Kobiety w e-biznesie
Postanowiły rzucić pracę w korporacji i założyć wspólny biznes w internecie. Podjęły wyzwanie zarabiania pieniędzy i... wystawiły na próbę swoją przyjaźń.
08.09.2008 | aktual.: 25.06.2010 18:15
Karina Marfiak (35 lat) i Justyna Stolarz (40 lat) poznały się 15 lat temu. Karina pracowała w branży public relations, Justyna przy produkcji filmów. Pomysł na wspólny e-biznes powstał, gdy Karina urodziła dziecko. – To wyszło spontanicznie – opowiada Karina. – Zauważyłam, że ubranka, które kupowałam dla mojej córki, nie są ani praktyczne, ani wygodne, np. nie są zapinane, tylko wciągane przez głowę, czego moje dziecko nie lubiło. Zaczęłam o tym rozmawiać z Justyną. Jest z zawodu projektantką mody, pracuje jako kostiumograf, nasze dyskusje to nie były rozmowy o niczym. W końcu stwierdziłyśmy, że koniec gadania – zaczynamy działać. Postanowiły projektować, szyć wygodne ubrania dla dzieci i sprzedawać je w sklepie internetowym. – Uważamy, że to dobra forma zakupów dla mam, które wychowują małe dzieci.
Dla siebie i na sprzedaż
Gdy postanowiły założyć sklep, obie miały wsparcie finansowe w swoich partnerach, którzy od razu poparli pomysł na e-biznes. Od pomysłu do założenia sklepu e-smoczek upłynął niecały rok. Projektują odzież wspólnie. Karina jako mama lepiej wie, co jest dziecku potrzebne, Justyna ze względu na wykształcenie potrafi te pomysły przenieść na projekty. Znalazły szwalnię w Łodzi, która szyje według ich projektów. Ubranka są z bawełny i mają certyfikat: Przyjazne dla dzieci.
– Poczułam, że to, co robimy, ma sens i jest fajne, kiedy klientka, która u nas kupiła, powiedziała, że jej dziecko akceptuje tylko te ubrania, i do nas wróciła – wspomina Karina. – Teraz takich klientów mamy dużo.
Jak wygląda ich dzień pracy? – Zaczynamy o 10.00-11.00 i pracujemy w moim mieszkaniu – mówi Justyna. – Nie ma pogaduszek, tylko wyjmujemy kajeciki i skupiamy się na pracy. Nie mamy kłopotów z motywacją. Praca dla siebie przynosi ogromną satysfakcję – tłumaczy. – Jesteśmy równocześnie projektantami, producentami i zajmujemy się handlem. To ciekawe i twórcze.
– Nawet projekt wizytówek robiłyśmy same – dodaje Karina. Przyznają, że na decyzję o założeniu własnego biznesu zdobyły się dlatego, że obie miały już doświadczenie w różnych zawodach. To daje siłę, można ryzykować. – Chodzi nie o pieniądze, lecz o wiedzę o świecie, kontakty z ludźmi – mówi Justyna. Są zadowolone – same organizują dzień, planują pracę i godzą obowiązki z życiem prywatnym. Teraz, kiedy Justyna pracuje przy filmie, więcej obowiązków przejmuje Karina. Kiedy Karina idzie z dzieckiem do lekarza, firmę ciągnie Justyna.
– Podzieliłyśmy się obowiązkami w prosty sposób: każda z nas robi to, co najbardziej lubi i co jej najlepiej wychodzi. Nie byłoby to możliwe, gdybyśmy się dobrze nie znały. Tę naszą znajomość porównałabym do długoletniego małżeństwa. Znamy swoje wady, miałyśmy w naszej przyjaźni kryzysy – mówi Justyna. – Ale mamy do siebie zaufanie i wiemy, czego możemy się po sobie spodziewać. Czasem są stresy, ktoś ma zły humor, ale na razie udaje nam się porozumieć – twierdzą zgodnie, choć bardzo się różnią. – Ja odkładam wszystko na później, a Karina działa od razu – opowiada Justyna. Karina jest zorganizowana i nad wszystkim panuje, ale Justyna zajmuje się rachunkami, bo jest dokładna.
– O pieniądze nie ma kłótni – od razu podpisałyśmy umowę, jesteśmy współwłaścicielkami spółki, zyskami dzielimy się po połowie – mówi Justyna. – Teraz sklep sam się utrzymuje, ale jeszcze nie możemy sobie pozwolić na życie tylko z tego, więc uzbrajamy się w cierpliwość. Wiemy, że trzeba najpierw coś zainwestować, by później odcinać od tego kupony. Jest ryzyko, jest zabawa.
Przyjaciel w diecie
Magdalena Przychodnia (31 lat) i Monika Rola (32 lat) znają się od dziesięciu lat. Wynajmowały kiedyś razem mieszkanie. – Jako współlokatorki bardzo się nie lubiłyśmy. Magda imprezowała, ja byłam wtedy na innym etapie życia – opowiada Monika. Kiedy Monika wyszła za mąż, wyprowadziła się. Potem po długiej przerwie spotkały się przypadkiem na ulicy. Okazało się, że pracują blisko siebie. Po jakimś czasie Magda przeprowadziła się na osiedle niedaleko Moniki. Kiedy Monika wyjechała na wakacje, Magda podlewała w jej domu kwiaty. Gdy potem zaczęły rozmawiać, doszły do wniosku, że więcej je w tym momencie łączy, niż dzieli. – Każda z nas się zmieniła – przyznają. Zaczęły się przyjaźnić. Okazało się, że obie myślą o tym, jak urozmaicić swoje życie zawodowe.
Monika pracowała wtedy jako asystentka administracyjna, Magda jako księgowa. Wspólna własna działalność była tylko w planach. Monika interesowała się fitnessem, Magda – dietami. Myślały o tym, jak te zainteresowania połączyć. Zdecydowały się na diety. Myślały o cateringu dietetycznym. Magda schudła 13 kg, pojechała na wczasy odchudzające i uwierzyła w to, że można. Zmieniła spojrzenie na żywienie, zaczęła zwracać na to uwagę. Postanowiły zrobić coś razem w tym kierunku. Najpierw poszły na podyplomową dietetykę, potem Monika zaraziła Magdę fitnessem. Zaczęły razem ćwiczyć i uprawiać nordic walking. Postanowiły stworzyć stronę z dietami, skupić wokół niej społeczność kobiet i jednocześnie zachęcić je do ćwiczeń. W tamtym czasie portal traktowały jako hobby.
Po zrobieniu statystyk okazało się, że w miesiącu na ich stronę Fabryka Diet zagląda 100 tys. osób. Dostawały dużo listów chwalących portal. Kobiety pisały, że czuje się, że strona jest robiona z pasją, a nie nastawiona na zysk. Te pozytywne wypowiedzi były motorem do dalszego działania. Postanowiły uczynić portal swoim miejscem pracy. Długo szukały inwestora i czekały na taki moment, by przestać pracować na etacie. Wreszcie się udało. Odeszły z pracy na etatach. Powstała nowa wersja strony. Zaczęły prowadzić w TV Puls program dla kobiet o dietach. Celem programu i ich portalu jest to, by ludzie odchudzający się mogli się wspierać, rozmawiać o swoich zmartwieniach, wymieniać się doświadczeniami, dzielić spostrzeżeniami.
Mają ambicję, by ich portal był jednym z najlepszych serwisów dla kobiet. – Pracujemy ciężko, ale wyrwałyśmy się z wyścigu szczurów i robimy coś dla siebie. Pracuje u nas pięć osób. Dajemy im swobodę i stawiamy na pomysłowość. Jak biznes wpływa na naszą przyjaźń? – Nie mamy czasu oglądać razem filmów i pójść na kawę – żartuje Monika. – Mamy nadzieję, że to tylko czasowe.
Już na starcie zadały sobie pytanie, czy firma nie wpłynie niekorzystnie na ich relację, czy jeśli interes się nie uda, nie stracą i biznesu, i przyjaźni. – Zaryzykowałyśmy. Zdajemy sobie sprawę, że to jest próba przyjaźni – mówi Magda. – Nie obrażamy się, rozmawiamy otwarcie i jesteśmy nastawione na wspólne rozwiązania. Miałyśmy kryzysy, ale zawsze z nich wychodziłyśmy. Wierzymy, że tak będzie cały czas.
Torby dla zbuntowanych
Anita Hyb (32 lata) i Karolina Żelechowska (26 lat) poznały się dwa lata temu. Anita pracowała jako office manager w agencji reklamowej i przyjęła Karolinę do pracy.
- Już w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej wiedziałam, że to jest świetna osoba i będzie nam się fajnie pracowało – wspomina Anita. Współpraca układała się świetnie i z czasem narodziła się przyjaźń. – Potem złożyłyśmy wymówienie. Ja pierwsza, bo poczułam, że jestem gotowa otworzyć swoją działalność, o której zawsze myślałam, a Karolina poszła w moje ślady. Poznawałam ją w sytuacjach biznesowych, widziałam, jak prowadzi projekty, jak rozmawia z klientem i na co można z jej strony liczyć, dlatego nie miałam obaw co do przyszłej współpracy. Co ciekawe, sporo nas różni. Ja mam już rodzinę, Karolina jeszcze nie. Ja jestem narwana, podejmuję często decyzje pod wpływem impulsu, a Karolina jest opanowana.
Różni je też wykształcenie. Karolina jest po zarządzaniu i marketingu. Anita po biologii. Początki nie były łatwe. Wiedziały tylko, że chcą szyć własne torebki i je sprzedawać. Nie miały dużo pieniędzy, więc otworzenie sklepu nie wchodziło w grę. Stąd pomysł na sklep internetowy, bo poza torebkami nie ma innych kosztów prowadzenia działalności. Z pracy w agencji wyniosły znajomości z dobrymi grafikami, jeden z nich opracował im logotyp i pierwsze wzory na torebki. – Zjechałyśmy Polskę wzdłuż i wszerz, szukając szwalni. Wiele razy ktoś nam coś obiecywał, a potem się nie odzywał, nie było łatwo, ale w końcu ją znalazłyśmy – opowiadają. – Gdy miałyśmy już logotyp, nazwę, projekt strony i torebek, a pierwsze zostały uszyte – założyłyśmy działalność. Przez rok przygotowywałyśmy się do tego, by strona ruszyła. Jakie to są torby? Mają nietypową grafikę. – To nie tylko torby, to idea HIBRID, czyli połączenie mody i grafiki. Noszą je studenci i młodzież. Im bardziej zbuntowani ludzie, tym chętniej je kupują –
tłumaczy Karolina.
Sprzedały już kilkadziesiąt z 200 uszytych. Szyją się następne. Karolina jeszcze pracuje na etacie, ponieważ to sklep internetowy i pracy nie ma wiele. – Wszystkie decyzje podejmujemy razem, jak są projekty, do których nie jesteśmy obie przekonane, odkładamy je na bok. Na razie nie ma zgrzytów, ale takie niebezpieczeństwo istnieje. Wiemy, że kiedy się pokłócimy o pieniądze, skończy się przyjaźń. Zawsze jest ryzyko... – przyznaje Anita.
Jak na co dzień wygląda taka praca?
– Pracujemy jak to przyjaciółki... Zanim zabierzemy się do pracy, zwykle robimy kawę i przez godzinę rozmawiamy o wszystkim – opowiadają. Podkreślają, że ich działalność to frajda tworzenia. – Robimy coś, co jest oryginalne. To cieszy i daje satysfakcję. Tu wszystko jest takie naturalne, np. relacje z ludźmi. Nic nie jest udawane. Nie ma sztuczności. Nawet w weekend chce się pracować. Chcemy, by hibrid.pl było marką rozpoznawalną i znaną. Na efekty naszej pracy liczymy tak naprawdę dopiero za dwa lata. Marzy nam się produkcja całej palety modeli i dobra sprzedaż – mówią. Anita dodaje, że praca z koleżanką ją motywuje. – Gdyby nie wspólniczka, chodziłabym pewnie do południa w piżamie. Przed Karoliną jest mi głupio, że czegoś nie zrobiłam na czas, że się ociągam. Ona mnie mobilizuje. Jednocześnie ma łagodny charakter, więc nie ma w pracy stresu.