Madame Sinobroda
*Seryjny morderca żon z baśni Charles’a Perraulta u Bożek jest szalenie przystojnym mężczyzną, który z głównej bohaterki próbuje sobie ulepić bohaterkę własną. Oczywiście bohaterkę pozytywną patriarchalnego społeczeństwa, w którym dziewczęta są grzeczne. I trafiła kosa na kamień. A raczej trafił Sinobrody na feministkę. Niestety, w całkowitej emancypacji przeszkadza jej masochistyczna namiętność do Sinobrodowego samczego ciała i duszy. *Współczesna baśń rozgrywa się w modnej Warszawie. I modne jest tu wszystko: żarcie, knajpy (Le Madame), zawody, jakie uprawiają nasi mili bohaterowie (graficzka, publicystka, malarz, tłumaczka), wystawy, na które chodzą (Bogacka!). Książka trochę przypomina ironiczny komiksowy kadr autorstwa Endo, w którym wystrojona dziewczyna patrzy w lustro i myśli: „Nie chcę iść do klubu”.
Kawałki o trenowaniu do bycia prawdziwą kobietą są mocno ograne. Podane z ironią cytaty z kobiecych czasopism: „Ty też możesz być piękna”, czytałam już dziesiątki razy. Wszędobylstwo modnej Warszawy przypomina prozę Agnieszki Drotkiewicz. Ale to zupełnie inna książka, tu nie ma karnawału – jest „na poważnie”. Tajne SMS-y i e-maile przywodzą na myśl raczej książki Fielding i romantyczne filmy z Meg Ryan niż prozę Jelinek. Bożek próbowała w popprozie przemycić troszkę ideologii i troszkę współczesnej humanistyki. Wyszedł z tego miejscami schizofreniczny miszmasz. Ale Bożek ma poczucie humoru i zajmująco opowiada. A jeśli są państwo w grupie targetu (młode inteligentne kobiety), nie wypuścicie książki z rąk. Nawet jeśli czytania zabroni wam Sinobrody.
08.08.2005 | aktual.: 30.06.2010 19:22
Agnieszka Wolny-Hamkało/ Przekrój
Renata Bożek „Madame Sinobroda”, Rebis, Poznań 2005