Jak się to robi w Berlinie?

Jak się to robi w Berlinie?

Jak się to robi w Berlinie?
Źródło zdjęć: © AFP
03.03.2008 09:14, aktualizacja: 26.06.2010 15:02

Seks w Wielkim Mieście - każdy kojarzy ów tytuł od razu z Nowym Jorkiem, jednak każda z wielkich i mniejszych metropolii może nam pokazać swoje miłości, kochanków, zdrady, ikony seksu, sposoby na podryw i... na rozstanie.

Seks w Wielkim Mieście - każdy kojarzy ów tytuł od razu z Nowym Jorkiem, jednak każda z wielkich i mniejszych metropolii może nam pokazać swoje miłości, kochanków, zdrady, ikony seksu, sposoby na podryw i... na rozstanie.

Berlin kojarzy nam się raczej z pierwszoligową architekturą, murem lub brakiem muru i – coraz częściej z alternatywną muzyką, dobrą sztuką i bardzo dziwnymi sposobami na imprezę (patrz knajpa chłopaka wokalistki Peaches, która podobno co tydzień była w innym miejscu, lecz bywalcy i tak urządzali w niej najlepsze imprezy w mieście). Berlin to też miasto ekologii oraz odpowiedzialnego, partnerskiego, radosnego macierzyństwa i tacierzyństwa... Ale żeby od razu seks? Przyjrzyjmy się trzem ciekawym zjawiskom opisującym stan seksu w tym wielkim mieście....

Przyjaciółki...

Są cztery. Wszystkie młode, szczupłe, wysokie. Zarzucają niedbale długie włosy na ramiona, lub związują w węzeł.

Każda z nich w innej małej czarnej: dekolt amerykański, materiałowa róża, kokarda oraz klasyczne, cienkie ramiączka... Do tego buty na wysokim obcasie – każda inne i nie wiadomo: czy to Manolos czy Choo.

A to wszystko w Berlinie słynącym z wygodnej elegancji, niezobowiązującego stylu i swobodnie wyrażanego strojem indywidualizmu! Andrea, Hannah, Heide i Susanne często spotykają się ze sobą – plotkują, dyskutują, obserwują się spod starannie pomalowanych rzęs. Czy to berlińska wersja Carrie, Mirandy, Samanty i Charlotte? Na pierwszy rzut oka mogłoby się tak wydawać. Jednak po chwili poświeconej plotkom przyjaciółki biorą do rąk dziwne przedmioty, które okazują się być współczesną wersją fletów prostych...

Jesteśmy na koncercie QNG, czyli Quartet New Generation. Cztery dziewczyny są jednymi z najciekawszych zespołów wykonujących aktualnie muzykę współczesną. Wybrały sobie nietypowe jak na kwartet instrumenty – mogłoby się wręcz wydawać, że niemożliwe jest napisanie utworu na cztery flety proste. Albo, że będzie on po prostu nudny... Tymczasem ich koncerty to idealny performance. Przygotowanie aktorskie i niezwykła zdolność do emisji głosu daje im możliwość połączenia spektaklu teatralnego z koncertem muzyki współczesnej – zarówno wtedy, kiedy zajmują się motywem muzycznym a`la "Odyseja Kosmiczna", jak i tym, który mówi o Holokauście.
A przy okazji – tak - wyglądają jak z Seksu w Wielkim Mieście... Czy taka mieszanka mogła się zdarzyć gdzie indziej niż w Berlinie?

Kochany Helmi...

Czarne pończochy, pejcze, ciemne usta, pomalowane paznokcie. Wysokie szpilki, rajstopy ze szwem. Piersi, brzuchy pośladki, niebotycznie wysokie nogi. Przemoc, przyłapanie na gorącym uczynki, hotelowe pokoje... Fetyszyzm i SM. Czyli – w wielkim skrócie – część z wielu obsesji widocznych na zdjęciach Helmuta Newtona, który – po swej śmierci - zadomowił się w Berlinie na dobre...
Jak sam twierdził, interesowały go wyłącznie kobiety i fotografia. Obydwie te rzeczy od najmłodszych lat... W jego autobiografii przeczytamy o 13, 14-latku, który postanawia sypiać z koleżanką, za przyzwoleniem swej mamy.

Czy to tylko prowokacja wielkiego, lecz niedbałego skandalisty, który uwielbiał tabu i nie znosił poprawności politycznej? Czy prawda o Berlinie sprzed wojny, który zdaje się być zupełnie innym miejscem od tego ze zburzonym murem?

