Marta Zwolińska: Nie rozumiałam ekologów

- Nasi politycy już 20 lat temu, wchodząc do Unii Europejskiej, wiedzieli, że będziemy musieli np. zmienić swoją gospodarkę na taką, która nie będzie emitowała aż tyle gazów cieplarnianych - mówi Marta Zwolińska, prowadząca podcast "Po co to eko", nominowana w kategorii #Wszechmocne dla planety.

Marta Zwolińska
Marta Zwolińska
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Aleksandra Lewandowska

06.11.2024 | aktual.: 12.11.2024 10:31

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Kiedy pojawił się w pani życiu temat klimatu?

Marta Zwolińska, edukatorka klimatyczna, właścicielka firmy i prowadząca podcast "Po co to eko": Bardzo dobrze pamiętam ten moment. To był rok 2019, koniec ciąży z drugim dzieckiem. Miałam trochę czasu, dbałam o swoje zdrowie, zajmowałam się roślinami domowymi i tym sposobem wpadłam w internecie w bańkę zdrowego stylu życia.

Czego konkretnie?

Zero waste. Czytając o tym, że plastik jest szkodliwy dla zdrowia, zaczęłam wdrażać pewne rozwiązania. Bardzo szybko, bo to była kwestia dwóch lub trzech miesięcy, zrozumiałam, nie tylko czym jest zero waste, ale i współczesna zmiana klimatu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wcześniej mnie do tego nie ciągnęło. Nie rozumiałam ekologów. Ale stwierdziłam, spróbuję. Zobaczę, o co im tak właściwie chodzi. Sięgnęłam do źródeł, przeczytałam kilka raportów klimatycznych i książkę "Świat na rozdrożu" Marcina Popkiewicza, dziennikarza naukowego. Po tej lekturze świat wywrócił mi się do góry nogami.

To znaczy?

Ta książka pokazuje cały obrazek, skąd bierze się współczesna zmiana klimatu, jakie ma skutki. Dowiadujemy się, dlaczego ten temat przez tyle lat nie jest rozwiązywany na odpowiednim poziomie. Z czego to wynika i co można z tym zrobić.

Czyli jedna książka odmieniła pani życie.

Na pewno była przełomowa. Zaczęło się od szycia woreczków na warzywa u krawcowej, a chwilę później ze smutkiem patrzyłam w błękitne, czyste niebo i myślałam sobie: właśnie sprowadziłam na świat moje drugie dziecko i jak ten świat wygląda? Jak każdy człowiek chcę dla swoich dzieci szczęśliwego, bezpiecznego, dobrego życia. Uświadomiłam sobie wtedy, że nawet jeśli damy synom z mężem całą swoją miłość i wsparcie, to i tak warunki zewnętrzne mogą sprawić, że ich życie będzie trudniejsze niż nasze.

Wtedy pojawiła się u pani depresja klimatyczna, o której mówiła pani w pierwszym odcinku podkastu?

Depresja klimatyczna, lęk klimatyczny. Nazwy tego są różne, ale jest to związane z długotrwałym obniżeniem nastroju. Rzeczywiście początkowo czułam bardzo duży smutek, poczucie bezradności. Rozwaliło mnie na kawałki.

Jak pani sobie z tym poradziła?

To był czas pandemii. Nie można było się spotykać, więc zaczęłam dzielić się swoimi przemyśleniami i emocjami na Instagramie - tam, gdzie miałam na początku tylko swoich znajomych.

Chciałam sobie pomóc. Nie chciałam być z tym sama. Dzięki temu zobaczyłam, że w sieci jest więcej osób, które przeżywają podobne rzeczy. Było mi z tym łatwiej.

Nie bała się pani otworzyć przed obcymi ludźmi?

To była duża zmiana. Nigdy wcześniej nie byłam zbyt "wylewna" w sieci. Nie dzieliłam się w internecie swoimi emocjami, myślami. Do tej pory zresztą mnóstwo sfer trzymam jako prywatne. Ale wtedy nie miałam innego pomysłu, co może mi pomóc.

I tak powstało "Po co to eko"?

W dużym skrócie tak. Pomógł mi też wywiad z Filipem Springerem, który w podkaście "Muda Talks" opowiadał o swoich emocjach klimatycznych i o tym, jak przeszedł od strachu i złości do działania. Pomyślałam: też zacznę robić to, na czym się znam i połączę to z klimatem. Tak powstał podcast i rozmowy z ludźmi nauki, praktykami i ekspertami o tym, co zrobić, żeby klimat stał się naszą wspólną sprawą. A kilka lat później przestałam edukować "po godzinach" i podcast rozwinął się w firmę szkoleniowo-doradczą.

A samo pytanie "po co to eko" - często pani je słyszy?

Bardzo często. Na początku byłam zaskoczona, że ludzie mnie o to pytają, ale potem przywykłam. W tym pytaniu, w rozwiniętej wersji, chodzi o dylemat dotyczący naszej sprawczości jako jednostek, zwykłych ludzi. Wiele osób wątpi w swoje działania i zastanawia się "po co to eko", skoro i tak wiemy, że najważniejsze są zmiany systemowe, że to ich najbardziej potrzebujemy?

I jak brzmi odpowiedź?

Nasze działania jako pojedynczych ludzi dla tzw. uratowania planety znaczą bardzo mało. Nawet jeśli będziemy bardzo się starać. Ale mogą znaczyć wiele dla nas. Bo nie jesteśmy cyferkami. Nie jesteśmy sumą naszego śladu węglowego. Jesteśmy ludźmi z emocjami, którym też może być ciężko i dzięki działaniom czujemy się mniej bezradni.

Co więcej, tutaj patrzę na to jako socjolożka, jeżeli wartości ekologiczne staną się naszymi wartościami, zaczniemy się z nimi identyfikować i będziemy rozumieć, po co nam zmiany systemowe dotyczące żywienia, energetyki, transportu itd., to ze społecznym poparciem łatwiej będzie je wprowadzić.

Kiedy na początku o tym mówiłam, to było teoretyczne, ale teraz jest już namacalne. Unia Europejska przedstawia kolejne dyrektywy i mówi: tutaj są fundusze na ocieplanie domów, na zmiany w transporcie, polityce rolnej. To już się dzieje. Każdy z nas jest więc częścią tej zmiany.

Pytanie tylko, czy każdy z nas wie, po co te zmiany.

To dobre pytanie, bo na to wpływ ma wiele czynników. Chociażby dezinformacja, która pojawia się w internecie. Walka z nią jest bardzo trudna. Coraz trudniej nam ze sobą rozmawiać, nawet w rodzinach, bo nie wszyscy weryfikują wiedzę z głosem naukowców, za to YouTube i Facebook są na wyciągnięcie ręki. Algorytmy podsuwają nam coraz bardziej kontrowersyjne treści, tylko po to żebyśmy spędzali więcej czasu na platformach. Potem okazuje się, że opinii na temat zielonej transformacji jest wiele i ludzie czują stawiają opór przed zmianami.

Uważam, że im większe będzie zrozumienie, im więcej będzie edukacji opartej o rzetelne źródła, tym mniej będziemy podatni na dezinformację i - w końcu - mniej będziemy zaskoczeni tym, że nam np. powódź zalała dom. Osoba świadoma zmiany klimatu będzie bezpieczniejsza, bo nie postawi domu na terenie zalewowym i zadba o retencję w otoczeniu. Ktoś kto nadal nie rozumie związku między "szalejącą pogodą" a klimatem będzie mieć po prostu gorzej.

Innym czynnikiem jest polityka, prawda?

Prawda. A konkretnie politycy. Wystarczy zwrócić uwagę na to, że nasi politycy już 20 lat temu, wchodząc do Unii Europejskiej, wiedzieli, że będziemy musieli np. zmienić swoją gospodarkę na taką, która nie będzie emitowała aż tyle gazów cieplarnianych.

Niestety przez lata temat był odsuwany jak najdalej. To, że jesteśmy w sytuacji podbramkowej i stresującej dla wielu firm i ludzi, wynika - moim zdaniem - z 20 lat zaniedbań politycznych.

Możemy to w jakiś sposób zmienić?

Możemy, oczekując ambitnych działań od polityków i polityczek, chodząc na wybory, albo samemu zająć się polityką i walczyć o prawo, które zadba nie tylko o nasze pokolenie, ale też bezpieczną i zdrową przyszłość naszych dzieci.

Marta Zwolińska była nominowana w plebiscycie #Wszechmocne w kategorii #Wszechmocne dla planety.

Rozmawiała Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wszechmocneklimatedukacja klimatyczna
Zobacz także
Komentarze (0)