GwiazdyMarilyn - samotna bogini ekranu

Marilyn - samotna bogini ekranu

Miała zaledwie 36 lat, kiedy w tragiczny sposób odeszła w nocy z 4 na 5 sierpnia 1962 roku. Była boginią, gwiazdą ekranu i kwintesencją kobiecości, niespełnionym pragnieniem milionów mężczyzn. Przede wszystkim była jednak piękną kobietą, która przez całe swoje krótkie życie usilnie poszukiwała miłości.

Marilyn - samotna bogini ekranu

22.09.2006 | aktual.: 06.10.2006 11:22

Miała zaledwie 36 lat, kiedy w tragiczny sposób odeszła w nocy z 4 na 5 sierpnia 1962 roku. Była boginią, gwiazdą ekranu i kwintesencją kobiecości, niespełnionym pragnieniem milionów mężczyzn. Przede wszystkim była jednak piękną kobietą, która przez całe swoje krótkie życie usilnie poszukiwała miłości. Gdyby żyła, w tym roku świętowałaby swoje 80. urodziny. Mowa oczywiście o Marilyn Monroe – kobiecie, która na zawsze pozostanie żywa w pamięci ludzi na całym świecie.

Samotna dziewczynka

Najsłynniejsza blondynka świata urodziła się 1 czerwca 1926 roku jako Norma Jean Baker Mortenson. Po latach tak wspominała swoje dzieciństwo: „Prawdopodobnie byłam pomyłką. Moja matka mnie nie chciała. Pewnie jej zawadzałam i musiałam ściągnąć na nią hańbę...”. Przyszła gwiazda nie znała bowiem swojego ojca, a najmłodsze lata upływały jej w sierocińcach, domach opieki i rodzinach zastępczych., co niewątpliwie odcisnęło piętno na osobowości Marilyn, która niczego tak nie pragnęła, jak akceptacji i miłości.

Po raz pierwszy wyszła za mąż jako 16-latka. Małżeństwo z kilka lat starszym sąsiadem Jimem Dougherty zaaranżowała Grace McKee, przyjaciółka matki Marilyn i kobieta, która zainteresowała Normę światem gwiazd filmowych. Dzięki niej wzorem dla Monroe stała się Jean Harlow, platynowa blondynka i symbol seksu lat 30. Niestety, związek z Doughertym nie należał do udanych. „Po prostu nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia” – tak gwiazda komentowała swoje pierwsze małżeństwo.

Narodziny MM

Norma Jean rozpoczęła swą karierę w show biznesie jako modelka. Pojawiała się na okładkach czasopism i na rozkładówkach dla mężczyzn. Wkrótce rozwiodła się z Jimem, a Ben Lyon z wytwórni 20th Century Fox nadał jej nowe imię i nazwisko - tak narodziła się Marilyn Monroe. Jej kariera nabierała tempa po roli w "Asfaltowej Dżungli" Johna Hustona, a po filmie "Mężczyźni wolą blondynki" z 1953 roku wiadomo było, że oto Hollywood ma nową gwiazdę.

Niestety, choć Monroe nieraz udowodniła, że posiada talent aktorski, producenci bardzo często obsadzali ją w rolach słodkich i naiwnych kobietek. Wizerunek ten utrwalały tylko występy w takich filmach jak "Monkey Business", "Nie ma jak show" czy "Słomiany wdowiec" ze słynną, namiętną sceną, w której spódnica Marilyn unosi się na wietrze.

Szukając miłości

Publiczność uwielbiała Marilyn, która jednak szukała czegoś więcej niż tylko sława i pieniądze: "Kariera to piękna rzecz, ale nie możesz się do niej przytulić w zimną noc". Już w 1952 roku umawiała się z legendą baseballa Joe DiMaggio. Para pobrała się 14 stycznia 1954 roku, ale zaledwie 9 miesięcy później MM znowu była sama. DiMaggio czuł się przygnieciony popularnością żony, nie mógł się też pogodzić z postrzeganiem jej jako symbolu seksu.

Wkrótce jednak Monroe zaczęła spotykać się z dramaturgiem Arturem Millerem, który w 1956 roku został jej trzecim mężem. Miller tak wspomina trwający 5 lat związek: "W trakcie tego małżeństwa całą swoją energię poświęcałem na walkę z autodestrukcyjnymi skłonnościami Marilyn. Niestety - bez powodzenia". On jest też autorem scenariusza do "Skłóconych z życiem", ostatniego filmu z udziałem aktorki.

Choć Monroe trzykrotnie wychodziła za mąż, miała również liczne romanse. To tych głośniejszych należał związek z Yves'em Montandem, reżyserem Elią Kazanem (zaszła z nim w ciążę, lecz po dwóch miesiącach poroniła) oraz greckim aktorem Nico Minardosem. Mówiono też o jej znajomości z prezydentem Johnem Kennedym. Marilyn nie ukrywała, że lubi spotykać się z dwoma kochankami jednocześnie.

Być Marilyn

MM była uosobieniem kobiecości, ideałem, boginią. Zdawała sobie sprawę z tego, że postrzegana jest przez pryzmat swojego ciała i dlatego bardzo dbała o swój wizerunek. Podobno swój słynny rozkołysany chód i miano „czcigodnej aktorki kręcącej biodrami” zawdzięczała temu, że skracała jeden z obcasów o 5 milimetrów. Zamglone, zmysłowe spojrzenie jest zaś zasługą jasnoróżowego cienia na górnej powiece, brązowej kreski zaznaczającej kontur oczu oraz sztucznych rzęs w zewnętrznych kącikach górnych powiek.

Monroe zależało również na tym, by jej stroje były nienagannie dopasowane i podkreślały figurę. Dlatego też niektóre z jej sukienek zszywano dopiero wtedy, kiedy miała je na sobie. To dotyczy m.in. słynnej kreacji, w której zaśpiewała "Happy Birthday" dla prezydenta Johna F. Kennedy’ego.

I choć styl Marilyn może uchodzić za nieco kiczowaty, doskonale wpisywał się w obraz Ameryki lat 50. XX w., a ponadto ciągle ma wiele naśladowczyń. Należały do nich m.in. Madonna, Drew Barrymore, Elizabeth Hurley, Pink, Melanie Griffith, Anna Nicole Smith czy Priscilla Presley.

Norma Jean ukryta w Marilyn

Dziś Monroe przywoływana jest w charakterze kwintesencji kobiecości, niemal nieosiągalnego ideału, jednak przeżywała takie same problemy, jakie są udziałem kobiet także w XXI wieku, miała kompleksy. Marilyn nie zawsze akceptowała w pełni swoje ciało. Zrobiła sobie np. operację plastyczną nosa, ponieważ uznała, że jest zbyt kartoflowaty i za duży. Była co prawda zadowolona ze swych piersi, ale twierdziła, że ma za grube palce.

Kiedy Monroe nie musiała "być Marilyn", zdarzało jej się odreagowywać swoje uczuciowe rozczarowania napadami bulimii, dlatego też jej waga wahała się od 55 do 70 kg. Ponadto w trudnych chwilach aktorka, aby funkcjonować, zażywała pigułki. W dniu jej śmierci w domu gwiazdy znaleziono różnego rodzaju buteleczki z tabletkami.

Marilyn uwielbiały tłumy, miała pieniądze, sławę, karierę, a ona pragnęła miłości i akceptacji. Chciała, by jej mężczyźni kochali ją - Normę Jean - a nie gwiazdę filmową Marilyn Monroe.

"Wiem, że należę do publiczności; należę do świata nie z powodu talentu, a nawet nie dlatego, że jestem ładna, ale dlatego, że nigdy nie należałam do żadnej pojedynczej osoby. Publiczność była moją jedyną rodziną." - twierdziła MM.

Ta "rodzina" pamięta o niej do dziś...

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)