Erotyka, miłość i seks
Nie ma chyba takiego drugiego problemu, który zajmowałby ludzkość przez ostatnie 40 lat równie intensywnie jak seksualność. Zaczęło się to na początku lat 60-tych, by osiągnąć kulminację w rewolucji seksualnej "dzieci kwiatów".
04.05.2006 | aktual.: 27.06.2010 12:24
Nie ma chyba drugiego takiego problemu, który zajmowałby ludzkość przez ostatnie 40 lat równie intensywnie jak seksualność. Zaczęło się to na początku lat 60-tych, by osiągnąć kulminację w rewolucji seksualnej "dzieci kwiatów". Za oczywistą prawdę zaczęto uważać, że celem wszystkich pragnień jest niczym nie skrępowana swoboda seksualna.
Dochodziło do swoistego pomieszania pojęć: chodziło o miłość, a mówiono o seksualności, chodziło o erotyzm, a mówiono o seksualności, chodziło o uświadomienie seksualne, a mówiono o seksualności. A przecież seksualność to płciowość - i nic więcej. Niezależnie od tego jak definiuje się kobietę i mężczyznę w danej kulturze, zawsze będą to dwa bieguny "jin" i "jang", zgodnie z prawami natury przyciągające się nawzajem. Instynkt przedłużania gatunku zajmuje pod względem siły drugie miejsce, zaraz po instynkcie samozachowawczym. Aby nasienie mogło zapłodnić komórkę jajową wystarczy akt seksualny, nie potrzeba do tego erotyki, nie mówiąc już o miłości. W tak czystej formie popęd seksualny występuje rzadko, ale występuje. Jego wyrazem są stosunki seksualne mężczyzn z prostytutkami - tu także nie ma ani erotyki, ani miłości. Seks to egoistyczne dążenie do zaspokojenia popędu. Osoba partnera jest tutaj obojętna. Erotyka idzie o krok dalej. Partner nie jest już spostrzegany tylko jako obiekt do zaspokojenia własnego
popędu. Tym, co wysuwa się teraz na plan pierwszy jest gra miłosna, ale jej celem staje się zintensyfikowanie doznań zmysłowych. Doznania te obejmują wszystko, co spostrzegamy za pomocą zmysłów i wcale nie ograniczają się do zmysłu dotyku, ale obejmują także doznania wzrokowe. Doznania zmysłowe to brama do naszych uczuć. Erotyka zaś, to energia, która sprawia, że spotkanie przeradza się w związek.
U początku każdego związku stoi zakochanie. Ma ono mało wspólnego z miłością. W stanie zakochania jest coś, co przeszkadza miłości - jest to własne "ego". Na początku ludzie pokazują sobie nawzajem swoje "odświętne" oblicze. W nim właśnie się zakochujemy, choć jest to zaledwie drobna część "ego". Im bardziej odsuwamy własne "ego" tym szerzej otwierają się drzwi do miłości. Zaczyna się przed nami roztaczać widok na prawdziwą duszę partnera i naszą własną. Im dalej postępuje ten proces, tym mniej potrzeba w erotyce "środków pomocniczych". Do intensyfikacji doznań nie jest potrzebna już erotyczna bielizna czy oszałamiające perfumy, ponieważ służy temu współpragnienie uczuć.
Przychodzi wreszcie dzień, który można uznać za narodziny miłości. Kiedy to się dzieje? Nie wiadomo do końca, ponieważ granica pomiędzy erotyką a miłością jest płynna. Miłość łączy się z koniecznością pokonania licznych przeszkód i nieraz bolesnych doświadczeń, lecz jest to jedyna droga, na która naprawde warto wkroczyć. Prowadzi ona do coraz lepszego poznania partnera i samego siebie. Tęsknota za przeżyciem prawdziwej miłości pozwala nam przezwyciężać problemy, pokonywać trudności i znosić okresy samotności. Tęsknota ta jest siłą naszego osobistego rozwoju. Dlatego dla rozwoju naszej "jaźni" niezbędne jest partnerstwo. To ono sprawia, że kiełkuje w nas tęsknota za miłością. Miłość jednak to uczucie, które potrafi "zaślepić". Dlatego ważnym jest, aby w początkowej fazie rodzącej się miłości przyjrzeć się uważniej partnerowi.