Blisko ludziProwadzą własne biznesy. Boją się, że nawrót pandemii odbije się jeszcze mocniej na kieszeni

Prowadzą własne biznesy. Boją się, że nawrót pandemii odbije się jeszcze mocniej na kieszeni

Przedsiębiorcy boją się o przyszłość swojej rodziny
Przedsiębiorcy boją się o przyszłość swojej rodziny
Źródło zdjęć: © Getty Images
Anna Podlaska
16.10.2020 11:27

Stres i niepewność - te słowa dominują w rozmowie z osobami, które prowadzą swoje biznesy. – COVID zrujnował nas finansowo, do tej pory nasza sytuacja była bardzo dobra, i nagle musieliśmy ruszyć oszczędności. Mąż przez pandemię dostaje kilkaset złotych mniejszą pensję. Ja mam etat mniejszy o połowę - mówi nam Karolina Zaręba, która jest kierowniczką niewielkiej cukierni.

Od soboty, 17 października, w całym kraju obowiązywać będą nowe zasady bezpieczeństwa w związku z pandemią koronawirusa. Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział zawieszenie działalności basenów, aquaparków i siłowni. Szkoły tańca, parki trampolin, sale zabaw - to miejsca, które, póki co, pozostają otwarte. Ale właściciele i tak, spodziewają się najgorszego. Obecnie, z zapartym tchem czekają na całościowe rozporządzenie rządzących dotyczące zasad profilaktyki przeciw COVID-19.

Są branże, których nic nie zniszczy. Są też takie, które rewelacyjnie funkcjonowały przed pojawieniem się koronawirusa, ale pandemia drastycznie spowolniła ich rozwój i odebrała możliwość zarobkowania. Do takich między innymi należy branża turystyczna, eventowa, rozrywkowa, czy sportowo-rekreacyjna, jak szkoły tańca. – W czasie lockdownu i podczas odmrażania czułam się pozostawiona sama sobie, bezsilna i z ogromnym ciężarem psychicznym – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Karolina Nowacka, właścicielka sieci szkół tanecznych.

Cisza przed burzą

– Początek roku to czas, w którym zaczyna się rozkwit w szkołach tańca. Cała ta energia została 12 marca odcięta. Wszystko ucichło, a tętniące życiem siedziby opustoszały – wspomina Karolina, która w Warszawie prowadzi trzy studia. – Wszyscy instruktorzy zostali z dnia na dzień bez regularnych kursów. Nikt nie wiedział, ile to potrwa. Na początku zakładaliśmy optymistyczną wersję, że ta sytuacja unormuje się w ciągu 2 tygodni – dodaje.

Miesiąc zamienił się w trzy. Biznes zamarł. – To był ogromny stres. Szkoła stała w miejscu, nie działała, a koszty ponosiliśmy. Wtedy bardzo dużo miejsc o naszym profilu zdecydowało się zamknąć. Właściciele nie mieli sił działać w takich niepewnych okolicznościach – mówi Karolina.

Na pytanie, czy zna osobiście kogoś, kto zamknął szkołę, mówi, że tak. – Rozumiem ich decyzję. Ludzie w ten biznes zainwestowali mnóstwo pieniędzy, sama dużo inwestuję. Właściciel biznesu obawia się o wszystko jednocześnie: o współpracowników, o siebie, o klientów, stres jest skumulowany. Nie wszyscy chcą się borykać z takimi uczuciami – podsumowuje.

Obraz
© Archiwum prywatne

Paula Pustułka z Uniwersytetu Humanistycznego w Warszawie tłumaczy, że w sytuacji niepewności dróg radzenia sobie z sytuacją jest kilka. – Jeśli nasza tolerancja niepewności i wcześniej uzyskana pozycja na rynku na to pozwalają – należałoby próbować działać dalej w nowej rzeczywistości, np. rozwijać swoją obecność w sieci i przekonywać klientów, że warto zmienić swoje wyobrażenia o konieczności fizycznego kontaktu. Jeśli nie jest to możliwe, osobom w zawodach i branżach szczególnie dotkniętych przez pandemię nie pozostaje nic innego jak podjęcie innej pracy, nawet takiej, która oznacza pogorszenie się prestiżu, mniejszą satysfakcję czy niższe zarobki – podsumowuje socjolożka.

"Odmrażanie trwa do dziś"

Karolina obserwowała, jak jej znajomi z parkietu zawieszają działalność. Sama nie zdecydowała się na taki krok, choć przez ostatni czas stała się kłębkiem nerwów.

Na pytanie do jakiej granicy jest w stanie dojść obecnie, mówi: "moje myślenie sprowadza się do tego, żeby się odnaleźć w każdej sytuacji. Jeżeli nie będę miała na to siły, to muszę zamykać szkoły".

