Podeszła do matki z dziećmi. W autobusie zapanowała cisza

Podeszła do matki z dziećmi. W autobusie zapanowała cisza

Negatywne zachowania to codzienność w komunikacji zbiorowej
Negatywne zachowania to codzienność w komunikacji zbiorowej
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
17.02.2024 06:00, aktualizacja: 17.02.2024 10:30

Niebezpieczne zaczepki, brak reakcji rodziców na skandaliczne zachowania dzieci, ale nawet nadużycia na tle seksualnym - takie incydenty niestety wciąż zdarzają się w autobusach czy pociągach. Psychoterapeutka Barbara Wesołowska-Budka w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, co mogą zrobić pasażerowie i dodaje: Solidarność i współpraca świadków mogą wiele zdziałać.

Podróże komunikacją zbiorową to dla wielu ludzi codzienność i konieczność. Choć zwykle przebiegają w spokojny sposób, zdarzają się sytuacje, w których nawet najbardziej opanowana osoba traci cierpliwość, o czym w rozmowie z Wirtualną Polską wspominała jakiś czas temu Katarzyna Owczarek-Wrońska, kierowczyni z Wrocławia i autorka bloga "Mama za kółkiem autobusu".

Kłótni i bójek w tramwajach czy autobusach jest niestety wiele, dlatego np. krakowskie MPK przeprowadziło akcję "Bądź wrażliwy - ustąp miejsca", która miała na celu m.in. zwrócić uwagę na potrzebę większej wrażliwości i życzliwości w pojazdach.

Ocieranie i obnażanie

Najgorsze sytuacje, jakie - mimo coraz powszechniejszego monitorowania pojazdów - wciąż zdarzają się w komunikacji zbiorowej, to wszelkiego rodzaju bójki, kłótnie czy nadużycia na tle seksualnym.

Niebezpieczną sytuację przeżyła Zofia, studentka z Gdańska. Jak mówi - wszystko zaczęło się jeszcze na stacji kolejowej, gdy kupowała bilet w automacie. - Nagle od tyłu podszedł do mnie mężczyzna. W pierwszej chwili myślałam, że się po prostu potknął, ale on zaczął sapać mi do ucha i poczułam rytmiczne ruchy na plecach. Szybko go odepchnęłam, zabrałam bilet i wbiegłam do kolejki – relacjonuje.

Jak się okazało - postanowił wsiąść za nią. - Odpuścił dopiero, gdy zobaczył, że jestem przy wagonie konduktora. Strasznie się bałam i choć ten mężczyzna wysiadł wcześniej, zadzwoniłam po brata, żeby po mnie wyszedł na stację. Z nerwów nawet nie pomyślałam, żeby to zgłosić na policję – przyznaje.

Kobieta wspomina, że innym razem, też w pociągu, dosiadł się do niej mężczyzna, który wyglądał na bezdomnego. - Nagle zaczął się wiercić, grzebać w kieszeniach, a ostatecznie wyciągnął przyrodzenie ze spodni. Od razu wstałam i poszłam w inne miejsce. Dziewczyna obok mnie tak samo. Na szczęście wysiadł na następnym przystanku. Mam nadzieję, że nie zrobił tego przy jakimś dziecku - komentuje.

Rozbrykane dzieci

Pracujący w jednej z krakowskich korporacji Tomasz codziennie dojeżdża do firmy tramwajem. Jak przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, raz stracił cierpliwość, gdy na siedzeniu obok biła się dwójka dzieci w wieku przedszkolnym.

- Dosiedli się do wolnej czwórki przy mnie, a jednemu z chłopców od początku podróży nie pasowało, że nie może siedzieć przy oknie - mówi.

- Rozzłoszczony postanowił więc zrzucić z siedzenia drugiego. Najpierw się szczypali, potem szarpali, ostatecznie zaczęli się kopać i pluć. Matka z nosem w telefonie nie reagowała. Kiedy już dostatecznie mnie skopali i opluli, postanowiłem poprosić ją o interwencję, ale kobieta kazała mi się odczepić i zaproponowała, żebym zamienił się miejscem z jej dzieckiem, to się uspokoi - opowiada.

- Chyba zobaczyła odpowiedź na mojej twarzy, bo skończyła dyskusję, a dzieci dalej szalały. Nagle jednak tramwaj ostro zahamował, jeden z chłopców stracił równowagę i uderzył się w siedzenie przed nim. Wyrwało mi się: "I bardzo dobrze". Ich matka oczywiście mnie zwyzywała, ale wtrącili się inni pasażerowie, więc odpuściła i chwilę później z wysiedli. Nie mam nic do dzieci, ale chyba rodzice powinni ich bardziej pilnować - podsumowuje.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Brak empatii

Z nieco inną sytuacją spotkała się Joanna, też mieszkanka Krakowa. - Pamiętam, że do tramwaju weszła młoda mama z trójką dzieci. Dwójka łobuzów śmiała się na głos i przekrzykiwała, a w wózku płakała mała siostra. Kobieta robiła, co mogła, żeby ich uspokoić, ale nie dawała rady - tłumaczy.

