Naprotechnologia i kliniki „zapowiedzianej” płodności
Polki coraz częściej odwiedzają gabinety, w których płodność zapewnić ma im ginekolog ideolog. Oraz cudowny obraz Matki Boskiej Karmiącej.
29.06.2009 | aktual.: 30.05.2010 22:53
W czasie gdy politycy kłócą się o refundację zabiegów in vitro, Polki coraz częściej odwiedzają gabinety, w których płodność zapewnić ma im ginekolog ideolog. Oraz cudowny obraz Matki Boskiej Karmiącej.
Dlaczego termin „naprotechnologia” jest taki ważny? Bo to szyld, pod którym się agituje, rekrutuje i szkoli ludzi. Bo dzięki niemu powstają dziś w Polsce kliniki „zapowiedzianej” płodności. Bo naprotechnologia zdołała już zirytować kwiat polskiego położnictwa.
Słowo „naprotechnologia” kobiety odmieniają dziś przez wszystkie przypadki. „O, naprotechnologio! Staniesz się moim wybawieniem!” – pisze radośnie na jednym z kobiecych forów Lidka z Podlasia, która po 10 latach starań o potomka odkryła tę poświęconą przez biskupów metodę.
Hasło „naprotechnologia” przyciągnęło wiosną na Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie nie tylko hierarchów kościelnych, teologów i obrońców życia, ale także 84 lekarzy, w tym jedną doktor psychiatrii (jak też przyjaciółkę poprzedniego papieża) Wandę Półtawską, która wyjaśniła zebranym na konferencji „Naprotechnology – wyzwania medyczne i etyczne we współczesnej ginekologii”, że płciowość człowieka została precyzyjnie przewidziana w cudownym bożym planie stworzenia.
Trzeba przyznać, że naprotechnologia (NPT)* już od początku swojego istnienia została zaplanowana w iście cudowny sposób. Cudowne są losy ludzi z nią związane, cudowne jej wyniki. Przynajmniej tak twierdzą ci, którzy szerzą dziś w Polsce świętą ideę.
Cud 1. Olśnienie studenta medycyny
Ponad cztery dekady temu gorliwy katolik Thomas Hilgers z Omaha w Nebrasce postanawia zostać ginekologiem. Ma jednak pewien problem z naukami Kościoła. Nie rozumie na przykład, dlaczego papież jest przeciwny antykoncepcji. Paweł VI wyjaśnił to jednak katolikom, w tym Hilgersowi, w swojej encyklice „Humanae vitae”. Pod wpływem tej lektury dziewięć lat później specjalista z Omaha powołuje do życia Instytut Pawła VI, a potem naprotechnologię. Czyli co?
Czyli przede wszystkim śledzenie cyklu miesięcznego kobiety polegające na sprawdzaniu śluzu i temperatury ciała, w czym kobiecie ma pomagać instruktor naturalnego planowania rodziny oraz współpracujący z nim lekarz. Kojarzyć się nam to może – i słusznie – z promowanym od lat na kościelnych naukach przedślubnych kalendarzykiem małżeńskim. Zgodnie z założeniami naprotechnologii jednak bardzo skrupulatna, wręcz drobiazgowa obserwacja cyklu powinna być indywidualnie, pod kontem konkretnej, a nie statystycznej kobiety skorelowana z wyznaczonymi przez lekarza badaniami. Naprotechnolog zleca zatem na przykład wykonanie jednej analizy hormonalnej przed owulacją, a innej po owulacji konkretnej kobiety.
To niewątpliwie pozytywnie odróżnia go od typowego polskiego ginekologa, który z braku czasu lub chęci działa najczęściej na oślep, zlecając badania rutynowo, bez dokładniejszej konsultacji z pacjentką.
Cud 2. Wiara
Szczegółowa, nierutynowa diagnostyka ginekologiczna może przynieść efekty. Tym bardziej że wzbogacona jest o cudowny, doceniony jednak również przez psychologów czynnik, jakim jest wiara. A ta bez wątpienia udziela się zarówno pacjentkom, jak i lekarzom.
