?
Chodzą co prawda do niemieckiej szkoły, ale mówią po polsku i to coraz lepiej. Młodszy ma 9 lat, starszy 14. Początkowo podczas odwiedzin w Polsce porozumiewali się z babcią po polsku, ale gdy ja do nich mówiłem po polsku, odpowiadali po niemiecku. Teraz rozmawiają w obu językach.
Gdy mieszkał pan w Hamburgu bardzo często wyjeżdżał pan nad morze. Czy w Polsce znalazł już pan sobie takie miejsce do odpoczynku?
Faktycznie, uwielbiałem jeździć nad morze, z Hamburga nad Bałtyk jest bardzo blisko, z Warszawy, niestety, za daleko. Mój przyjaciel ma pod Warszawą dużą stajnię, czasami tam jeżdżę. Ale niestety zgodnie z kontraktem uprawianie niebezpiecznych sportów jest zabronione. Zawada musi być cały czas na planie...