Małżonkowie byli zakażeni koronawirusem. Zmarli, trzymając się za ręce
Pandemia nie odpuszcza i codziennie zwiększa się liczba ofiar śmiertelnych. Wiele z historii łapie za serce, jedną z nich jest historia Johnny'ego i Darlene z USA, którzy zmarli w tym samym momencie.
12.09.2020 13:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Koronawirus rozprzestrzenił się już na cały świat. Znacząca liczba zakażonych jest w Stanach Zjednoczonych. Ze statystyk wynika, że w tym kraju z powodu COVID-19 zmarło ok. 200 tysięcy osób.
Małżeństwo nie wątpiło w obecność koronawirusa
Wśród ofiar znalazło się pewne małżeństwo z Karoliny Północnej, które przestrzegało zalecanych zasad i starało się nie zarazić. Pomimo tego na początku sierpnia pojawiły się u nich pierwsze objawy choroby. Johnny i Darlene zaczęli gorączkować oraz zauważyli u siebie utratę smaku.
Z każdym dniem było coraz gorzej i po dwóch tygodniach małżeństwo wylądowało w szpitalu. Lekarze w pewnym momencie postanowili położyć ich w jednej sali, licząc na to, że będą się wzajemnie motywować w walce o zdrowie.
Niestety, zakończenie tej historii nie jest optymistyczne. "Następnego dnia po położeniu ich w tej samej sali, złapali się za ręce i odeszli, w odstępie zaledwie czterech minut" – powiedział ich syn, Shane Peoples, w rozmowie z WBTV.
Mężczyzna zdobył się również na emocjonalny wpis w mediach społecznościowych, gdzie podkreślił, że jego rodzice nie wątpili w obecność koronawirusa. "Zostaliśmy oszukani. Życie mamy i taty zostało ukradzione przez wirusa, z którego wielu żartuje i uważa, że to kłamstwo. Oni traktowali pandemię poważnie, a mimo to zachorowali, mimo to umarli. (...) Bardzo za nimi tęsknię. Nie wiem, czy dam sobie radę bez możliwości zadzwonienia do nich w drodze powrotnej z pracy. Nigdy nie będę mógł już ich przytulić" – napisał.
Johnny i Darlene byli małżeństwem przez 48 lat.