Blisko ludziMówili o niej „zwyczajna święta”. Zofia Kossak-Szczucka

Mówili o niej „zwyczajna święta”. Zofia Kossak-Szczucka

Mówili o niej „zwyczajna święta”. Zofia Kossak-Szczucka
Źródło zdjęć: © Agencja Forum
Magdalena Drozdek
10.04.2016 19:17, aktualizacja: 10.04.2016 20:31

- Kto milczy w obliczu mordu - staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia, ten przyzwala – pisała Zofia Kossak-Szczucka w reakcji na wydarzenia w warszawskim getcie. Po tych słowach jedni uznali ją za niezwykłą bojowniczkę, inni za antysemitkę. I tak jest do dziś. Jej biografia wciąż budzi spory.

- Kto milczy w obliczu mordu - staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia, ten przyzwala – pisała Zofia Kossak-Szczucka w reakcji na wydarzenia w warszawskim getcie. Po tych słowach jedni uznali ją za niezwykłą bojowniczkę, inni za antysemitkę. I tak jest do dziś. Jej biografia wciąż budzi spory.

- Była kobietą niezwykłą, „bożym szaleńcem”, mówili o niej: świetlana postać, najszlachetniejszy płomień, natchnienie Polski podziemnej, najdzielniejsza z dzielnych, bohaterska „Weronika”, nieustraszona „Ciotka”, osoba życzliwa, pełna wdzięku i uśmiechu, o żywych, rozświetlonych oczach, wspaniała kobieta o miłym sposobie bycia, przyciągająca ludzi młodych dzięki swej promieniującej naturze, prostocie, niezachwianej wierze i pogodzie ducha – piszą dziś o niej działacze związani z fundacją jej imienia.

Urodziła się w 1890 roku w Kośminie nad Wieprzem w artystycznej rodzinie Kossaków. Jej drzewo genealogiczne obfituje w słynne nazwiska: Magdalena Samozwaniec, poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, malarze Jerzy i Wojciech Kossak.

Na początku mała Zofia uczyła się w domu. Jak to tradycja rodzinna wskazywała, gdy skończyła podstawowe nauczanie, wyjechała studiować malarstwo do Warszawy, potem rysunek do Genewy. Niedługo później wróciła do Polski. W 1915 roku była już mężatką. Jej wybrankiem był Stefan Szczucki. Razem z nim wyjechała na Wołyń, do Nowosielicy. Rok później na świat przyszedł ich pierwszy syn Juliusz, a w kolejnym – Tadeusz.

W tragicznych okolicznościach, uciekając przed piekłem rewolucji bolszewickiej, dotarła do Lwowa, gdzie zmarł jej mąż. Tam też powstała „Pożoga”, zapis ostatnich doświadczeń i wyjątkowo udany debiut literacki. Młoda wdowa zabrała dwójkę małych dzieci do rodziców, którzy w tym czasie przenieśli się do Górek Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. W pohabsburskim dworku zamieszkało więc kilka pokoleń Kossaków. Tu spędzili najszczęśliwsze i też te najtragiczniejsze chwile.

W kwietniu 1925 roku wyszła za Zygmunta Szatkowskiego. Z każdym kolejnym rokiem powiększała się jej rodzina i dorobek literacki. W okresie międzywojennym napisała swoje najważniejsze książki. To właśnie wtedy dała życie słynnemu skrzatowi Kacperkowi.

- W muzeum, gdzie dawniej spędzaliśmy wakacje, stoi wielka szafa kredensowa. Zawsze mówiono nam, że to szafa ze starego dworu, którą zwrócono dziadkom, gdy wrócili do Polski. A skrzat Kacperek w niej mieszkał. On był jak członek rodziny. Tak mówiło się o nim, jakby naprawdę istniał. Ciocia opowiadała nam, że jak była mała, to coś ściągało jej kołdrę wieczorami. Wszyscy dorastaliśmy w przekonaniu, że on był prawdziwy. A sama postać powstała prawdopodobnie dla Julka i Tadzia, chłopców z pierwszego małżeństwa Zofii Kossak. Przyjechali tu mając 4-5 lat i nie mogli oswoić się po śmierci ojca. Tak jak każdy dom, i ten pracował. Skrzat Kacperek powstał, by ich trochę uspokoić - mówi Anna Fanby-Taylor, wnuczka pisarki.

"To nie łaska, lecz obowiązek. Nie dobrodziejstwo, lecz powinność"

To, z czym najbardziej jest dziś kojarzona, to działalność podczas drugiej wojny światowej. Niedługo po ataku Hitlera na Polskę, ziemie, na których mieszkali, zostały wcielone do III Rzeszy. Zofia z rodziną musiała uciekać. Schronienie miała im dać Warszawa.

Tu zaczęło się jej nowe życie. Nie mogła patrzeć obojętnie na to, co działo się wokół niej. Zaangażowała się w pracę konspiracyjną, redagowała podziemną prasę. Po jakimś czasie stanęła na czele Frontu Odrodzenia Polski. Współredagowała pierwsze pismo podziemne – „Polska Żyje”. To właśnie z jej inicjatywy i związanej z PPS Wandy Krahelskiej powstał Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom. Był zalążkiem Rady Pomocy Żydom „Żegota”, którą powołano 4 grudnia 1942 roku.

