Męża widzi tylko w weekendy. "Najgorsze są wieczory"

Męża widzi tylko w weekendy. "Najgorsze są wieczory"

On całymi dniami pracuje, a ja czuję się samotna - zdjęcie ilustracyjne
On całymi dniami pracuje, a ja czuję się samotna - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
22.12.2022 11:07, aktualizacja: 25.12.2022 12:39

Wyobrażenia o wspólnym życiu mogą boleśnie rozminąć się z rzeczywistością. – Przez pierwszy rok życia córki czułam się bardzo samotna – wyznaje Beata, której mąż bywał w domu tylko w weekendy. Partner Małgorzaty wracał tak późno, że zaczęła posądzać go o romans.

Anna. 31 lat, dwójka dzieci. Starszy syn w zerówce. Drugi to jeszcze brzdąc, niedawno zaczął chodzić. Ona ukończyła finanse i rachunkowość, ale nigdy nie pracowała w zawodzie. – Po studiach wyszłam za mąż, urodziłam pierwsze dziecko, potem drugie. Z mężem uznaliśmy, że nie będziemy brać niani, tylko ja zajmę się chłopcami – opowiada.

Szybko okazało się jednak, że pensja męża Anny – informatyka – choć znacznie powyżej średniej krajowej, przy dwójce dzieci i kredycie na mieszkanie zaczyna być niewystarczająca. Trzeba było brać nadgodziny.

– Mąż musiał pracować coraz więcej. Najpierw wracał przed piątą, potem po szóstej, w końcu zostawał do siódmej, ósmej… Owszem, szły za tym większe pieniądze, ale wychodziło na to, że ja całymi dniami jestem z małym dzieckiem w domu, popołudniami z dwójką i prawie się z mężem nie widujemy, bo gdy on wracał z pracy, to ja usypiałam dzieci i często zasypiałam razem z nimi. A rano wychodził o siódmej - wyznaje kobieta.

Podobna sytuacja miała miejsce u Beaty – z tą różnicą, że jej mąż pracował z dala od domu, w budowlance, i wracał tylko na weekendy. Od poniedziałku do piątku była sama z niemowlakiem.

– Nikogo do pomocy, bo rodzice mieszkają w innym mieście, a rodzeństwa nie mam. Teraz córka ma cztery lata, jednak na początku zdumiało mnie, jak wymagające jest macierzyństwo. Mała była "nieodkładalna". Stale domagała się, żeby ją brać na ręce. Smoczka ani butelki nie uznawała. A męża nie było przez cały tydzień. Szczerze, przez pierwszy rok życia córki czułam się bardzo samotna. Moim jedynym towarzystwem były inne matki ze spacerów i placów zabaw. Wieczory były najgorsze, więc żeby nie czuć się fatalnie, kładłam się spać o 21 – nie kryje Beata.

– Najbardziej przykre dla mnie było to, że z mężem kiedyś mieliśmy świetny kontakt, godzinami rozmawialiśmy, graliśmy w planszówki, podróżowaliśmy i tego wszystkiego mi zabrakło - dodaje.

Stara miłość nie rdzewieje. Gwiazdorskie pary po przejściach

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na czyimś utrzymaniu

Alicja Wiśnicka, psycholożka z poradni zdrowia psychicznego Harmonia Grupy LUX MED, rozumie, że w powyższych sytuacjach może pojawić się poczucie pustki oraz osamotnienia.

– Na początku mamy jakieś wyobrażenie o wspólnym życiu, jednak często okazuje się, że te wyobrażenia rozmijają się z rzeczywistością. Wspólne życie nagle zamienia się w życie w pojedynkę. Rozżalenie jest wtedy zrozumiałe, czy jednak można w takiej sytuacji oceniać zapracowanego partnera negatywnie? Byłabym ostrożna. W dzisiejszych czasach – drożyzny, inflacji – pęd za pieniędzmi jest ogromny i w sumie uzasadniony. Jeśli zadaniem mężczyzny jest zapewnienie bytu rodzinie, trzeba zrozumieć jego nieobecność – mówi Wiśnicka.

Olga Kotowska-Wójcik i Marta Luty-Michalak, autorki publikacji "Aktywność zawodowa matek w opiniach ich partnerów", zauważają, że mimo iż kobiety w Polsce są lepiej wykształcone od mężczyzn, to ich udział w rynku pracy niższy niż udział mężczyzn. Uważa się wręcz, że Polki "marnują swój kapitał zawodowy". Przyczyna? Powszechny w Polsce tradycyjny model rodziny, który oznacza nierówny podział obowiązków rodzicielskich i domowych.

