GwiazdyGłód miłości

Głód miłości

Dlaczego piękne dziewczyny nienawidzą siebie?

Głód miłości

17.01.2006 | aktual.: 28.05.2010 17:12

*Nasz specjalista tłumaczy, że chore na zaburzenia łaknienia wierzą w absurdalne rzeczy. Że nie mają przyjaciół, bo są beznadziejne. Że ojciec jest alkoholikiem, bo nie spełniają jego oczekiwań. Zupełnie jak w bajce. Tam zła bohaterka zawsze jest brzydka. Jeśli dziewczyna nie czuje się dobrą królewną, automatycznie uważa się za brzydką i pragnie się zniszczyć. Własnymi rękoma. Nie jedząc albo objadając się i wymiotując. Ale jest dla nich szansa na wyleczenie. *
Anorektyczki i bulimiczki mogą wrócić do świata ludzi zdrowych. Zwykle praca nad zrozumieniem, dlaczego się głodzą albo objadają i prowokują wymioty, trwa latami. Dopiero kiedy zrozumieją, dlaczego uciekają od rzeczywistości w obsesyjne objadanie się czy głodzenie, mogą być zdrowe. Kasia i Wera zgodziły się opowiedzieć nam swoje niełatwe historie.

Wera *Umawia się ze mną w centrum handlowym. Kruczoczarne, długie włosy i śniada cera. Sylwetka idealna. Na pierwszy rzut oka nikt nie powiedziałby, że była anorektyczką. Rok temu wyprowadziła się od rodziców. Teraz szuka swojej drogi życiowej, zmienia szkoły. Obecnie robi kurs na księgową.
– Czy jesteś już zdrowa – pytam Werę?
– Tak naprawdę, to nie wiem. *
Przechodziłam już tyle dziwnych etapów: ograniczania jedzenia, pilnowania się, przeliczania kalorii, objadania i kompletnego niejedzenia. Nie potrafię policzyć psychologów, którzy się mną zajmowali. Dopiero teraz czuję, że nadszedł moment, w którym zaczynam coś rozumieć z mojej choroby
. Wcześniej żyłam jak dziecko we mgle. Chciałam być zdrowa, ale oszukiwałam wszystkich, nawet siebie.

Kasia *Pierwsze wrażenie przez telefon: głos delikatny, charakter poważny. Nawet za bardzo jak na 22-letnią studentkę.
Spotykamy się późnym wieczorem. Bo w dzień Kasia studiuje i pracuje. Patrzę na nią: figura przeciętnej dziewczyny. Włosy: niefarbowane. Oczy: szare, inteligentne i łagodne.
Kasia na wstępie rozmowy mówi: – Ale ja muszę uprzedzić, że miałam wpadki.
Patrzy na mojego papierosa i tłumaczy: – To tak, jakbyś rzuciła palenie i nagle pod wpływem jakiejś trudnej sytuacji – zapaliła.
– Czyli znowu to robisz? Wymiotujesz?
– *
Pół roku w ogóle tego nie robiłam. Byłam przekonana, że to koniec problemów. Dałabym sobie głowę uciąć! Ale jednak okazało się, że czasem jeszcze nie radzę sobie z emocjami. Przechodziłam obok spożywczego i nagle poczułam, że moje ciało dosłownie się rozrywa
. Krzyczy, że muszę się porządnie najeść.
Kasia stara się nie załamywać. Nie chce znowu być bulimiczką. – Dwa lata terapii zrobiły swoje – mówi.

