Filmy roku 2005
"Nigdzie w Afryce” – taki tytuł nosił jeden z oscarowych zwycięzców. I rzeczywiście, przez lata kontynent afrykański był dla kina (zwłaszcza hollywoodzkiego) wielkim "nigdzie”, pozbawionym tożsamości i historii dostarczycielem egzotycznych scenerii czy chaotycznych rzezi, na tle których wspaniale prezentowała się uroda Moniki Bellucci ("Łzy słońca”), i które dodawały pikanterii romansowi Penelope Cruz z Matthew McConaugheyem ("Sahara”). Dziś, jak mówi reżyser Fernando Meirelles, kino wreszcie na nowo "odkrywa Afrykę”. *Z jednej strony w 2005 roku afrykańskie kino pojawiło się na znaczących festiwalach (jak zwycięzca ostatniego Berlinale "u-Carmen e-Khayelitsha” z RPA, zdumiewające przeniesienie opery "Carmen” w realia ubogiego przedmieścia, czy odbywające właśnie festiwalowe tournée "Tsotsi” Gavina Hooda, film o chłopaku z nędznej dzielnicy Johannesburga), z drugiej reżyserzy dostrzegli w tym kontynencie kopalnię tematów. Tylko w Berlinie pojawiły się dwa filmy o etnicznym konflikcie w Ruandzie w 1994
roku – "Sometimes in April” i pokazywany również w Polsce "Hotel Ruanda”. Tu rzeź Hutu na Tutsi zobaczyliśmy nie z perspektywy wojsk ONZ czy białych turystów uciekających w popłochu z płynącego krwią kraju, lecz przerażonych mieszkańców Kigali szukających schronienia w luksusowym hotelu, pod skrzydłami "ruandyjskiego Schindlera” Paula Rusesabaginy.
*Zmienił perspektywę i poprzesuwał akcenty również Brazylijczyk Fernando Meirelles, pracując nad adaptacją brytyjskiej powieści rozgrywającej się w Kenii. Opowiadający między innymi o niecnych praktykach koncernów farmaceutycznych "Wierny ogrodnik” to rewelacyjny portret Afryki: podzielonej na cywilizowany, zamożny świat zachodnich dyplomatów i biznesmenów oraz kipiący kolorami, chaotyczny, zatłoczony, nędzny świat Kenijczyków. Żeby być jak najbliżej rzeczywistości, zdjęcia kręcono w Kibera, wielkich slumsach będących częścią Nairobi (Meirelles przyznał potem, że w porównaniu z nimi fawele Rio de Janeiro to istne dzielnice luksusu). Reżyser uznał, że jego zadaniem jest walnąć pięścią w stół i bezpardonowo opisać brutalne reguły rządzące w Afryce.
Ostatni "bunt imigrantów” we Francji pokazał, że Afryka jest dziś również wielkim problemem Europy – ta nie umie poradzić sobie z przybyszami, którzy w epoce terrorystycznego zagrożenia stali się jeszcze bardziej obcy. Austriakowi Michaelowi Hanekemu fenomenalnie udało się uchwycić ten stan ducha, i to niemal w przededniu jesiennych zamieszek na przedmieściach francuskich miast. "Ukryte” odkryły kompleks winy, z którym boryka się dziś Stary Kontynent uwikłany w kolonialną przeszłość. W kilku zaledwie scenach między Francuzem a urodzonym tu Algierczykiem Haneke obnażył całe kłębowisko win, krzywd, wzajemnych oskarżeń i hipokryzji.
Z kolei inna tegoroczna premiera, "Exils” Tony'ego Gatlifa, pokazała, jaki problem mają z Europą przybysze stamtąd. Niechciani tu, obcy tam (wszak urodzili się we Francji) żyją w kulturowej próżni. W poszukiwaniu straconej tożsamości bohaterowie "Exils” decydują się ruszyć pieszo do Algierii, dokładnie tą samą trasą, którą płynie do Europy rzeka uciekinierów z Czarnego Kontynentu. Gatlif, pół Cygan, pół Algierczyk z francuskim paszportem, widzi przyszłość współczesnego świata w mieszaniu się kultur i łączeniu tradycji z nowoczesnym stylem życia. I to chyba jedyny optymista w tym gronie reżyserów.
Koniunkturę na Afrykę wyczuło oczywiście Hollywood. W tym roku ruszyły trzy duże produkcje. "Blood Diamond” z Leonardem DiCaprio w roli szmuglera diamentów pokaże kulisy krwawego konfliktu w Sierra Leone; "Emma's War” z Nicole Kidman będzie opowiadać o wojnie w Sudanie, a "The Last King Of Scotland” z Forestem Whitakerem ma odkryć przed nami tajemnice umysłu okrutnego ugandyjskiego dyktatora Idi Amina.Oby tylko twórcy gwiazdorskich produkcji nie zagłuszyli tych, którzy w kinie dopiero zaczęli dochodzić do głosu. Bo mijający rok pokazał, że mają nam jeszcze wiele do opowiedzenia.
02.01.2006 | aktual.: 30.06.2010 02:21
Małgorzata Sadowska/
*1. "Bezdroża”, reż. Alexander Payne *Jedyny tegoroczny film, który podbił serca, pogodził gusty, a nawet pokolenia. Mowa o dziale kultury "Przekroju”, który wyjątkowo zgodnie uznał "Bezdroża” za swój ulubiony film roku. Dwaj panowie w średnim wieku, niespełniony pisarz i spełniony melancholik Miles, i jego przyjaciel, przebrzmiała, próżna gwiazdka seriali, Jack, którzy wyruszają na "kawalerski” tydzień do winnic Kalifornii – oto naszym zdaniem kinowi bohaterowie roku. "Payne'owi udała się rzecz rzadka. Zanurzył swą historię w życiu zwyczajnym i dość trywialnym, by dotknąć spraw niebłahych i twórcom jednowymiarowych, »społecznych bajek« pokazać figę” – pisał recenzent "Przekroju”.