Każdy, kto widział choć jedno zdjęcie Newtona – zapamięta je dobrze. Co więcej – będzie potrafił bezbłędnie wyłapać inne jego zdjęcia... Można go rozpoznać nie tylko po szczególnym upodobaniu do ikonicznych, silnych kobiet i erotycznych akcesoriach.
Kompozycja kadru, światło, perfekcyjne wykonanie – to wszystko sprawiało, że ów przedziwny, lekko cherlawy człowiek uważający swoją prace, za „dobrze wykonaną robotę” przestał być uważany jedynie za fotografa mody.
Jakim sposobem człowiek który wyprodukował tak dziwaczny zbiór obrazów na pograniczu perwersji, zdaje się być - na filmie dokumentalnym, nakręconym przez swoją żonę - tak sympatycznym starszym panem? Z kolei jego autobiografia pokazuje go jako chimerycznego egotyka i narcyza oraz wielkiego kpiarza... Faceta, który do zdjęć chętnie założy nawet szpilki...

Jego biografia obfitowała w niezwykle pikantne szczegóły, choćby to, że szczerze przyznawał się do bycia utrzymankiem... Fascynująca jest już sama podróż tego pół-Żyda pół-Amerykanina, urodzonego w Niemczech, który ucieka przed wojną do Singapuru, potem Australii, zbiera jabłka, zostaje żołnierzem...
Później, jako profesjonalny fotograf, lata między Nowym Jorkiem, Londynem, Paryżem, Los Angeles i Monte Carlo...
Jego notesy i kalendarze zapełnione są niezwykłymi nazwiskami i numerami telefonów: to rodzina Versace, to Liz Taylor, to Margaret Tatcher. Mimo to, kosmopolita Helmut Newton całe życie czuł się berlińczykiem. Kto wie, może w jego osobie kryje się definicja tego miasta, które staje się aktualnie ojczyzną dla przedziwnych osób: amerykańskich pisarzy i reżyserów campowych gejowskich filmów porno, skandynawskich biznesmenów i polskich artystów... Oraz – podobno - paru tysięcy bezrobotnych dziennikarzy...

Jeśli traficie do Berlina – odwiedziny w Helmut Newton Stifftung możecie potraktować jak wizytę w zakazanym przybytku rozkoszy... Satysfakcja gwarantowana!

Gdy mi ciebie zabraknie, gdy zabraknie mi ciebie...

...założę sobie profil w Muzeum Zerwanych Związków. Palicie listy, niszczycie zdjęcia? Przepuszczacie jego koszule przez niszczarkę do dokumentów? Rozbijacie flakon jej perfum na dachu samochodu sąsiada, z którym odeszła? Nie wiecie, co zrobić z suknią ślubną gotową na planowany ślub lub skrzynką mailową pełną słodkich słów?
Oddajcie wszystko Muzeum Zerwanych Związków w Berlinie, a – jeśli macie za daleko - wejdźcie na brokenships.com i wysypcie tam zawartość swojej skrzynki smsowej, uploadujcie zdjęcia, zróbcie kopiuj wklej z mailami...

Wszystko zaczęło się oczywiście od zerwania. Zagrzebska artystka Olinka Vistica wpadła na pomysł „wystawy”, kiedy jej związek z artystą i kuratorem Drazenem Grubisicem dobiegł końca. Zauważyła, że rozstanie - oprócz bólu - produkuje tez niezwykłe pokłady sił kreacyjnych, które często nie znajdują ujścia. Z drugiej strony - jak opowiedziała dziennikarzowi Der Tagesspiel – podczas tworzenia projektu poznała ludzi, którzy po zakończeniu związku zaczęli intensywnie tworzyć, np. pisać.

Co można znaleźć w muzeum? Wspomnianą suknię ślubną, maskotki, miłosne listy, pierścionki zaręczynowe i obrączki, kajdanki z różowym futerkiem, bieliznę, skuter Vespa... Gościnny lokal w berlińskim Tacheles, byłym squacie, pomieści ich jeszcze więcej - a podobno zainteresowanie jest ogromne... Berlińczycy spieszą, aby pozbyć się cierpienia po swoich byłych. Czy jakiś miejscowy katarktyczny object trouve dorówna temu darowanemu w Zagrzebiu – drewnianej nodze, którą muzeum podarował żołnierz nieszczęśliwie zakochany w pielęgniarce? Może będzie to siekiera, którą pewna mieszkanka Berlina porąbała meble swojej ukochanej? Sterta stołków i szfek w kawałkach podobno była w komplecie...

Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto z Berlina nasza korespondentka Agnieszka Kozak
Dziennikarka, robi doktorat z gender i queer studies. Zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głównie nałogowo kupuje buty…

Źródło artykułu:WP Kobieta