Tancerka aktualnie osiągnęła stabilizację, ma jednak świadomość, że to może nie potrwać długo. – Mam teraz deja vu. Informacje, które ciągle napływają o ilości zachorowań, zgonów, powodują, że znów czuje się bardzo niepewnie – wyjaśnia nasza rozmówczyni.

"COVID nas zrujnował"

Karolina Zaręba jest kierowniczką niewielkiej cukierni. Choć wydawać by się mogło, że ciasta ludzie będą jedli i podczas izolacji, kobieta tłumaczy, że mają w sklepach drastyczny spadek zamówień.

– Nasza firma działa 6 lat, w związku z kryzysem ludzie z dnia na dzień przestali przychodzić, wydają pieniądze na bardziej potrzebne rzeczy niż ciasta. Wolą sami upiec, niż kupować, bądź zaopatrzyć się w słodkości w markecie. W dodatku jest mniej imprez, co skutkuje mniejszą ilością sprzedawanych towarów. Zamiast zamówień na kilkadziesiąt osób, jest kupowany niewielki torcik na 15-20 osób – tłumaczy kierowniczka.

Dodaje, że niepewność jutra wykańcza ją i jej męża. – COVID zrujnował nas finansowo, do tej pory nasza sytuacja była bardzo dobra, i nagle musieliśmy ruszyć oszczędności. Mąż przez pandemię dostaje kilkaset złotych mniejszą pensję. Ja mam etat mniejszy o połowę. Do tego kredyt, 3-letnie dziecko, które akurat nie dostało się do państwowego przedszkola – wymienia Karolina. Chcąc poprawić swoją sytuację, zaczęła tworzyć rękodzieło. Póki co, jej plan pozyskania dodatkowych środków finansowych, spalił na panewce.

– Teraz, jak się wydawało, że już powoli wszystko wraca do normy, zapowiadane są zwolnienia. Boję się każdego dnia o przyszłość. Liczę każdy grosz – mówi Karolina Zaręba, kierowniczka cukierni.

W podobnym tonie wypowiada się 24-letnia Magda, która oprowadza zagranicznych turystów po Krakowie. Branża turystyczna, jest jedną z tych, które najmocniej ucierpiały podczas pandemii koronawirusa. Firma, w której pracuje krakowianka, jeszcze prosperuje, ale jej upadek to kwestia czasu.

"Zatrudnili się w Żabce"

– Boję się, choć wiem, że sobie poradzę, bo nie raz musiałam żyć skromnie. Znam jednak osoby, których firmy upadły w marcu, a one dalej są bez pracy. Jeśli pojawia się jakaś oferta na rynku, to chętnych jest od groma. Większość ludzi, które znam, przebranżowiła się. Wielu zatrudniło się w sieci sklepów Żabka – opowiada Magda. Wyjaśnia, że najbardziej szkoda jej właścicieli firm, którzy zainwestowali w biznes ogromne pieniądze i mają leasingi np. na autokary. – Ja mogę robić inne rzeczy, bardziej mi szkoda osób, które poświęciły się tej branży już lata temu, robiły kursy, otworzyły własne działalności. Masakra – kwituje.

Paula Pustułka ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej zaznacza, że obecna sytuacja ma "wygranych" i "przegranych". Ci pierwsi to osoby, które szybko reagują na zmieniającą się rzeczywistość i niedogodności z nią związane przekuwają np. w rozwój nowych pasji, czy przebranżowienie.

– "Przegrani" doświadczyli poważnych negatywnych skutków lockdownu - czy to w relacjach, czy to w pracy zawodowej - i ich należy szczególnie wspierać, potencjalnie doradzając także profesjonalną pomoc psychologiczną. Zadbać o siebie powinni także ci, którzy radzą sobie stosunkowo dobrze w sensie stabilizacji życiowej: rodzinnej, finansowej, zawodowej – mówi socjolog.

Choć można być optymistą i wierzyć, że pandemia zaraz się skończy, ostatnie dni pokazują nam, że lepiej jednak realistycznie spojrzeć na różnorodne możliwości. – Przerwę możemy potraktować jako szansę na refleksję i potencjalne przebranżowienie. Trzeba podkreślić, że tego typu decyzje powinny być konsultowane z rodziną, przyjaciółmi, a czasem też specjalistami – radzi ekspertka.

I kwituje: "Biorąc pod uwagę, że przed nami ciężka zima z sezonowym wirusem w już osłabionej gospodarce, raczej nie ma na co czekać i myśleć, że "jakoś to będzie" albo "będzie lepiej". Jest to łatwiej powiedzieć niż zrobić, zwłaszcza jeśli wpadliśmy w pułapkę tzw. utopionych kosztów, czyli włożyliśmy w coś dużo zasobów i wysiłku, osiągając złudne przekonanie, że teraz należy dany projekt za wszelką cenę uratować. Warto spojrzeć na problem z innej perspektywy i potencjalnie podjąć trudniejszą, ale racjonalną decyzję, która pozwoli nam uniknąć poważniejszych konsekwencji".