*Ich dom *Kasia załamała się w liceum, 3 lata po śmierci matki. Nie potrafiła już dłużej dźwigać kłopotów za wielkich dla dziecka. Ojciec alkoholik. Ona i siostra dostali kuratora i obowiązek chodzenia do świetlicy dla dzieci z trudnych rodzin. Oboje wagarowali. Tyle że siostra miała kumpli. A ona siedziała w domu sama i nic nie robiła.
– Utyłam wtedy do monstrualnych rozmiarów – mówi Kasia. – Przy wzroście 154 cm ważyłam ok. 90 kg. Jadłam, spałam, czytałam o gotowaniu. Gapiłam się bezmyślnie w telewizor. Nie byłam tu i teraz. Byłam gdzieś daleko, w zaświatach, zła na przeszłość i pełna obaw, co do przyszłości. Z tego czasu niewiele pamiętam. Nie pytaj, dlaczego? To są moje dziury w głowie.
Wspomnienia Wery z domu: – Moi rodzice nie są jakimiś złymi rodzicami. Oni po prostu nie zajmowali się moimi sprawami. Czasem zapominali mnie odebrać ze świetlicy. Wracali z pracy ok. godziny 19.00. Wtedy mówili, że są zmęczeni. Mój kot chodził po mieszkaniu na przykurczonych nogach. Ja też się tak zachowywałam, chodziłam po ścianach, żeby nie przeszkadzać, żeby nie wejść w paradę krzyczącemu ojcu. Ich sprawy zawsze były istotniejsze od moich. Pierwszy raz na wspólne wakacje wyjechaliśmy dopiero po tym, jak próbowałam się zabić.

Pierwszy raz *Wera i Kasia nie wierzą, że jakaś dziewczyna wpada w anoreksję z powodu własnej chęci upodobnienia się do chudych modelek.
Wera, gdy miała 12 lat, po prostu przestała jeść. Stopniowo: najpierw odstawiła słodycze, potem mięso, potem... To wydarzyło się na obozie sportowym.
– *
Nie odchudzałam się, by być szczupła (bo ja byłam zgrabna i szczupła). Nic z tych rzeczy. Ja nawet nie słyszałam, że istnieje coś takiego jak anoreksja. Po prostu odkryłam, że niejedzenie jest łatwą sprawą. Na początku czułam się fantastycznie. Biegałam nakręcona, pełna energii. Dopiero potem dowiedziałam się od terapeuty, że zachowywałam się jak wygłodniałe zwierzę, które natura pobudza do poszukiwania jedzenia
.
– Kiedy zwymiotowałaś pierwszy raz? – pytam Kasię.
– Miałam może 13 lat. Takie pierwsze próby... Ale prawdziwa jazda zaczęła się w liceum, kilka lat po śmierci matki. Rzyganie wyniszcza. Jesteś otumaniona. Nie pamiętasz długich odcinków czasu. Ani co się działo, ani co robiłaś. Na niczym ci nie zależy, przestajesz istnieć. Odpływasz jak alkoholik, po prostu urywa ci się film. Zwracanie to bardzo męcząca czynność. Zatrułaś się kiedyś? – dopytuje Kaśka.
Przytakuję.
– No to wiesz, jak to jest. Tyle że ja rzygałam przez cały dzień. Po kilkanaście razy. Z małymi przerwami. Jadłam i zwracałam, znowu jadłam i znowu...
– Chciałaś być piękna, szczupła? – pytam.
– Daj spokój, nie chodziło o urodę. Ja po prostu nienawidziłam siebie. Unikałam centrów handlowych, miejsc, gdzie było dużo luster. Nie potrafiłam na siebie spojrzeć.

Coś nie tak *Obie nie miały przyjaciół. Czuły się samotne. Obie wagarowały. Wtedy całe życie Kasi wypełniało myślenie o jedzeniu. Przeliczanie, ile kalorii zjadła, ile w tym czasie spaliła, jaką dietę zastosuje jutro, ile sobie odmówi. Potem potrafiła ugotować 3 kg ziemniaków i przegryzać to wszystkim: słodyczami, chlebem, majonezem, dżemem, ogórkami, czekoladą. Nie czuła smaku. Było jej wszystko jedno. A potem na różne sposoby próbowała się tego pozbyć. Z miesiąca na miesiąc udoskonalała techniki zwracania. Szybko nauczyła się robić to bez wkładania palców do gardła (bulimiczki mają szramy od zębów na wewnętrznej stronie dłoni).
Wera w wieku 14 lat zaczęła obsesyjnie ćwiczyć: potrafiła obudzić się w środku nocy, by zrobić jeszcze kilka brzuszków. Przez całe dnie jadła tylko jabłka.
– Dokładnie pamiętam: pół kilo na dzień – opowiada z błyskiem w oczach. – *
Kiedy przestało mi się chcieć nawet pić wodę, ojciec wpadł w furię i wlewał mi ją na siłę do gardła. Matka płakała. Próbowałam jeść, starałam się. Ale kompletnie zapomniałam, co znaczy głód, co znaczy nasycić się. Ja po prostu nie umiałam jeść. Kiedy wkładałam coś do ust, dostawałam ataku histerii. Wtedy wylądowałam w szpitalu w Zagórzu
.

