Migdałowe poranki Iwony Schymalli
Iwona Schymalla - jej żywiołem jest woda. Pływanie, choćby i w basenie, gdy nie można w morzu, to jedna z największych przyjemności. Łazienkę uważa za bardzo ważne miejsce na domowym terytorium. Tu się dzień zaczyna i tu kończy.
14.03.2006 | aktual.: 28.09.2006 09:07
Iwona Schymalla - jej żywiołem jest woda. Pływanie, choćby i w basenie, gdy nie można w morzu, to jedna z największych przyjemności. Łazienkę uważa za bardzo ważne miejsce na domowym terytorium. Tu się dzień zaczyna i tu kończy.
Od czasu, gdy zafundowałam sobie w nowym mieszkaniu wannę z hydromasażami o różnym natężeniu pryszniców - chwalę ten wynalazek pod niebiosa i korzystam z niego w wolnym czasie, nawet w samo południe.
Mój dom pachnie migdałami. Ten zapach wpływa świetnie na moje samopoczucie. Trudno byłoby mi obyć się bez płynów migdałowych pod prysznic i do dłuższych kąpieli. Jestem "skowronkiem". Bez oporów wstaję o 6-7 rano. Moja natura jednak się buntuje, gdy muszę raz w tygodniu zerwać się z łóżka o 4.15, aby zdążyć na dyżur telewizyjny w programie "Kawa czy herbata". Ponieważ raz zaspałam, ubezpieczają mnie teraz dwa budziki i budzenie telefoniczne - w odstępie pięciu minut. O świcie każda sekunda snu jest cenna. Na szczęście telewizyjna charakteryzatorka dba profesjonalnie o mój wygląd o tej okrutnej porze. Wieczorowe wyjścia nie są moją specjalnością. Gdy zabawa zaczyna się na dobre, ja już jestem śpiąca i czmycham z przyjęcia.
Na co dzień nie przesadzam z malowaniem. Robię to dyskretnie, ale starannie, aby zachować dobry efekt przez cały dzień. Pomaga mi w tym podkład matujący Chanel, mój obowiązkowy kosmetyk, podobnie jak tusz do rzęs. Przyzwyczaiłam się do kremów, mleczka z tonikiem i balsamów do ciała Vichy, bo mnie nie uczulają, a mam do tego, niestety, skłonności. Rzadko używam szminki do ust. Przy ich zakupie mam zawsze kłopot z wyborem koloru, nie udaje mi się trafić w ten wymarzony. Jestem wprost uzależniona od kropli do oczu, a to z powodu częstego niedosypiania. Bez blasku w oku trudno pracować. Kuszą mnie różne perfumy, ale zawsze wracam do Chanel 19 - kwiatowo-owocowego i Sublime Jean Pateau - orientalno-ciepłego.
Lubię być zadbana od stóp do głów, bo wiadomo, że mały dysonans może zepsuć całość. W ubiorach podkreślam jeden z moich atutów - talię. Dlatego noszę chętnie wcięte kostiumy. Czasem na wieczorowe okazje zakładam suknię z odsłoniętymi plecami. Normalnie jednak raczej ukrywam niż eksponuję swoją fizyczność. Najbardziej odpowiadają mi dobrze skrojone spodnie, stroje sportowe. Muszę czuć się swobodnie. Nie mam zapchanej szafy. Wystarczy parę kostiumów i kilka prostych, eleganckich sukienek. Aby odmienić swój wygląd dorzucam do nich parę drobiazgów - szal, chusteczkę, które ubarwiają całość. Przywiązuję wagę do eleganckich butów, tym większą, że natura obdarzyła mnie długą stopą. Ubieram się przede wszystkim dla siebie, czasem nawet w kolizji z odmiennym gustem mojego męża. Gdy próbują mnie przebrać, czuję się nieswojo, skupiam się bardziej na tym, jak się poruszać w obcej mi powłoce niż na tym - co i jak powiedzieć. Najważniejsze - to być sobą. Gdy tylko poczuję się za ciężka, rzucam słodycze i od razu zrzucam
zbędne kilogramy. Choć cierpię na brak czasu, staram się wykorzystać każdą wolną godzinę na relaks, który jest człowiekowi potrzebny do szczęścia. I trzeba zawsze mieć marzenia, aby życie z dnia na dzień nie przygniatało nas do ziemi.
Zauważyłam, że moja córka, dziesięcioletnia Ola, idąc za moim przykładem, już dba o swój wygląd i coraz więcej czasu spędza przed lustrem, poprawia sobie włosy, wykonuje proste zabiegi kosmetyczne. Czym skorupka za młodu nasiąknie...
Zanotowała: Barbara Henkel