Jej członkowie nieśli pomoc ofiarom brutalnej wojny. Zapewniali Żydom schronienie, pomoc lekarską, materialną, ale też fałszywe dokumenty, które pozwalały na życie poza gettem. Obok Zofii aktywnie w „Żegocie” uczestniczyli także m.in. Irena Sendlerowa i Władysław Bartoszewski.

- Kiedy ją poznałem, nie wiedziałem, kto to jest. Pamiętam, że kiedy skończyłem lat 21 byłem czymś w rodzaju jej sekretarza. Nie było takiego urzędu, ale po prostu codziennie jej wiele godzin towarzyszyłem, w tych latach 1942-43, przed aresztowaniem, które nastąpiło w końcu września 1943 roku. Ta znajomość bliska trwała ponad rok, ale była bardzo intensywna. Chyba nie przypominam sobie, poza własną matką, żebym z jakąś kobietą spędzał kilkadziesiąt godzin tygodniowo. Byłem w nią zapatrzony, była dla mnie wielkim autorytetem. I wcale się nie dziwię temu, jakie wrażenie wywarła na wielu pisarzach i krytykach. Jeden z nich wydał o niej taką książeczkę „Zwyczajna święta”. Przy tej jej całej działalności przekonałem się, że Bóg i ojczyzna to nie są dla niej tylko hasła, to jest treść postępowania – mówił podczas jednego ze spotkań Bartoszewski.

Kossak nie pisała już tak jak kiedyś. Fabuły zamieniła na wnikliwe artykuły. Jednym z takich jest pamiętny „Protest!”. Miały być jasnym określeniem stanowiska polskich katolików wobec Holocaustu. „W ghetcie warszawskim, za murem odcinającym od świata, kilkaset tysięcy skazańców czeka na śmierć. Nie istnieje dla nich nadzieja ratunku, nie nadchodzi znikąd pomoc. Ulicami przebiegają oprawcy, strzelając do każdego, kto się ośmieli wyjść z domu. Strzelają podobnie do każdego, kto stanie w oknie. Na jezdni walają się nie pogrzebane trupy”. I dalej: "Świat patrzy na tę zbrodnię, straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje – i milczy. Rzeź milionów bezbronnych ludzi dokonywa się wśród powszechnego, złowrogiego milczenia. (...) Nie zabierają głosu Anglia ani Ameryka, milczy nawet wpływowe międzynarodowe żydostwo, tak dawniej wyczulone na każdą krzywdę swoich. Milczą i Polacy. (...) Ginący żydzi otoczeni są przez samych umywających ręce Piłatów".

Wielu uznało ją za prawdziwą bohaterkę. Za działalność w czasie niemieckiej okupacji została odznaczona medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Ale wojna zapisała też kilka ciemnych kart w jej biografii. W 1943 roku w Auschwitz zginął jej syn, Tadeusz Szczucki. Zofia trafiła do obozu jeszcze w tym samym roku. Tym razem to ona musiała stawić czoła koszmarowi, jaki czekał tam więźniów. W następnym roku została jednak przewieziona do Warszawy, na Pawiak. Skazano ją na śmierć, ale dzięki staraniom władz podziemia, została uwolniona. Mogła dołączyć do walczących w powstaniu warszawskim.

"To każdy powinien robić, do czego go Bóg przeznaczył"

Wojna się skończyła, a władzę objęli w państwie komuniści. Kossak trafiła pod przybranym nazwiskiem do Częstochowy. Niedługo później została wezwana do Warszawy, obawiała się, że ktoś wreszcie postanowił ją rozliczyć za jej wojenną działalność. Jakub Berman, którego rodzinie pomogła, poradził jej, by uciekła z kraju. Choć nie była to dla niej łatwa decyzja, tak też zrobiła. Najpierw wyjechała do Szwecji, a stamtąd do Anglii, do Londynu. Na 10 lat jej domem stała się Kornwalia. Kontynuowała pracę pisarki. Była nawet na prywatnej audiencji u królowej Elżbiety II w Windsorze.

Na Zachodzie ją uwielbiali, a książki trafiały na listy bestsellerów. W Polsce wszystkie jej teksty objęto cenzurą. Wielokrotnie wyrzucano jej antysemityzm. Oskarżano, że to, o czym pisała w artykułach, to próba własnego rozgrzeszenia się.

- Jej wielkość polega na tym, że mimo swojej przedwojennej postawy podczas okupacji wykrzesała z siebie wrażliwość, dzięki której powiedziała „nie” rasizmowi. Kossak-Szczucka jest najlepszym przykładem człowieka, który z jednej strony poddaje się historii, a z drugiej - broni, protestuje przeciwko niej. Padła ofiarą Kościoła, który w latach międzywojennych był bardzo antysemicki. Patriotyzm łączył z niechęcią wobec innych – mówiła przed laty dr Alina Cała z Żydowskiego Instytutu Historycznego.

W 1957 roku Zofia Kossak-Szczucka wróciła do Polski, do kochanych Górek. Zmarła 9 kwietnia 1968 roku w Bielsku-Białej.

- Pisanie jest moim zawodem otwierającym drogę do serc czytelników. W czasie wojny, formą walki z moim nieprzyjacielem. W pracy fizycznej, wytchnieniem. Zawsze poczuciem wykonywania służby społecznej – tak pisała na rok przed swoją śmiercią.

md/ WP Kobieta

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (14)
Zobacz także