Londyn – niezbędnik

Pomyślałam, ze Londyn to mnóstwo rzeczy, których nie warto przegapić... Spisane bez ładu i składu niech stanowią mini-przewodnik.

Londyn – niezbędnik
Źródło zdjęć: © AFP

02.09.2008 | aktual.: 26.06.2010 14:05

Pomyślałam, ze Londyn to mnóstwo rzeczy, których nie warto przegapić... Spisane bez ładu i składu niech stanowią mini-przewodnik.

FCUK

Jak już koniecznie chcecie przywieźć sobie jakąś londyńską pamiątkę a`la podkoszulek z herbem lub flaga – polecam zamienić go na koszulkę French Connection. Kultowe napisy na T-shirtach pojawiły się w Londynie dopiero w 1997 roku, kiedy trendsetterzy i marketingowcy odkryli siłę zamkniętą w lingwistycznych asocjacjach. Od tej pory French Connection United Kingdom kłuje w oczy prowokującymi napisami: "fcuk this", "hot as fcuk", "mile high fcuk", "too busy to fcuk", "lucky fcuk", "Fun Comes Usually Kneeling", "fcuk on the beach". Nie bawi was to? Mnie też nie – ale lubię ich ciuchy: spokojne, z lekkim twistem. Warto też poszukać ich reklam na ulicach – zatrudniają coraz ciekawszych fotografików!

Primark

Kiedy jeszcze studiowałam w Londynie, Primark był synonimem tego co najtańsze i – nie zawsze najlepsze. Kiedy np. potrzebowałeś czegoś na zawody przeciągania liny w błocie, lub do brudzącej pracy – szedłeś do Primarku.

ZOBACZ TEŻ

Dlatego zadziwiła mnie ilość nastolatek obnoszących się z wielkimi, szarymi papierowymi torbami z napisem Primark... „Zwariowałaś?- zdziwiła się moja londyńska przyjaciółka – Primark to teraz najmodniejsze miejsce”. Poczytałam, posprawdzałam. Portalowi styliści nie mogą przestać się zachwycać rzeczami za 3 czy 5 funtów a forumowiczki polecają sobie sukienki za 18 funtów... Ja przekonałam się dopiero, jak zobaczyłam dziewczynę wychodzącą ze sklepu Dolce&Gabbana z wielką torba zakupów – w drugiej ręce trzymała shopping bag z Primarku...

Japan Center

Sprzedaje wam właśnie jeden z moich ulubionych „prywatnych” adresów: 212 Piccadilly, od razu przy Oxford Circus. To niezwykłe miejsce: połączenie restauracji z biurem podróży i sklepem spożywczym. Omińcie parter, mimo że wygląda ciekawie – i zejdźcie do podziemi. To tam japońskie ręce robią chyba najtańsze w Londynie, a nie wiem czy nie najlepsze sushi na wynos – polecam zabrać je na piknik lub spałaszować na pobliskim murku. W tym samym miejscu kupicie również najróżniejsze cuda – ciastka z fasoli, miniaturki pokemonów...

Tate Modern

Pilnie śledzę, co tym razem pojawi się w hali turbinowej mojego ukochanego muzeum. Postindustrialna powierzchnia Tate Modern aż prosi się o spektakularne rozwiązania. I tak jak zakochana byłam w sztucznym słońcu Olafura Eliassona, przychodziłam w odwiedziny do wielkiej tuby-kwiatu Anisha Kapoora, tak podobało mi się wielkie pęknięcie, szczelina sfabrykowana w podłodze hali turbinowej przez Doris Salcedo. Tate Modern to jedna z najprężniej działających instytucji sztuki na świecie i jeden z najciekawszych miejskich punktów widokowych. Dla tych, których znudzą obiekty sztuki dodam – mają też w sklepiku najfajniejsze gadżety... A z tarasów boski widok na City i przepiękną kładkę Millenium Bridge.

Spitalfields Market i Brick Lane

To chyba moje ukochane okolice “gorącego”, wschodniego Londynu. Wiktoriański bazar pełen biżuterii, antyków” sztuki” i rzemiosła mieści się w wielkiej hali. Kupiłam tam kiedyś kapelusz ze smoły... Ciekawe jest też otoczenie Spitalfields – nieprzewidywalne, artystyczne, szalone.

ZOBACZ TEŻ

Brick Lane

czyli dzielnica emigrantów z Bangladeszu – wypełniona egzotycznymi sklepami, mnóstwem niedrogich restauracji i cukierniami z dosłownie utopionymi w miodzie lub słodkim syropiw ciastkami. Na Brick Lane miała swoją pracownię Tracy Emin. A niedaleko jest...

Tea Building

nowe „centrum kreatywności i mediów” w Londynie. Mieści w sobie pracownie artystów, biura projektowe, agencje reklamowe i produkcyjne. Oraz – coraz gorszy – klub „T” i fajną Rocket Gallery. Do popatrzenia, bo budynek zapiera dech w piersiach...

Fifteen

czyli restauracja Jamie Oliviera i jego ekipy usytuowana na 15 Westland Place (blisko stacji Old Steet) w obłędnym budynku... Warto podjechać nawet na dobrą take away coffe jeśli nie chcecie skusić się na nic więcej albo nie macie rezerwacji. Świetne miejsce na dłuuugie angielskie śniadanie z przyjaciółmi i remedium na kaca po odwiedzinach w tajemniczych miejscach na Hakney... I ten różowy bar...

Toni&Guy

tak, wiem że w tym stylu można się już ostrzyc i w Polsce oraz to, że połowa ekipy mówi w moim ojczystym języku. A mimo to ich lubię – sami fryzjerzy wystylizowani, warto u nich podglądać najnowsze trendy. A od T&G zawsze wychodzę z jakąś niepokorną fryzurką – i chwała im za to!

Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto z Londynu nasza korespondentka Agnieszka Kozak
Dziennikarka, robi doktorat z gender i queer studies. Zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głównie nałogowo kupuje buty…

ZOBACZ TEŻ

Komentarze (0)