Fenomen oporu Ukraińców. "Jedni robili rzeczy heroiczne, inni drobne, ale każda miała znaczenie"
23.02.2023 16:08, aktual.: 01.02.2024 08:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Gdy pierwszy szok minął, stało się coś niezwykłego - doszło do niespotykanej dotąd mobilizacji Ukraińców. Opór i wiara w zwycięstwo zjednoczyły ten kraj, jak nigdy wcześniej - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Paweł Pieniążek, reporter wojenny i autor książki "Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji".
Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski: 24 lutego w pierwszych godzinach rosyjskiego ataku sytuacja Ukrainy wydawała się nieciekawa. Wiele osób nie dawało jej więcej niż trzy dni. Tymczasem mija już rok i nie zanosi się na to, by opór i wola walki Ukraińców słaby. Z czego wynika ten fenomen?
Paweł Pieniążek, reporter wojenny: W pierwszych dniach przebieg wojny nie był oczywisty. Rosjanie mieli gigantyczną przewagę, zaatakowali z trzech stron, a chaos, który zapanował, utrudniał ludziom zrozumienie, co tak naprawdę się dzieje. Choć już wcześniej atmosfera była napięta i wielu spodziewało się, że atak nastąpi, ludzie byli w szoku, gdy uzmysłowili sobie jego skalę.
Jednak, gdy pierwszy szok minął, stało się coś niezwykłego - doszło do niespotykanej dotąd mobilizacji Ukraińców. Prawdopodobnie to największe w historii współczesnej zaangażowanie zaatakowanego społeczeństwa. Opór i wiara w zwycięstwo zjednoczyły ten kraj, jak nigdy wcześniej. Myślę, że to jedna z głównych przyczyn tego, że rosyjska armia ugrzęzła w Ukrainie i wciąż nie osiągnęła zamierzonych celów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedna z bohaterek książki, zawodniczka dżu-dżitsu - Bohdana Hołub, stwierdziła, że każdy odpowiada za swój odcinek frontu. Na jakich frontach walczą zwykli ludzie?
Frontem Bohdany było napisanie listu do czołowych zawodników brazylijskiego dżu-dżitsu z apelem o solidarność i pomoc. Dzięki temu udało jej się zwrócić uwagę zagranicy na to, co się dzieje w Ukrainie. Oprócz tego, do dzisiaj kupuje niezbędny ekwipunek dla wojskowych i organizuje zbiórki, by zdobyć na to środki.
Najbardziej uderzyło mnie to, że z kim bym nie rozmawiał, każdy mówił o potrzebie bycia użytecznym. Ogromna rzesza ludzi chciała coś zrobić, by pomóc. Ukraińcy nie tylko masowo ustawiali się w kolejkach do komisji poborowych, ale zaangażowali się w opór obywatelski. Na tyle, na ile potrafili. Jedni robili rzeczy heroiczne, inni drobne, ale każda miała znaczenie.
Ludzie zbierali pieniądze dla armii i innych cywilów, kupowali mundury, szyli siatki maskujące, tworzyli siatki wolontariuszy, gotowali jedzenie dla żołnierzy i potrzebujących, organizowali pomoc medyczną, pomagali budować posterunki i barykady, spawali jeże przeciwczołgowe czy przygotowywali koktajle Mołotowa. Ten sztab ludzi, którzy biorą udział w wojnie, choć nie trzymają broni w ręku, sprawił, że opór jest skuteczny.
Kolejna bohaterka, Tetiana, krytykowała pod wieloma względami swój rodziny Charków i brała pod uwagę emigrację, ale kiedy zaatakowali go Rosjanie, poczuła wściekłość. Na złość im postanowiła zostać i zrobić wszystko, by "Rusnia", jak pogardliwie określa się Rosjan, zniknęła. Czy to gniew napędza Ukraińców do walki?
A obok niego nienawiść. To uczucie towarzyszy teraz bardzo wielu Ukraińcom, a każdy kolejny atak rakietowy czy zbrodnia wychodząca na jaw tylko je potęguje. Nie winią za obecną sytuację samego Putina, jak można czasami usłyszeć poza Ukrainą, ale wszystkich Rosjan. Ukraińcy mają do nich żal, że nic nie zrobili, nie protestowali, dając tym samym Putinowi przyzwolenie.
Jak zareagowali Ukraińcy, kiedy światło dzienne ujrzały masakry dokonane przez Rosjan w Buczy czy Irpieniu?
Część z tych, którzy wahali się, czy wyjechać z domu, skłoniło to do podjęcia decyzji o wyjeździe w głąb kraju czy za granicę. Dla niektórych był to impuls do zaangażowania się czy jeszcze mocniejszego działania. Im bliżej ściany jesteś, tym bardziej zajadle walczysz, bo wiesz, że stawką jest twoje życie.
Wiele lat mieszkał pan w Ukrainie i miał okazję dobrze poznać jej mieszkańców. Czy zaskoczyli pana czymś po 24 lutego?