Szpital *Wysłali ją tam dzień po 15. urodzinach. Był tort i cała rodzina. Ale nikt nie powiedział jej, z jakiego powodu jedzie do Zagórza. Wera nie pamięta też, żeby w domu padło słowo anoreksja. Dopiero w szpitalu, kiedy usiadła naprzeciwko biurka lekarza, usłyszała: „Dziecko, ty się głodzisz, bo chcesz umrzeć”. To był dla niej szok.
– *
Przeraziłam się sytuacji, miejsca, białych fartuchów. Ważyłam 40 kg przy wzroście 175 cm. Wiedziałam, że muszę przytyć przynajmniej 10 kg. Bardzo się starałam: jadłam bardzo dużo. Pielęgniarki wyrywały mi z rąk jedzenie. Mówiły, że wpadnę w bulimię, jak się nie pohamuję
.
Za każde dodatkowe pół kilo były przywileje. Wera bardzo się bała ważenia. W dzień, kiedy trzeba było komisyjnie stanąć na wadze, starała się w ogóle nie ruszać. Wychowawczyni mówiła: „Nie rób nawet prania!”.
– Podobałaś się wtedy sobie? – pytam.
Ja się sobie generalnie nie podobałam. Ale nie miałam też świadomości, że jestem tak przeraźliwie chuda. Gdy na sali pojawiła się dziewczyna, która ważyła mniej ode mnie, czyli jakieś 38 kg, poczułam przerażenie, a nawet odrazę. Ale zaraz potem pojawiło się uczucie zazdrości. Zazdrościłam jej fantastycznego wyniku.
W szpitalu w Zagórzu była rok. Tam się zakochała pierwszy raz. Kiedy wróciła do domu, miała prawidłową wagę, ale nie była zdrowa: czasem jadła, czasem nie.

Terapia *W końcu obie przez Internet znalazły grupę Anonimowych Obżartuchów. Spotkały się tylko raz na spotkaniu grupy: to był ostatni dzień Kasi, a pierwszy Wery. Nie rozmawiały ze sobą. Ale Wera mówi, że chyba chodziły do tej samej podstawówki. Żadna z nich nie wiedziała, że druga ma podobny problem.
Kasia mówi: – Poszłam na spotkanie po tym, jak oblałam maturę i podjęłam próbę samobójczą. Jeszcze przez jakieś półtora roku walczyłam ze sobą: obżerałam się i rzygałam. Ale na spotkaniu grupy słuchano mnie i ja słuchałam. Pomalutku zdrowiałam... To trwało dwa lata.
– *
Nie masz ochoty czasem zrezygnować z terapii? – pytam Werę. – Jak uświadomię sobie coś trudnego, to tak. Trudny był moment, kiedy zrozumiałam, że źli są nie tylko rodzice. To anorektyczka trzyma w szachu całą rodzinę. Wykorzystuje ich lęk, bo czuje, że ma nad nimi władzę. Też jest okrutna, bo to oni walczą o jej życie. A ona swoje życie ma w... poważaniu
.
Wera twierdzi jednak, że nie ma innej drogi, by wyzdrowieć. Jedyną jest zrozumienie, dlaczego ucieka się przed rzeczywistością.

Imiona bohaterek i niektóre szczegóły zostały zmienione.

Iwona Zgliczyńska

Komentarze (0)