Mezalians to wcale nie przeżytek. Rodzice nie chcą dla córeczki rolnika, wolą prawnika
Mezalians dla większości z nas to abstrakcyjne pojęcie znane z literatury. Okazuje się jednak, że związek wykształconej kobiety z miasta i rolnika wciąż budzi sprzeciw otoczenia. Spotkała się z nim 29-letnia Milena, która dla Tomka zdecydowała się porzucić dotychczasowe życie.
19.11.2019 | aktual.: 19.11.2019 19:00
Milena poznała swojego narzeczonego, Tomka, przez wspólnego znajomego, który ma działkę na wsi 60 km od Wrocławia. 29-latka uwielbia tłum, gwar, miasto tętniące życiem. Tomek wręcz przeciwnie – kocha naturę, ciszę i spokój. Nie od razu jej się spodobał. – Dla mnie był jak z innego świata. Opowiadał o swoim gospodarstwie, oraniu, oporządzaniu. Ja pracuję w korporacji w centrum Wrocławia. Miałam inne problemy, inne zajęcia, rozrywki – opowiada Milena.
Po wspólnym weekendzie na działce Tomek bardzo chciał się spotkać, ale ona sukcesywnie odmawiała. Nie sądziła, że to się uda. – Był inny od mężczyzn, których znałam. To był taki prostolinijny chłopak ze wsi. Czasem za prosty. Drażniło mnie, kiedy zamiast "poszedłem" mówił "poszłem" albo kiedy robił błędy ortograficzne w wiadomościach. Ja jestem copywriterką. Gdy widziałam takie błędy, jak "każdy" przez "rz", to aż się we mnie gotowało – mówi 29-latka.
Po namowach wspólnego znajomego Milena stwierdziła, że zapomni o wszelkich różnicach i da Tomkowi szansę. Z czasem zaczęła się coraz bardziej do niego zbliżać i zakochiwać. Jednak kiedy opowiadała rodzinie i znajomym o swojej miłości, gdzieś ulatywała radość z nowego związku.
"To jakiś mezalians"
"Jesteś pewna?", "To co, przeprowadzisz się na wieś?", "Będziesz panią na gospodarstwie i zajmiesz się dojeniem krów?", "Co tam u twojego rolnika?" – słyszała od znajomych. Najbardziej zaskoczyły ją słowa kuzynki. – Była zszokowana, że weszłam w taki związek. Stwierdziła, że to jakiś mezalians. Myślałam, że czasy podziału ze względu na pochodzenie już dawno mamy za sobą – wyznaje Milena.
Kiedy opowiedziała rodzicom o swoim nowym chłopaku, skrzywili się. Oni, tak jak Milena, wychowali się w mieście. "Dziecko, ty wiesz, co robisz? Zastanów się, czy to w ogóle ma sens" – usłyszała od mamy. W końcu zaczęła unikać wizyt u rodziców, bo za każdym razem kończyły się wiązanką przykrych komentarzy i wracała z nich przybita.
"To nie jest mężczyzna dla ciebie"
29-latka zwlekała z zapoznaniem Tomka z rodzicami. Kiedy w końcu zaaranżowała wspólny obiad, trudno było znaleźć temat do rozmów. – Moja mama dużo czyta i zaczęła mówić o jakiejś książce, z kolei Tomek pracuje na gospodarstwie od rana do późnego wieczora i nie ma czasu na czytanie. Zresztą on był inaczej wychowany. W duchu ciężkiej pracy, a nie obcowania z kulturą. Dopiero ja go zaczęłam zabierać do teatru czy na koncerty – opowiada Milena.
Pomimo że czasem niełatwo było znaleźć wspólny język, dziewczynie wydawało się, że rodzice i Tomek w końcu się polubili. Czar prysł, gdy jej tata stwierdził, że nie jest przekonany, czy Tomek to mężczyzna dla niej. Rodzice bali się, że Milena może wyprowadzić się na wieś. – Mieli w głowie czarną wizję, w której kopię ziemniaki, zamiast robić to, co kocham – mówi dziewczyna.
Mama nie dawała za wygraną
– Nieraz kiedy już byłam z Tomkiem, moja mama próbowała mnie swatać z kolegami Kariny, mojej starszej siostry. Mówiła: "A ten ci się nie podoba? Jest prawnikiem, to dobra partia dla ciebie" – wspomina Milena. Jej narzeczony skończył tylko szkołę zawodową, bo to pracę w gospodarstwie zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Siostra z kolei dziwiła się, że poszła z Tomkiem na wesele i bawiła się do disco polo. Słyszała, że to "muzyka dla wieśniaków".
Po 1,5 roku Tomek się oświadczył. Wspólnie ustalili, że Milena przeprowadzi się do niego, na wieś. – Wbrew temu, co myślą wszyscy wokół, nie będę od rana do wieczora pracowała na gospodarstwie, tylko jeździła codziennie do pracy do Wrocławia. Nie zamierzam z niej zrezygnować i Tomek to rozumie – mówi 29-latka.
Jej rodzina przyjęła oświadczyny z dużym zaskoczeniem. Bliscy nie sądzili, że zauroczenie w chłopaku ze wsi aż tak się rozwinie. – Wciąż rzucają czasem jakieś głupie komentarze, ale widzę, że bardziej się hamują niż wcześniej. W gruncie rzeczy wiem, że chodzi im o to, żebym była po prostu szczęśliwa – opowiada Milena.
Nie wszyscy jednak mają to szczęście, że udaje im się poukładać wspólne życie tak, żeby zarówno rolnik, jak i "miastowa" byli zadowoleni. Przekonał się o tym Rafał.
"W takich paznokciach nie da się zbierać ziemniaków"
26-letni dziś Rafał poznał Maję kilka lat temu w warszawskiej restauracji. On miał wtedy 23 lata. Studiował zaocznie na małej uczelni w Siedlcach, a w tygodniu pomagał rodzicom przy zbieraniu ziemniaków i oporządzaniu zwierząt. Ona była o rok młodsza i studiowała prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Mimo że pochodziła z zamożnej rodziny, po zajęciach dorabiała w barze jako kelnerka. To właśnie tam się poznali. Maja od razu urzekła Rafała swoją urodą, jednak na jego rodzicach nie zrobiła dobrego wrażenia. Gdy zobaczyli, jakie ma długie paznokcie, przerazili się. "Nie będzie mogła ziemniaków zbierać" – rzucili tuż po pierwszym spotkaniu.
Dziadek Rafała nazywał Maję "prukwą miastową". Z kolei rodzice 26-latka mają gospodarstwo, w którym trzeba się zajmować się krowami, bykami, świniami. – Ona bardzo bała się zwierząt. Mówiła, że powinny chodzić luzem – opowiada Rafał. Pytania "wiesz, co robisz?" słyszał niemal podczas każdej rozmowy z rodzicami czy dziadkiem.
– Woleli, żebym miał dziewczynę ze wsi. Mówili, że są bardziej naturalne i porządniejsze. Tłumaczyli, że na wsi wszyscy się znają, a miasto jest duże, ludzie się nie znają i nie wiadomo, na kogo się trafi. Bali się, że moja ukochana może się okazać rozwódką po przejściach, do tego z długami – mówi 26-latek.
On nad rzeczkę, ona do kina
Z czasem okazało się, że Rafała i Maję więcej dzieli niż łączy. – Obrzędy weselne wydawały jej się dziwne, nie podobała jej się muzyka, przygrywanie przez orkiestrę przy stołach. Mówiła, że nie mogła rozmawiać. Moja mama mówiła, że przyjeżdża się do obyczajów, żeby je poznać, a nie ze swoimi nawykami. Maja według niej zachowywała się tak, jakby traktowała mieszkańców wsi jak podludzi – opowiada.
– Moi rodzice mówili, że Maja nie pasuje do środowiska wiejskiego. Kiedy siedzieliśmy razem z moją rodziną, Maja powtarzała, że nie mogłaby pracować na wsi, w polu czy w ogródku – opowiada 26-latek. Wtedy często pojawiały się kłótnie. Tata Rafała był dumny ze swojego zawodu i mawiał, że gdyby nie rolnik, to ludzie nie mieliby co jeść.
Związek Rafała i Majki nie przetrwał próby czasu. Po dwóch latach się rozstali. – Nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka. Mieliśmy problem ze spędzaniem razem czasu wolnego. Ona chciała chodzić cały czas do kina, ja wolałem pochodzić nad rzeczkę, do lasu i do obory, zająć się bykami – wspomina Rafał.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl