Kto ma czas na 126 numerków w roku?
Zastanawialiście się kiedyś nad statystykami dotyczącymi seksu? Przecież 126 razy w roku, to ponad 10 razy w miesiącu, każdego miesiąca. Czyli co trzeci dzień, a w marcu nawet częściej, żeby nadrobić krótszy luty. Kto ma w ogóle na to czas?
16.11.2009 | aktual.: 22.06.2010 10:05
Zastanawialiście się kiedyś nad statystykami dotyczącymi seksu? Przecież 126 razy w roku, to ponad 10 razy w miesiącu, każdego miesiąca. Czyli co trzeci dzień, a w marcu nawet częściej, żeby nadrobić krótszy luty. A gdzie miejsce na wypad w góry? A na piłkę z kumplami? A kariera czy grypa? Kto ma w ogóle na to czas?
Podobno polscy studenci. Tak przynajmniej donosi w ostatnim numerze magazyn studencki „Dlaczego”. Żakeria jak Wincenty Pstrowski śrubuje krajowe normy. Oczywiście nie każdy. Ci z polonistyki i historii są dużo bardziej wstrzemięźliwi, bo zaledwie połowa przyznaje się do spółkowania w czasie wolnym. Ale na studiach humanistycznych trzeba naprawdę dużo czytać, co, jak powszechnie wiadomo, szalenie męczy i chęć do wszelkiej aktywności fizycznej odbiera.
Co innego nauki polityczne. Tutaj od razu widać rozluźnienie, miejsce na debatę i czasu wolnego więcej. A stąd już prosta droga do rozwiązłości wśród półek Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.
Jednak wszystkich na głowę biją studenci Politechniki. To chodzące Casanovy w koszulach w kratkę. No, może trochę się pozmieniało w kwestii tych koszul, odkąd opuściłem uczelniane mury i kolegów informatyków i budowlańców na imprezach spotykałem. Jednak w kwestii seksu pewnie niewiele się zmieniło, bo przecież dziewczyny zawsze lubiły zaradnych chłopaków, co żarówkę wkręcą, bezpieczniki w mig wymienią, a i podczas zbliżenia wykażą się znajomością zasad mechaniki i fizyki ciała stałego.
No, ale jeśli mamy uśredniony wynik 126 numerków rocznie, to znaczy, że te biedaki z politechniki muszą co najmniej co drugi dzień na tę średnią pracować. To jest naprawdę spory wysiłek. A taki, jak donoszą te same badania, skaczący z kwiatka na kwiatek student musi jakąś partnerkę przed zmierzchem przygruchać.
Niejedna para zaświadczy, że utrzymanie takiego wyniku nie jest łatwe. A to późno wróci człowiek z pracy, a to trzeba jechać do Ikei, a to kino ze znajomymi. Wiem, wiem. Na filmach się to robi późnym wieczorem. Może ja jestem jakiś inny. Może nie skończyłem politechniki. Ale mnie się późnym wieczorem zwyczajnie chce spać. A jeszcze trzeba przed snem poczytać. Więc albo ktoś tu oszukuje i statystyki zawyża, albo rośnie nam pokolenie łóżkowych superherosów. Jeśli to drugie, to oby starczyło im jeszcze siły na budowanie autostrad i mostów. I oby nie skończyli jak Pstrowski.