Tragikomedia Payne'a smakuje, tym bardziej że cała zanurzona jest w winie, o którym się gada, które się pije jednym haustem albo niespiesznie smakuje, szukając głębokich nut – czyż nie tak samo bywa z życiem?
"Bezdroża” to film, który nigdy się nie nudzi, i już po upływie niemal roku od jego premiery widać, że będzie się szlachetnie starzał. A my, po raz kolejny otwierając leżakujące gdzieś na półce pudełko z DVD (a przy okazji może i coś jeszcze), pomyślimy z nostalgią: "2005 – tak, to był naprawdę doskonały rocznik!”.
*2. "Ukryte”, reż. Michael Haneke *Dzieło Michaela Hanekego zgarnęło właśnie pięć najważniejszych nagród Europejskiej Akademii Filmowej. "W czasach sezonowych skandalistów Haneke okazuje się wciąż tak samo niepokojący i niepokorny. Bo czyż nie niepokoi film, który jest jednocześnie potworny i krystalicznie czysty, chłodny, niemal mechaniczny, a jednak przez dwie godziny trzyma za gardło?” – pytał autor naszej recenzji.
Nam "Ukryte” wydały się filmem genialnym, mistrzowsko wyreżyserowanym i głęboko przemyślanym. Choć na pozór nic się tu nie dzieje (mieszczańska rodzina próbuje dociec, kim jest autor podrzucanych na ich schody nagrań wideo), "Ukryte” aż kipią od emocji – właśnie tych ukrytych. Jest tu mowa o wypartych grzechach, tłumionym poczuciu winy – i to całego narodu – ale też o manipulacji. Ktoś manipuluje bohaterem, ale codziennie ktoś manipuluje również wami – ostrzega nas Haneke, pokazując, czym naprawdę jest filmowy obraz.
*3. "Broken Flowers”, reż. Jim Jarmusch *"Film Jarmuscha uwodzi tym, że wcale nas uwodzić nie chce” – stwierdziliśmy przy okazji wrześniowej premiery i nadal pozostajemy w stanie całkowitego zauroczenia. Zadurzony recenzent "Przekroju” uznał wręcz, że "Broken Flowers” to jeden z najlepszych filmów Jima Jarmuscha, a mistrz niezależnego kina staje się "coraz bardziej kunsztowny w tworzeniu historii z błahych momentów pomiędzy”.
Tym razem opowiedział historię przeciętniaka, który został zmuszony do odbycia nieplanowanej podróży w swoją... erotyczną przeszłość. A dla bohatera znalazł doskonałe aktorskie wcielenie – Billa Murraya, który z kolei staje się specjalistą w odgrywaniu na pozór błahych, introwertycznych bohaterów.
Spodobało nam się bardzo, że "Broken Flowers” nie stara się przypodobać widzom, tylko próbuje z nimi rozmawiać: "Daje tak dużo, ile sami potrafimy mu dać. Jest wart tyle, ile sami mamy w sobie. Czy nie to stanowi esencję kina?”.
*4. "5x2”, reż. Francois Ozon *Kto wie, czy ta opowieść o parze, która się poznaje, potem pobiera, ma dziecko, przechodzi kryzys i rozstaje, nie jest najbardziej rewolucyjnym i śmiałym filmem roku? Pod pozorem kameralnego dramatu o zwykłym życiu tyka bowiem prawdziwa bomba, która rozsadza tradycyjny system wartości z jego przywiązaniem do słów "miłość”, "wierność”, "rodzina”. "»5x2« to wielkie wyznanie wiary w wolność. Bo tylko ona ochronić nas może przed przekleństwem życiowej rutyny” – pisaliśmy w naszej recenzji, zachwyceni i finezją, i odwagą, i reżyserską klasą "5x2”.
Francois Ozon, twórca "8 kobiet” czy "Basenu”, mistrz filmowych układanek, nie byłby oczywiście sobą, gdyby przy okazji nie pobawił się filmową formą. Tym razem wpadł na zaskakujący pomysł, żeby całą historię opowiedzieć od tyłu, dzięki czemu udowodnił, że również film może mieć... dwa końce.
*5. "Lato miłości”, reż. Paweł Pawlikowski *To lato zawitało do nas w kwietniu i od razu zrobiło się gorąco. Paweł Pawlikowski (reżyser polskiego pochodzenia pracujący w Wielkiej Brytanii) zabrał nas bowiem w sam środek pewnej bardzo zmysłowej przygody, która przydarzyła się pośród rozgrzanych wrzosowisk dwóm dojrzewającym dziewczętom. Była więc podszyta erosem przyjaźń, słodycz wakacyjnej nudy i smakowanie zakazanych owoców. Ale Pawlikowski nie poprzestał na opowiedzeniu inicjacyjnej historyjki, lecz zajrzał pod jej podszewkę, by pokazać nam siatkę manipulacji, sekretów, kłamstw i obnażyć toczoną tu grę w niewinność. "»Lato miłości« to film o poszukiwaniu sensu, a znalezieniu jedynie formy, która tylko na krótko zaspokaja głód prawdziwych uczuć” – napisała recenzentka "Przekroju”.
*Najlepsze filmy 2005 roku typowali: Małgorzata Sadowska (ulubiony film roku: "Bezdroża”), Paweł T. Felis ("Lato miłości”), Bartosz Żurawiecki ("Broken Flowers”) *
Filmy "Bezdroża” i "Lato miłości” można już kupić na DVD