– Nie spodziewałam się, że to będzie tak wyglądać – przyznaje Małgorzata, którą partner – właściciel firmy ze sprzętem rolniczym – sam namawiał, żeby zrezygnowała z pracy. Jako pracownica administracyjna w małej przychodni nie zarabiała dużo.

– Powiedział, że on nas utrzyma z palcem w nosie, a mnie zachęcał, żebym zajęła się domem i poświęciła swojej pasji, czyli malowaniu – opowiada Małgorzata. – Z jego domu musiałabym długo dojeżdżać do pracy, więc wracałabym wieczorami, a partner chciał, żebym była w domu, kiedy on wróci z pracy.

Los spłatał im jednak figla, bo zamiast Małgorzaty to jej partner był wieczorami nieobecny. – Nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy "własny biznes". Okazało się, że to jest praca non stop. Wieczorami, w święta i weekendy również. Ja głównie siedziałam w domu. Jego nie było, bo pracował. Dzwonił do mnie, ale to nie to samo, co czyjaś obecność. Zdarzało się, że miał wrócić np. o szóstej, a wracał o dziewiątej. Tak było nieraz. Czekałam na niego z obiadem lub kolacją. Gdy przyjeżdżał, wszystko było zimne – opowiada Małgorzata. – Dotarło też do mnie, że nie jestem osobą, która dobrze czuje się w sytuacji bycia na czyimś utrzymaniu.

Po kilku miesiącach Małgorzata poczuła, że ma dość samotności i monotonii; powiedziała partnerowi, że dłużej nie chce tak żyć. Wróciła do pracy. – Nie można tylko siedzieć w domu i czekać, aż ktoś do niego wróci. Nawet, jeśli ma się hobby – uważa.

Nawiązać dialog ze sobą

Kobietom w podobnych sytuacjach psycholożka Alicja Wiśnicka radzi skupić się na sobie, żeby czas, który zyskały – o ile mają taką możliwość – wykorzystały na samodoskonalenie się i samorozwój. – Niech rozwijają pasje, które już mają albo niech spróbują odkryć nowe zainteresowania. Warto skupić się na sobie, a może także poszukać grup i inicjatyw dla kobiet? Chodzi o to, żeby wolny czas zamienić w coś produktywnego. Na co dzień z powodu nadmiaru obowiązków zwykle nie mamy takiej możliwości, zapominamy o sobie i swoich potrzebach. To zatem dobry moment na nawiązanie dialogu ze sobą – uważa ekspertka.

Zdaniem Wiśnickiej samotne chwile szczególnie doskwierają kobietom, które mają gonitwę myśli, analizują i rozpamiętują różne rzeczy. Dobrym przykładem jest Małgorzata, która choć wiedziała, że jej partner prowadzi firmę i jest zapracowany, to w pewnym momencie zaczęła podejrzewać go o… zdradę. – Trudno się dziwić, gdy ktoś mówi, że zaraz będzie w domu, a jest po dwóch godzinach – komentuje.

Czasem opisane sytuacje wynikają z faktu, że para nie dogadała się na początku: w założeniu wspólne życie miało być wspaniałe, ale zabrakło konkretnych ustaleń. – Tak naprawdę czynników i przyczyn może być tyle, ile jest związków – mówi psycholożka Alicja Wiśnicka. – Czasem to jest kwestia niedogadania. Albo tego, że partner w pewnym momencie dostał awans i zaczął na dłużej znikać z domu. Bywa też tak, że dzieci rosną, kobieta zaczyna mieć więcej czasu dla siebie i nagle odczuwa pustkę. Dlatego ja zawsze powtarzam: rozmawiajmy ze sobą!

Według ekspertki dobrze jest usiąść z partnerem i omówić wspólny plan na życie. Ten może się oczywiście z czasem zmienić, jednak taka rozmowa - przynajmniej w pewnym stopniu - pomoże uniknąć przykrych niespodzianek. – Można się dogadać, tylko trzeba… pogadać – twierdzi specjalistka poradni Harmonia. – Prowadzę terapię par i widzę, że najczęstszym problemem w związkach jest właśnie brak poprawnej komunikacji. Tymczasem związek to sztuka kompromisu, zwłaszcza że jako para wywodzimy się z różnych domów i środowisk, mamy więc prawo odmiennie patrzeć na życie.

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta