Grzechy polskiego systemu edukacji. Oczami nauczycieli
– Zanim rozpoczęłam pracę w szkole, nie miałam pojęcia, że nauczyciel musi wypełniać tyle papierków. Czasami czuje się jak urzędniczka albo pracownik administracji – mówi jedna z pedagożek. To tylko jeden z problemów, z jakimi zmagają się codziennie nauczyciele.
10.10.2018 14:33
To, że polski system edukacji nie jest w najlepszej formie, wiadomo od dawna. Niezadowoleni rodzice, przemęczeni uczniowie, czy w końcu niezrealizowane postulaty związków zawodowych, to tylko wierzchołek góry lodowej. Do tego wszystkiego dochodzą nauczyciele, którzy walczą nie tylko z problemem niskich zarobków, ale także ze wciąż spadającym prestiżem ich zawodu.
"Nieźle zarabiają, mało pracują, mają długie wakacje. Niech nie narzekają, tylko wezmą się do roboty" – takie mniej więcej opinie przeczytać można pod prawie każdym artykułem na temat problemów w szkołach. Wszystko wskazuje jednak na to, że w obecnych warunkach, bardzo ciężko jest właściwie wykonywać swoje obowiązki. Aby jednak zrozumieć nieprawidłowości, jakie mają miejsce w polskich szkołach, niezbędna jest rozmowa z nauczycielami. Postanowiłam więc oddać im głos i zapytać o wszystkie bolączki polskiego systemu edukacji.
Wytyczne dyrekcji kontra kreatywność###
Basia uczy w jednej z warszawskich podstawówek. Podkreśla, że w dzisiejszych czasach nauczyciel jest od wszystkiego, co oznacza w praktyce, że najmniej czasu poświęca nauce ”swojego” przedmiotu. Zamiast tego pedagodzy zajmują się współpracą z instytucjami zewnętrznymi i organizacją odbywających się w placówce konkursów i świąt. Podkreśla, że władze szkoły wymagają od nauczycieli innowacyjności opartej na ustalonych odgórnie wytycznych, niezwiązanych z kreatywnością. – Często sprowadza się to do nikomu niepotrzebnych działań, które pięknie wyglądają w dokumentacji, a są tak naprawdę mocno nadmuchanymi, pustymi w środku balonikami – mówi. Dodaje, że często chodzi tylko o to, aby dyrektor dobrze wypadł w oczach kuratorium. O dzieciach mało kto myśli.
Basia zwraca uwagę również na inny poważny problem. Uważa, że nauczyciele coraz rzadziej mogą pozwolić sobie na własne pomysły. Wyjaśnia, że sposób prowadzenia lekcji jest stale hospitowany przez dyrektorów. Mówiąc prościej, władze szkoły obserwują i oceniają zajęcia. – Lekcje muszą pasować do schematu wymyślonego przez kuratorium. Nauczyciel ma coraz mniej swobody w kreowaniu procesu nauczania. Dusi się w procedurach, celach, schematach. Do tego wszystkiego dochodzi ogromna odpowiedzialność za wyniki w nauce oraz sukcesy osobiste uczniów – dodaje. Wyjaśnia, że nie chce wyjść na frustratkę, bo bardzo lubi swoją pracę, jednak system jest jej zdaniem fatalny.
Jak Sienkiewicz to trzy razy###
Paweł, polonista z ośmioletnim stażem zwraca uwagę na archaiczny i niezachęcający do czytania zestaw lektur. Uważa, że mamy do czynienia z przesadnym koncentrowaniem się na polskiej kulturze. – Według nowej podstawy programowej w szkole podstawowej omawiane są aż 3 lektury Henryka Sienkiewicza – dodaje. Problemem jest również zbyt małe uwzględnienie wiedzy na temat kultury drugiej połowy XX wieku i początków XXI wieku. Paweł porusza również kwestię Samorządu Uczniowskiego, który ma jego zdaniem zbyt mały wpływ na życie szkoły. – Przyznanie im dodatkowych kompetencji, mogłoby być naprawdę dobrą lekcją uczącą funkcjonowania w społeczeństwie – zauważa. Na problem złego doboru lektur, zwraca również uwagę Monika, 45-letnia nauczycielka. – W obecnej podstawie zabrakło miejsca na pozycje z kanonu literatury współczesnej. A przecież mamy świetne książki Piątka, Chutnik czy Żulczyka, które z pewnością byłyby dla młodzieży ciekawe i wartościowe – dodaje.
Papierologii więcej niż w NFZ
Magda, 40-letnia matematyczka żali się na biurokrację. – Zanim rozpoczęłam pracę w szkole, nie miałam pojęcia, że nauczyciel musi wypełniać tyle papierków. Czasami czuje się jak urzędniczka albo pracownik administracji – narzeka. Po chwili tłumaczy, że szkoły są w pełni skomputeryzowane, co powinno tylko ułatwiać pracę. Niestety, Magda uważa, że jest znacznie gorzej niż kilkanaście lat temu. Podkreśla, że dyrektorzy i nauczyciele codziennie marnują czas na raporty, ankiety i sprawozdania. Cierpią na tym głównie uczniowie, bo godziny spędzone nad papierologią można byłoby z powodzeniem przeznaczyć na pracę z młodzieżą. – Kuratorium nie interesuje to, że musimy przygotować się do lekcji, albo po zajęciach przeznaczyć kilka minut na dodatkową pracę z wymagającym uczniem. Papiery muszą być wypełnione – mówi.
"Do you speak English? No"
Problemy dostrzegają również nauczyciele języków obcych. Kacper na co dzień uczy angielskiego w podwarszawskiej podstawówce. Uważa, że nie można z powodzeniem prowadzić lekcji w klasie liczącej 20, czy 25 osób. – W takich warunkach nie ma nawet możliwości, aby każdy uczeń miał okazję przeczytać dialog, czy wypowiedzieć się – zauważa. Sugeruje, że idealna grupa powinna liczyć około 12-15 osób, czyli tyle, ile w szkołach niepublicznych. To jednak nie wszystko. Kacper podkreśla, że uczniowie, nawet tych wczesnych klas, powinni być podzieleni na grupy pod względem znajomości języka obcego. Znacznie ułatwiłoby to jego zdaniem sposób prowadzenia lekcji i pozwoliłoby uniknąć sytuacji, w której niektórzy uczniowie od dawna znają omawiany materiał.
Rodzice tylko narzekają
Piotr, który uczy języka polskiego oraz prowadzi zajęcia teatralne w szkole podstawowej i jeszcze istniejącym gimnazjum, zwraca uwagę również na podjeście rodziców. Wspomina, że zwykle narzekają na niewielką ilość zajęć dodatkowych organizowanych przez szkołę, ale gdy nauczyciel postanawia je poprowadzić, nawet nieodpłatnie, to zgłasza się na nie znikoma ilość chętnych. Piotr uważa, że takie działania opiekunów zniechęcają nauczycieli do angażowania się w życie szkoły. – Rodzice nie potrafią okazywać pedagogom wdzięczności – wyznaje ze smutkiem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl