Książki roku 2005
04.01.2006 | aktual.: 20.02.2006 15:37
Podsumowywać rok w literaturze, to jakby linijką mierzyć słonia. Nie ma siły, zawsze coś szarego będzie wystawać to z tej, to z tamtej strony. Po pierwsze, jedną nogą ciągle tkwimy w 2004 roku – przecież dopiero co przyznano Nike za ubiegły rok, a tu już nowości stycznia 2006 pukają w okienka i rok nam ginie w tłoku. A tymczasem ten 2005 był ciekawy.
Co prawda nie obfitował w błyskotliwe debiuty, żadna nowa Masłowska się nie objawiła. Za to powoli, po kilku latach triumfalnego pochodu dzienników, wspomnień, reportaży, zaczęła wracać stara dobra fikcja: opowiadania i powieści. Chociaż jakby na siłę ciążył na nich przymus opisania współczesności. Piszący, zwłaszcza młodsi, tłumnie i usilnie starali się ją ogarnąć, ale – trzeba przyznać – z miernym efektem. Kolejne książki portretujące korporacje, agencje reklamowe, pustkę kapitalizmu zacierają się w pamięci. Z szaleństwem naszych czasów zmagał się nawet Stefan Chwin w thrillerze politycznym i literatura w tym pojedynku raczej przegrała. Wygrani są zazwyczaj samotni jeźdźcy – tacy jak Eustachy Rylski, który wydał jedyną w tym roku polską powieść z prawdziwego zdarzenia.
Ale to nie wszystko. W tym roku tak się akurat zdarzyło, że rzeczywistość społeczna w pewnym sensie okazała się kontrapunktem literatury. Takiej, która zajęła się oswajaniem inności, obcego, czyli przede wszystkim kogoś o innej orientacji seksualnej. Już na początku 2005 roku przynajmniej dwie książki odbiły się szerokim echem – „Lubiewo” Michała Witkowskiego, gawęda starych „ciot” o peerelowskim podziemiu homoseksualnym, a potem „Trzech panów w łóżku nie licząc kota” Bartosza Żurawieckiego, portret współczesnych gejów z klasy średniej. Spotkania i dyskusje poświęcone literaturze gejowskiej osiągnęły rekordową liczbę, wypadało nawet przyjaźnić się z gejem i regularnie bywać w klubach gay & les. Obyczajowa powiastka Żurawieckiego czekała na wydanie i dopiero w tym roku nastąpił ów właściwy czas. Taki, w którym nie tylko można mówić o prześladowaniu, ale też o ustabilizowanym światku zadowolonych homoseksualistów. Rok zaś kończył sławetny Marsz Równości w Poznaniu, kiedy to inność została napiętnowana.
Trochę tak jak w innej ciekawej tegorocznej książce – „Żydówek nie obsługujemy” Mariusza Sieniewicza.
Nie ma takiej sytuacji społecznej – zdaje się mówić Sieniewicz – w której ten inny, w tytułowym opowiadaniu Żydówka, mógłby czuć się całkiem bezpiecznie. Nagle, ni stąd, ni zowąd jakiś palec może wskazać go jako wyrzutka niosącego zagrożenie. Przypominał nam o tym tej jesieni Alan Hollinghurst w powieści „Linia piękna” o latach 80. Zaczęły się one w Wielkiej Brytanii sielankową tolerancją, a skończyły, wraz ze zmianami politycznymi, nagonką na gejów, którzy są przecież zawsze łatwymi ofiarami. Sieniewicz każe nam samym, czytelnikom, poczuć się odmieńcem, dokopać się do pokładów obcości w sobie, do strachu ofiary, ale też nienawiści oprawcy. *Ta podróż w głąb traum i lęków nie miała łatwego przyjęcia, bo już sam tytuł uderzał w delikatny punkt społecznej akceptacji. Tak jak w literaturze XIX wieku odmieńcem bywała kobieta, teraz często widzimy w tej roli właśnie geja, ale też starą kobietę wyłączoną już z zawodów atrakcyjności. *Siłą książek Witkowskiego czy Sieniewicza jest na szczęście nie słuszność
sprawy, tylko ich literackość, język. To nie żadna „trendy literaturka”, choć łatwo ją oczywiście i tak skwitować. Swoją drogą trzeba przyznać, że w tym roku literatura była – jak zwykle zresztą – mądrzejsza od rzeczywistości.
Justyna Sobolewska
*Justyna Sobolewska: Jane Bowles „Dwie poważne damy”, przeł. Andrzej Sosnowski, PIW, Warszawa 2005 *Proza Jane Bowles tak jak ona sama nie da się porównać z niczym i z nikim. Czytanie tej powieści przypomina chodzenie po ruchomych piaskach, zdania wyprowadzają nas gdzieś na manowce. To igraszka z nieprzewidywalnym. Niebezpieczna i odkrywcza.
*Amos Oz „Opowieść o miłości i mroku”, przeł. Leszek Kwiatkowski, Muza, Warszawa 2005 *Można otworzyć w dowolnym miejscu i ta autobiograficzna powieść wciągnie nas z kretesem. Dzieciństwo w Jerozolimie, pierwsze lata państwa Izrael, portrety rodzinne, a wszystko opisane z przenikliwym humorem.
*Eustachy Rylski „Warunek”, Świat Książki, Warszawa 2005 *Brawurowa powieść z mocnymi bohaterami. Sama historia, choć umieszczona w czasach napoleońskich, bliska i bardzo polska. A z tła dyskretnie kłaniają się Gombrowicz z Iwaszkiewiczem, czyli to, co mamy najlepszego.
*W.G. Sebald „Wyjechali”, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, W.A.B., Warszawa 2005 *Ilustrowana opowieść o wygnańcach, którą czyta się jak fikcję. Sebald znalazł tajemny sposób, jak stwarzać przeszłość z drobin, z pyłu, ze słów. To nie jest książka, którą się połyka. Lepiej powoli dać się nieść tokowi narracji, takiej jak u najlepszych stylistów.
*Michał Witkowski „Lubiewo”, Ha!art, Kraków 2005 *Poczet ciot polskich. A przede wszystkim świetna literacko i zakorzeniona w literaturze gawęda o pikietach, lujach i brudach rozmaitych.
*Witold Wirpsza „Spis ludności” „Cząstkowa próba o człowieku i inne wiersze”, Instytut Mikołowski, Mikołów 2005 *Wiersze sprzed 20 lat trafiają idealnie na swój czas. U Wirpszy słowa zachowują się jak kawałki materii i jak ona rozsypują się i demontują na naszych oczach.
Tadeusz Nyczek:
Thomas Bernhard „Wymazywanie”, przeł. Sława Lisiecka, W.A.B., Warszawa 2005
Najodważniejsza operacja intelektualno-literacka na żywym ciele własnego społeczeństwa wykonana bez znieczulenia przez lekarza do bólu rozwścieczonego.
*Urszula Kozioł „Supliki”, WL, Kraków 2005 *Autorka wielu tomów wierszy ocierających się o wielkość – tu wielkość się spełniła w poezji przebogatej stylistycznie i mądrej jak stara Indianka.
*Amos Oz „Opowieść o miłości i mroku”, przeł. Leszek Kwiatkowski, Muza, Warszawa 2005 *Pisarz, który nie dość, że dawno zasłużył na Nobla tym, co wcześniej napisał, to tą książką esejowspomnień przekroczył nawet samego siebie.
*Eustachy Rylski „Warunek”, Świat Książki, Warszawa 2005 *Najbardziej osobny polski autor postawił wszystkim warunek, że nie będzie pływać z prądami, unosić się na fali ani trzymać ręki na pulsie – i wygrał. Jak każdy, kto ma swoje zdanie.
*Wisława Szymborska „Dwukropek”, a5, Kraków 2005 *Jeśli ktoś choć przez chwilę miał złudzenie, kto tu jest najbardziej precyzyjny w nazywaniu nienazywalnego, niech pocałuje Szymborską w rękę i nie spuszcza „Dwukropka” z oka.
Marcin Sendecki: *Jane Bowles „Dwie poważne damy”, przeł. Andrzej Sosnowski *
*Paul Bowles „Przyjaciel świata”, przeł. Paweł Lipszyc (obie książki PIW, Warszawa 2005) *– bo pierwsza to zagadkowe arcydzieło, którego fragmentów można uczyć się na pamięć i powtarzać w chwilach zwątpienia w literaturę, a druga jest pierwszą w Polsce zwartą – i od razu mocną – prezentacją opowiadań innego wyjątkowego artysty (a prywatnie męża Jane Bowles).
Raymond Queneau „Zazi w metrze”, przeł. Maryna Ochab Giséle Prassinos „Twarz muśnięta smutkiem”, przeł. Agnieszka Taborska (ku mojemu zakłopotaniu obie te książki także wydał warszawski PIW)
– bo, po pierwsze, mamy w końcu Zazi w całości po polsku i można się z nią do woli bawić i/albo studiować pisarskie strategie autora. A po drugie – bo to nieoczekiwany dar w postaci rozkosznie bezczelnego opowiadania nieznanej mi wcześniej (wstyd!) surrealistki.
*Witold Wirpsza „Spis ludności” „Cząstkowa próba o człowieku i inne wiersze”, Instytut Mikołowski, Mikołów 2005 *– bo to fascynujące tomy zapomnianego, a świetnego poety – i to jest najważniejsze. A można też sądzić, że gdyby ukazały się przed laty, kiedy je napisano, eksportowa polska poezja mogłaby wyglądać odrobinę ciekawiej, niż wygląda dziś (jeśli zdobyłaby się, oczywiście, na uważną lekturę).
*Mirosław Spychalski & JarosŁaw Szoda „Mówi Karpowicz”, Biuro Literackie, Wrocław 2005 „Wspomnienia o Leopoldzie Buczkowskim” pod red. Jana Tomkowskiego, Wydawnictwo Dom na Wsi ossa 2005 *– bo przypominają o innych zapoznanych gigantach literatury pisanej po polsku.