- Widać było, że jest po prostu zmęczona. Zrobiło mi się jej żal, bo ludzie mrozili ją wzrokiem i prychali pogardliwie. Im też się nie dziwiłam, bo jazda przy akompaniamencie głośnych pisków i wyliczanek nie jest przyjemnością, ale postanowiłam zareagować. Podeszłam, zapytałam, czy mogę im pokazać mojego pieska w telefonie, kobieta tylko pokiwała głową, a ja zaczęłam im przewijać fotki i filmiki. Byli zachwyceni i momentalnie zrobiło się spokojniej - śmieje się Joanna i przyznaje, że jeszcze nikt jej tak od serca nie dziękował, jak ta kobieta.

Nadrabianie pielęgnacji

Grupą, która może wpływać na nastroje w komunikacji miejskiej, są też pasażerowie załatwiający w drodze to, na co w pędzie życia nie mają czasu: jedzenie, picie (alkoholu też), manicure czy ważne rozmowy.

Z nieprzyjemną sytuacją spotkała się mieszkająca we Wrocławiu Agnieszka.

- Mężczyzna w średnim wieku postanowił w drodze do pracy zadbać o paznokcie. Jeszcze piłowanie bym zniosła, ale on w pewnym momencie zaczął wydłubywać coś spod tych paznokci i zrzucać na podłogę. Myślałam, że zwymiotuję. Nie przyglądałam się, co to było. Przesiadłam się, ale widziałam, że niezrażony dokończył, co zaczął - wspomina.

Agnieszka przyznaje też, że bardzo nie lubi, gdy ktoś je w komunikacji miejskiej. - Nie chodzi o batonika czy drożdżówki, ale o te śmierdzące kebaby. Kiedyś naprzeciw mnie dwóch chłopaków zajadało się tym popularnym przysmakiem. Zapach koszmarny, do tego rozmowa z pełnymi ustami. Musiałam tak układać nogi, żeby mi tym sosem na spodnie nie napluli. Koszmar - mówi.

- Nie będę przytaczać, o czym przy okazji rozmawiali, ale współczuję dziewczynie, która spotykała się z jednym z nich – dodaje.

Indywidualizm i brak reakcji

Psychoterapeutka Barbara Wesołowska-Budka w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że brak empatii i egoizm widoczny w przestrzeni publicznej mogą wynikać m.in. z kultury indywidualizmu.

Zwraca też uwagę na częsty brak konsekwencji dający sprawcy zielone światło do negatywnych zachowań. Dodaje jednak, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy jako świadkowie złego zachowania powinniśmy reagować.

- Z jednej strony, nasza interwencja może pomóc uniknąć eskalacji lub nawet zapobiec tragedii. Pokazujemy, że nie akceptujemy przemocy i agresji. Z drugiej strony, musimy pamiętać o własnym bezpieczeństwie. Wtedy ważne, by szukać alternatywnych sposobów pomocy. Może to być wezwanie służb porządkowych czy nawet dyskretne nagranie sytuacji, które może pomóc w jej wyjaśnieniu - stwierdza. Przypomina, że nie zawsze musimy działać samodzielnie: - W grupie siła, a solidarność i współpraca świadków mogą zdziałać więcej.

Barbara Wesołowska-Budka - psycholog, psychoterapeuta, superwizor, właścicielka Poradni Zdrowia Psychicznego "Psychoklinika". Prowadzi na Instagramie profil @psychoterapia_i_zycie.

Konieczność edukacji

Jak przyznaje Barbara Wesołowska-Budka, brak reakcji na niewłaściwe zachowania, np. wspomniane przez rozmówczynię ocieranie się o nią, może wynikać zarówno ze strachu, szoku, jak i zawstydzenia. - Czasami, jeśli to oczywiście bezpieczne, wystarczy samo zwrócenie uwagi sprawcy, że jego zachowanie jest nieakceptowalne - mówi.

- Z kolei reakcja na ekshibicjonistę powinna przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo dobie i innym pasażerom. Przesiadka minimalizuje dyskomfort, ale nie rozwiązuje problemu w długoterminowej perspektywie. Z kolei ośmieszenie sprawcy może prowadzić do eskalacji - tłumaczy.

Zdaniem ekspertki, w takich sytuacjach kluczowe jest zachowanie spokoju i po prostu zgłoszenie incydentu obsłudze pojazdu lub bezpośrednio policji.

Dodaje, że ogromną rolę ma tu edukacja społeczna na temat granic, zgody, reakcji w sytuacjach bycia świadkiem niewłaściwych zachowań, a także systemowe rozwiązania, mające na celu zapobieganie takim sytuacjom i wsparcie dla osób, które doświadczyły podobnej agresji.

"Więcej empatii"

Terapeutka apeluje też, by starać się delikatnie zwracać uwagę rodzicom niegrzecznych dzieci, którzy mogą nie zdawać sobie sprawy z ich zachowania. Z kolei gdy widzimy zmęczoną mamę, warto zapytać siebie, co by się czuło, będąc na jej miejscu: - Zamiast prychać czy oceniać, lepiej zastanowić się, jak można pomóc. Słowa otuchy, uśmiech czy mały gest, jak trzymanie torby, zajęcie czymś dzieci, może być wielką ulgą.

- Warto pamiętać, że komunikacja zbiorowa jest miejscem publicznym, gdzie zderzają się różne normy zachowania. Cierpliwość i otwarte serce mogą zdziałać cuda w budowaniu wyrozumiałej i wspierającej społeczności - podsumowuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta