Młodzi radiowcy
Kamil studiuje zarządzanie, Piotr dziennikarstwo w dwóch szkołach naraz, Anna skończyła psychologię, Marek AWF. Jedno ich łączy - są radiowcami.
24.07.2008 | aktual.: 27.06.2010 22:39
Kamil studiuje zarządzanie, Piotr dziennikarstwo w dwóch szkołach naraz, Anna skończyła psychologię, Marek AWF. Jedno ich łączy - są radiowcami.
Anna była zauroczona Trójką. Ale gdy przyszło do wybierania rozgłośni na wakacyjną praktykę, przestraszyła się, że nie ma co robić tam, gdzie pełno jej idoli, wybrała więc małe radio lokalne. Piotr interesował się muzyką, pracował trochę jako didżej, potem przez znajomego trafił do jednej z warszawskich rozgłośni, wyrzucili go. Poszedł do konkurencji. Gdy na drugim roku AWF okazało się, że Marek nie będzie wielką gwiazdą stadionów, doszedł do wniosku, że chce mówić o sporcie. Poszedł na praktyki do Programu I PR. Kamil wracał do Warszawy z zakonnicą w przedziale. Zaproponowała mu pracę w radiu katolickim. Propozycję przyjął. Okazało się, że ma ciekawie brzmiący głos. Został.
Młotkiem w głowę
Wiosna 2006 r., Piotr wyszedł ze szkoły. Na Nowym Świecie była demonstracja. Pożyczył od kolegi dyktafon i zrobił minireportaż. Zaniósł do radia, wyszło nieźle, a najbardziej spodobało się to, że w ogóle miał odwagę przynieść.
Anna zrezygnowała z przedłużenia pobytu w USA, żeby tylko terminowo rozpocząć praktyki. Bardzo jej zależało, myślała, że kariera stoi przed nią otworem.
Na początku jest „przynieś, podaj, pozamiataj”. Zaczyna się od podstaw. Najpierw sondy, np. przed świętami: Jak zabić karpia? Piotr zapytał o to starszą panią, która odpowiedziała: Młotkiem w głowę. Na żywo to brzmiało świetnie. Anna przez dwa tygodnie obserwowała mistrzów. Marka od razu rzucono na głęboką wodę, zaczął od reportażu. Pierwszy materiał robił o sekcji kick boxingu. Kamil był lektorem, czytał książki w odcinkach.
Pierwszy raz przed mikrofonem
Tego nie da się opisać. Nie można myśleć, że mówi się do tysięcy osób, trzeba wyobrazić sobie jedną konkretną - ciocię, koleżankę. Ale to też pułapka, kiedy Piotr pomyślał o swojej dziewczynie, zupełnie się zdekoncentrował.
- Jak tu myśleć, że jesteś na pogawędce u koleżanki, kiedy masz słuchawki na uszach, przed tobą stoi mikrofon, pali się czerwone światełko oznaczające, że cię słychać, za szklaną ścianą siedzi realizator. Kula w gardle i paraliżujący strach - wspomina Anna. - Organizm pracuje na innych obrotach, czuje się adrenalinę w każdym porze skóry. Kamil zaczynał pracę latem, ale pocił się z nerwów, a nie z gorąca. Marek był pierwszy raz w radiowym studiu na egzaminie do szkoły dziennikarskiej. Przyznaje, że miał serce w gardle, a ręce musiał mocno zaciskać, żeby się nie trzęsły.
Tylko doskonałe przygotowanie, pomaga uniknąć wpadek. Dlatego młodzi radiowcy czasem piszą na kartce co mają powiedzieć, umieją to na pamięć, bo nie wolno czytać, to zabija naturalność, ale taką kartką zawsze można się podeprzeć w chwili słabości.
Chłopcy mają łatwiej
To co gubi wielu młodych radiowców i razi słuchaczy to niechlujna polszczyzna. Trzeba mówić poprawnie, nie używać powtórzeń i przerywników w rodzaju: po prostu, przynajmniej, wiesz. Wyeliminować wszystkie yyyy i eeee. Radiowcy słyną z tego, że mają piękne, aksamitne głosy. To ich narzędzie pracy. - Radio to jednoręki bandyta - głos bez obrazka - mówi Anna. Ale można nad nim pracować. Organizowane są szkolenia, spotkania z logopedą. Trzeba ćwiczyć w domu. Kamil wkłada w usta ołówek i czyta głośno. Chłopcy mają łatwiej, natura im pomaga i ich przepony lepiej pracują. W dużych rozgłośniach są też ludzie, którzy zawodowo zajmują się ocenianiem, czy ktoś nadaje się do radia. Anna wspomina, że postrachem była pani realizator dźwięku. Wyłapywała nieudaczników głosowych. I mówiła bez ogródek: Co pan tu robi, to kpina, żeby z taką dykcją pchać się do radia.
Podstawić sitko szóstej
Nikt nikogo nie oszczędza. Są sympatie i antypatie. Szansę mają ludzie przebojowi, wytrwali, umiejący walczyć o siebie, gdy trzeba – rozpychać się łokciami. Nie wolno się obrażać i użalać nad sobą. Najważniejsze - pokonać strach przed kontaktami z ludźmi. - Przyglądasz się ludziom i myślisz, o ten na pewno mi coś powie, tak sympatycznie wygląda - wspomina Piotr. - Podchodzisz, a on: Spadaj, nie mam czasu. I tak samo zachowuje się pięć kolejnych osób. Nie wolno wtedy zrezygnować. Trzeba podstawić sitko szóstej osobie. Doskonałe ćwiczenie na początek, to mówienie wszystkim ekspedientkom: Życzę miłego dnia.
Noc na antenie
Trzeba mieć pomysły i robić to co cię interesuje, bo wtedy robi się to dobrze. Inaczej będzie wpadka. Anna razem z czwórką kolegów ze szkoły dziennikarskiej, dostała w prezencie od radia, w którym była na praktyce, noc na antenie. Mogli zrealizować taki program, o którym marzyli. Były sondy, ciekawostki, muzyka. Wypadło źle, bo każdy chciał zostać gwiazdą. Annie zaproponowano staż w dziale miejskim. Przychodziła codziennie na 8.30 i ruszała na miasto - pękła rura, zebranie w ratuszu, wystawa. Robiła relacje, które były dokładnie sprawdzane i poprawiane. Zaciskała zęby i jakoś szło. Kamil po pewnym czasie zaczął przygotowywać serwisy i czytał je na żywo co godzinę. Markowi wydawało się, że każde 3 minuty, które przygotował to rewelacja. A tu ktoś mu kaleczy dzieło. Ale profesjonalni dziennikarze wiedzą, że nic tak dobrze nie robi jak skrót. Dla Piotra najważniejsza jest odpowiedzialność za słowo. Przeczytał, że jeśli poda się w radiu, że ktoś popełnił samobójstwo, to w ciągu najbliższych trzech miesięcy
wzrasta liczba samobójstw.
Wesoło, szybko, byle bez dziur
Wszyscy podkreślają, że trzeba być naturalnym, ale nie wolno przesadzać, bo czasem radiowiec w studiu świetnie się bawi, ale słuchacz niekoniecznie. Marek twierdzi, że radio to jego przyszłość. Będzie robił wszystko, by dorównać radiowym idolom: Bohdanowi Tomaszewskiemu i Janowi Ciszewskiemu. Chce kiedyś powiedzieć: Halo, halo, witam Państwa ze stadionu olimpijskiego. Dla Piotra radio to pasja: fajna, wesoła, szybka praca. - Pracuję nawet siedząc z kolegą w knajpie, bo może się okazać, że on zna kogoś na kim akurat mi zależy.
Anna odeszła, znudziło ją ciągłe „robienie dziur w moście”. Nikt nie powiedział jej w odpowiednim momencie: - Jesteś dobra; albo wręcz przeciwnie: - Idź do domu, jesteś beznadziejna. Ma kolegów, którzy nie zrezygnowali, zaciskają zęby, czekając na dzień kiedy wypłyną.