Mężczyzna, który nosi na plecach dzieło sztuki. Po śmierci jego skóra będzie oprawiona
Na swoich plecach Tim Steiner nosi dzieło sztuki – tatuaż, który zaprojektował i wykonał kontrowersyjny artysta, Wim Delvoye. Kiedy Steiner umrze, jego skóra zostanie zdjęta, oprawiona i przekazana kupcowi, niemieckiemu kolekcjonerowi. Do tego czasu Tim musi wystawiać się na pokaz w galeriach na całym świecie. Taka była umowa.
03.02.2017 | aktual.: 03.02.2017 17:25
Wszystko zaczęło się dziesięć lat temu, gdy Tim poznał belgijskiego artystę, Wima Delvoye'a, który zasłynął z kontroweryjnego projektu tatuowania świń. Tym razem chciał posunąć się jeszcze dalej. Szukał ludzi, którzy zgodzą się zostać żywymi kanwami dla jego dzieł. Nie chodziło o zwykłe tatuowanie, ale udostępnienie swojego ciała jako płótna, które będzie mogło być prezentowane w galeriach sztuki. Tim zgłosił się na ochotnika. Po 40 godzinach sesji na plecach mężczyzny powstał atramentowy „obraz”.
- Na mojej skórze jest dzieło sztuki – mówi Tim. – Ja jestem tylko facetem, który je nosi.
I faktycznie, zupełnie jak obraz, praca zatytułowana „TIM” została wkrótce sprzedana za 150 tysięcy euro niemieckiemu kolekcjonerowi, Rikowi Reinkingowi. Steiner jako jej współwłaściciel otrzymał jedną trzecią tej kwoty.
- Moja skóra należy teraz do Rika – stwierdza. – Jestem tymczasową ramą dla tej kanwy.
Zgodnie z umową skóra Tima po jego śmierci zostanie zdarta, oprawiona i przekazana do prywatnej kolekcji Rika.
Choć wiele osób uważa, że cały ten pomysł jest makabryczny lub po prostu obrzydliwy, Steiner przekonuje, że to stara, japońska tradycja.
- Kiedy ludzie słyszą historię związaną z moim tatuażem, ich zdania faktycznie są podzielone - przyznaje Tim. - Są albo zachwyceni, albo oburzeni. Niektórzy porównują to nawet do niewolnictwa albo prostytucji, uważają, że to łamanie praw człowieka.
Częścią umowy, którą podpisał Tim, jest wystawianie swojego tatuażu w galeriach sztuki. Podróżuje w ten sposób po świecie od 2006 roku. Jego zadanie polega na siedzeniu bez koszulki nawet przez pięć godzin dziennie, przez sześć dni w tygodniu. Tak pracował przez cały rok w trakcie trwania wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Hobart w Tasmanii.
- Siedzieć nieruchomo w jednej pozycji, ze zwisającymi nogami i wyprostowanymi plecami, to naprawdę trudne zadanie – śmieje się Tim. – Przesiedziałem tak 1500 godzin. Jak dotąd było to najbardziej ekstremalne doświadczenie w moim życiu.
Od zwiedzających muzeum, jak przystało na dzieło sztuki, Tima odgradzała nakreślona na podłodze linia. Mimo to, niektórzy próbowali ją przekroczyć.
- Wiele osób myślało, że jestem bardzo realistyczną rzeźbą – wyjaśnia Steiner. – Byli zaskoczeni faktem, że żyję.
Niektórzy próbowali go zaczepiać i zagadywać. Zadawali mu pytania, dotykali, nawet krzyczeli na niego.
Jednym z największych atutów tej pracy, jest dla Tima możliwość zwiedzania muzeów i galerii poza godzinami otwarcia i obcowanie sam na sam ze sztuką.
- Być może któregoś dnia w takim muzeum zawiśnie na ścianie „TIM” – mówi. – To piękne.
oprac. Karolina Głogowska