GwiazdyJeden dzień na miłość

Jeden dzień na miłość

Anna sama dla siebie kupi kwiaty i czekoladki, żeby nikt nie domyślił się, że jest samotna i nieszczęśliwa. Dorota pójdzie ze swoim „Miśkiem” do kina i na pizzę, a Mariola obejrzy z mężem telewizję. Walentynki – czas na miłość?

Jeden dzień na miłość
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

09.02.2010 | aktual.: 27.05.2010 12:26

Anna sama dla siebie kupi kwiaty i czekoladki, żeby nikt nie domyślił się, że jest samotna i nieszczęśliwa. Dorota pójdzie ze swoim „Miśkiem” do kina i na pizzę, a Mariola obejrzy z mężem telewizję. Walentynki – dzień miłości?

Anna - kwiaty i cztery kartki walentynkowe

Anna, jak co tydzień w środę, robi zakupy spożywcze przez Internet. Kupuje to, co zwykle: dwie butelki włoskiego czerwonego wina i dwie białego reslinga, karmę dla kota, mrożony szpinak i 2 litry lodów czekoladowych z kawałkami karmelu. I jeszcze miętową herbatę – żeby przepłukać gardło, kiedy w napadzie wyrzutów sumienia zwymiotuje lody i wino.

W tym tygodniu zamawia jeszcze elegancką bombonierkę belgijskich czekoladek i bukiet róż. W zamówieniu zaznaczy, żeby czekoladki i dwanaście róż przesłać w piątek do jej biura, najlepiej koło godziny 12, tuż przed przerwą obiadową. Anna zna scenariusz: uśmiechnie się niby z zakłopotaniem i pokwituje romantyczną przesyłkę, którą sama sobie przesłała na Walentynki. Już wyobraża sobie spojrzenia i szepty za plecami.

Wczoraj, na poczcie, odbierając list polecony, wysłała sobie 4 różne kartki walentynkowe: też na adres biura. Starała się, aby charakter pisma był na każdej inny, bo wie, że zanim trafią do niej, najpierw przeczyta je sekretarka, a potem jej asystentka. Anna wie, że to żałosne: po czterech latach studiów, dwóch dodatkowych latach studiów podyplomowych i praktykach w oddziale w Sztokholmie, zachowuje się jak zakompleksiona nastolatka, a nie spełniona kobieta sukcesu, za jaką lubi się uważać. Nie pomaga dość kosztowna, snobistyczna psychoterapia i leki na receptę, mające poprawiać „ogólny ogląd rzeczywistości”, jak powiedział lekarz.

Do Walentynek Anna ma stosunek mieszany: nie drażnią jej specjalnie kiczowate dekoracje w sklepach i promocje dla zakochanych. Pracuje w marketingu od sześciu lat i wie, że to wymóg rynku. Jest też pewna, że lubiłaby to święto bardziej, gdyby miała je z kim spędzić.

Jest dyrektorem marketingu, zarządza grupą pięćdziesięciu osób, ale wie, że trzydziestopięcioletnia kobieta nie powinna wybrzydzać. Jeśli więc tylko pojawiłby się ktoś, kto zabrałby ją w ten dzień do kina i na kiczowaty deser lodowy do kawiarni w centrum handlowym, Anna byłaby w siódmym niebie. A tak czekoladową bombonierkę, którą sama do siebie wysłała, zostawi otwartą w pracowniczej kuchni, a kwiaty zabierze ze sobą do domu. Niby zakłopotana pytaniami wścibskich koleżanek będzie idiotycznie chichotać i zarzekać się: „Nic wam nie powiem… Nie, to nikt z firmy…”.

W tym roku Dzień Zakochanych przypada w niedzielę, więc Anna pojedzie do ojca do hospicjum. „Nie, tato, mamy tutaj nie ma, to ja, Ania. Zjesz zupę? A może poczytać Ci gazetę, co?”. Wieczorem, pełna niewesołych myśli, wróci do domu i między sprawdzaniem raportu, a zerkaniem na komedię romantyczną w telewizorze, Anna policzy zeszłorocznych kochanków.

Weterynarz-dziwak, trener z siłowni, który po seksie mawiał: „Te boczki to musisz zrzucić”, odnowiony romans z kolegą ze studiów, który pocieszał się po rozwodzie i jeszcze stomatolog, do którego na dyżur trafiła po tym, jak ukruszyła sobie jedynkę. Anna nie sądzi, żeby któryś z tych panów wysłał jej walentynkową kartkę czy nawet maila.

Około godz. 22, kiedy Anna będzie rozważała zwymiotowanie czekoladowych lodów, szpinaku i reslinga, zadzwoni jej kuzyn. Kuzyn – gej, który narzeka, że w środowisku IT, w którym pracuje, trudno mu znaleźć partnera. Kiedy Anna zgasi światło i telewizor, będzie już następny dzień. Już nie Dzień Zakochanych. Dorota - wreszcie z Miśkiem

„To był doskonały pomysł” myśli Dorota i gładzi doczepione blond pukle. Całą premię świąteczną, wypłaconą na początku lutego, wydała na nowe, sztuczne włosy. Kiedy pokazała się Arturowi, swojemu „Miśkowi”, sapnął tylko: „No, taka mi się podobasz”. Tak samo, jak wtedy, gdy Dorota zaprezentowała mu mahoniową opaleniznę z natryskowego opalania i fikuśny wzorek, wywoskowany w miejscu intymnym. Dorota, kosmetyczka, zrobi wszystko, żeby od Artura usłyszeć coś miłego, bo on komplementów nie rzuca ot tak.

W tym roku Artur i Dorota spędzą pierwsze Walentynki razem. W poprzednie święto Artur jeździł do Niemiec załatwiać biznes i Dorota była sama, tylko sms’y sobie słali. Teraz będzie tak, jak trzeba. Już w sobotę pójdą na dyskotekę, a w Dzień Zakochanych do kina i na obiad, może na pizzę, albo do chińskiej restauracji, choć Artur nie lubi i woli jeść w domu.

Dorota pokazuje prezent dla „Miśka”: poduszkę ze swoim zdjęciem wydrukowanym na poszewce i czerwony kubek-termos, który Artur będzie mógł brać ze sobą w trasę. Ona wie, że dostanie bieliznę, bardzo ładną, a jak tylko ją włoży, usłyszy: „No, taka mi się podobasz”.

Dorota nie lubi mówić o chwilach, kiedy nie podobała się „Miśkowi”. Na przykład w Sylwestra, kiedy za długo tańczyła z jego kolegą, usłyszała kilka słów, gdzie jest jej miejsce, a na tydzień przed ślubem w październiku, Artur ją popchnął na drzwi, ale to przez nerwy i ślub, bo wódki nie dowieźli. Teraz już się nie kłócą prawie wcale, tylko trochę, jak to małżeństwo.

A w Walentynki będzie miło i romantycznie. Wieczorem, jeszcze bardziej niż na co dzień, postarają się o „bejbusa”. 26-letnia Dorota wie, że po ciąży poprawi sobie biust chirurgicznie, bo już teraz jest trochę obwisły, a Misiek takiego nie lubi. Była już nawet na konsultacji i lekarz kazał jej zrobić badania, bo pod pachą ma jakieś malutkie zgrubienie. - To pewnie nic wielkiego - mówi Dorota. - Pomyślę o tym po Walentynkach… Mariola - mąż mruknie: „To może byśmy coś ten tego z tej okazji…”

Mariola ma 38 lat i dwójkę dzieci. Pracuje na umowę zlecenie w butiku z bielizną w galerii handlowej. - Uwielbiam Walentynki – opowiada. - To ładne święto, przynajmniej się o polityce nie mówi tak często w telewizji i w ogóle, bo ja tego nie mogę już słuchać. A i utarg będzie i premia – cieszy się.

Już na początku lutego zaczyna się ruch w interesie. Przychodzą głównie młode dziewczyny, z koleżankami w trzy, cztery, jest dużo śmiechu, bo Mariola jeszcze młoda i też lubi pożartować, np. z nasutników w kształcie żelowych serduszek, co się je na piersi przykleja albo z rajcownych majteczek z wycięciem w kroku. Wiadomo, mało kto takie kupi, bo tu porządni ludzie przychodzą, ale zabawy przy pokazywaniu i prezentowaniu jest co nie miara.

Potem przychodzą panowie na zakupy walentynkowych podarków. I nie ma mowy, żeby takiemu, co to kupuje dwa komplety: dla żony i koleżanki, rabat dała. Co to, to nie! Młodzi chłopcy przychodzą, patrzą bezradnie, nawet jak razem z kolegą razem do sklepu wejdą. „Hm, dla dziewczyny, komplet taki, o taki, czerwony ten, z koronką z czarnym, może…”, dukają, a Mariola doradza, co do rozmiaru i prosi, żeby przyjść już z dziewczyną, jakby coś nie tak było, wymienić. – Zapakuję jeszcze nawet w pudełeczko i do torebki firmowej, bo to mnie wzrusza i myślę sobie, że ta miłość, nawet jakby nie przetrwała lata, to i tak jest piękna – wzdycha.

Sama lubi, gdy w sklepie jest dużo bombonierek, w perfumeriach gratisy rozdają, wszystkim, nie tylko zakochanym, co na zakupy przyszli, tyle pięknych wiązanek już gotowych w kwiaciarniach i ludzie jakby dla siebie milsi. Dzień Zakochanych Mariola spędzi w sklepie do 21. Potem kasę zliczy, zda właścicielce, posprząta razem z koleżanką, zamiecie i pójdzie do domu.

Nie, nie spodziewa się, że dostanie kwiaty czy czekoladki od męża. Może jak będą razem oglądali Wiadomości w telewizji, to on coś burknie, jak usłyszy, że dziś Dzień Zakochanych. „To może byśmy coś ten tego z tej okazji…”, mruknie jej ślubny. – Za to córka Sylwia wróci wieczorem z randki z chłopakiem. Z tulipanami i maskotką, cała radosna, aż przyjemnie patrzeć – uśmiecha się Mariola i cieszy się, że chociaż jej córka jest szczęśliwa w ten dzień, tak jak należy.

Komentarze (458)