Na pewno nie zaskoczyła mnie powszechna mobilizacja społeczna, bo proces ten śledzę już od 2013 r., kiedy doszło do protestów na Majdanie. Za to wcześniej sceptycznie odnosiłem się do badań, z których wynikało, że do 60 proc. Ukraińców jest gotowych do walki. Uważałem, że to rozważania czysto teoretyczne i jak przyjdzie co do czego, nie przełożą się na realne działania. Czas pokazał, że te deklaracje były prawdziwe.
Zaskoczeniem było dla mnie też działanie kolei w czasie wojny. Ukrzaliznycia, czyli ukraiński odpowiednik naszego PKP, nie kojarzyła się dotąd z szybkością działania i adaptacją do sytuacji. Tymczasem niemal od pierwszego dnia stała się organizacją, która ratowała setki ludzi, stając się głównym zasobem logistycznym i humanitarnym. To pociągi, często pod ostrzałem, ewakuowały ludzi z terenów objętych działaniami wojennymi, a także zapewniały transport na front pracownikom pomocy humanitarnej. Dostarczały tam również sprzęt.
Ogromną zmianę zaobserwowałem w działaniu policji. W 2014 r. w Donbasie rzesza policjantów przeszła na stronę separatystów i Rosjan, stając się tym samym symbolem zdrady i braku lokalności. Ale już w 2022 r. widziałem na własne oczy, jak wielu z nich ryzykowało życie, przewożąc ludzi pod ostrzałem.
Czytaj także: Ostatni ludzie Czarnobyla: Przeżyliśmy trzy katastrofy
Wspomniał pan, że Ukraińcy zjednoczyli się, jak nigdy wcześniej. Jednak opór we wschodniej i zachodniej Ukrainie wygląda inaczej.
Unikałbym sztywnego podziału na wschód i zachód i związane z tym łatki, bo to za bardzo upraszcza rzeczywistość i jest krzywdzące. Ukraina jest o wiele bardziej zróżnicowana, podobnie jak sama jej wschodnia część. Zupełnie inny jest obwód dniepropietrowski, a inny doniecki czy ługański. Oczywiście w obwodach zachodnich możemy zaobserwować większy patriotyzm i przywiązanie do Ukrainy. Zaś jeśli chodzi o wschód, to mimo iż niewielu Ukraińców deklaruje poparcie dla Rosji, to tam spotkamy ich najwięcej.
Mieszkańcy wschodnich obwodów są o wiele bardziej zmęczeni wojną, która nie zaczęła się rok temu, tylko trwa już dziewięć lat. To Donbas od samego początku przyjmuje na siebie największe uderzenia. We wschodnim regionie nie było tak dużych kolejek do komisji poborowych, jak w zachodnim. A wielu ludzi, nawet jeśli sprzyja Ukrainie, odznacza się o wiele większą biernością. Aktywność obywatelska jest tam mniejsza, ale i tak nieporównywalnie większa niż w 2014 r.
Czy fakt, że wojna w Ukrainie trwa już od 2014 r. sprzyjał sprawniejszej samoorganizacji społeczeństwa?
Zdecydowanie. Już protesty, które miały miejsce na Majdanie, były tego początkiem. Wybuch wojny w 2014 r. to kolejny krok – w jego wyniku powstały sieci powiązań, dzięki którym teraz o wiele szybciej można było coś zorganizować. Każdy znał kogoś, kto mógł pomóc. Wiele siatek wolontariuszy wciąż było aktywnych, więc niemal od razu mogły zacząć działać na większą skalę, szybko się rozbudowując. W porównaniu do wydarzeń po 2014 r. zaangażowanie społeczeństwa jest teraz gigantyczne. Gdyby do wojny na tak dużą skalę doszło dziewięć lat temu, Ukraina prawdopodobnie by się nie wybroniła.
Świetna samoorganizacja Ukraińców przypomina mi trochę to, jak na wojnę zareagowali Polacy, niemal od razu oferując pomoc i tworząc sieci wsparcia.
Wsparcie Polaków było gigantyczne, ale ja byłem w tym czasie w Ukrainie i najwięcej dowiadywałem się o nim z mediów. Mogę tylko powiedzieć, że Ukraińcy są Polakom bardzo wdzięczni za pomoc. Wybrzmiewa to często w rozmowach. I choć moje relacje z Ukraińcami zawsze były dobre, to widzę zamianę na lepsze. Oni nie tylko czują wdzięczność, ale też mówią, że po tym wszystkim wiedzą, kto jest ich prawdziwym bratem. Relacje polsko-ukraińskie weszły na zupełnie inny poziom.
Paweł Pieniążek - reporter wojenny i dziennikarz stale współpracujący z "Tygodnikiem Powszechnym". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek: "Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji", "Pozdrowienia z Noworosji", "Wojna, która nas zmieniła" i "Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii". Laureat nagrody dziennikarskiej MediaTory.
Rozmawiała Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.