Obserwacja cyklu przy udziale instruktorów jednak kosztuje. Co najmniej tysiąc złotych. Do tego trzeba doliczyć koszty kolejnych, częstych wizyt lekarskich, znacznej liczby badań, leczenia farmakologicznego, nierzadko również operacyjnego. Bywa, że koszty leczenia bezpłodności przy zastosowaniu NPT porównywalne są z kosztami sztucznego zapłodnienia.
– Trzeba jednak mocno podkreślić, że naprotechnologia to przede wszystkim klasyczne poradnictwo wzbogacone o tradycyjne metody leczenia, skuteczne wyłącznie w niektórych, zazwyczaj mniej skomplikowanych przypadkach – zapewnia profesor Marian Szamatowicz, szef Kliniki Ginekologii UM w Białymstoku, jeden z najbardziej utytułowanych polskich ginekologów. – Innymi słowy to „stare” ubrane w nowe piórka, okraszone w dodatku ideologią.
To fakt. Wynalazek Hilgersa postrzegany przez jego zwolenników jako skuteczny sposób walki z niepłodnością przede wszystkim reklamowany jest jednak jako alternatywa dla wszystkiego, co sztuczne, czyli z definicji szkodliwe. NPT zdecydowanie odrzuca więc zapłodnienie pozaustrojowe.
– Zapłodnienie poza kontekstem pełnej, intymnej i wyłącznej miłości rodziców jest zniewagą dla godności człowieka – wyjaśnia „Przekrojowi” Maria Środoń, dyrektorka fundacji MaterCare Polska, dzięki której kilka lat temu w kraju nad Wisłą usłyszano o naprotechnologii. – In vitro sprawia, że dziecko staje się nie darem, lecz obiektem zamówienia.
W dodatku – co często podkreślają pionierzy naprotechnologii – towarem, który zjawia się na świecie nie tylko pod wpływem zabiegów medycznych na szkle, ale także wcześniej w wyniku masturbacji mężczyzny pod wpływem pism pornograficznych. Z tego właśnie powodu naprotechnologia zasadniczo nie zajmuje się płodnością męską.
– Co jest jej podstawowym i kardynalnym błędem, bo za brak potomstwa prawie w połowie przypadków odpowiada mężczyzna – irytuje się profesor Rafał Kurzawa, kierownik oddziału rozrodczości Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego numer 1 w Szczecinie.
Zdaniem naprotechnologów takie dane są zdecydowanie przesadzone. O czym świadczyć mają nadzwyczajne wyniki leczenia niepłodności za pomocą NPT.
Cud 3. Czyli para goni parę
Najsłynniejszym europejskim uczniem profesora Hilgersa jest irlandzki lekarz, doktor Phil Boyle, którego efekty leczenia niepłodności – przedstawione jako oficjalne dane na konferencji naprotechnologów w Warszawie – graniczą z cudownym uzdrawianiem. W ciągu zaledwie pięciu lat do ośrodka Boyle’a zgłosiło się grubo ponad tysiąc par małżeńskich. Aż 33 procent korzystało wcześniej z in vitro, w tym na przykład niejaka Rita z Dublina, która przeszła aż osiem nieudanych prób zapłodnienia pozaustrojowego. Jak też pani Ela z Polski, która nie wiedziała, że jej niepłodność mogła powodować jedzona pszenica.
Według danych prezentowanych stale przez naprotechnologów wskaźnik ciąż uzyskanych przez Boyle’a wyniósł aż 52 procent. Warto tu zaznaczyć, że skuteczność in vitro to prawie 26 procent.
Co ciekawe, nieco innymi danymi posłużył się publicznie podczas prelekcji na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim arcybiskup Józef Życiński. Jego zdaniem skuteczność leczenia dzięki naprotechnologii wynosi tylko – lub wciąż aż – 44 procent.
O skuteczności naprotechnologii wypowiedzieli się już także politycy.
– Naprotechnologia jest dwa–trzy razy bardziej skuteczna niż metoda in vitro i dwa–trzy razy tańsza niż metoda in vitro – napisał w liście do premiera senator Piotr Kaleta (PiS), domagając się kilka miesięcy temu pełnej refundacji dla NPT w Polsce.
A co na to wszystko ginekolodzy nienaprotechnolodzy?
– Nie mamy żadnych racjonalnych podstaw, by wierzyć w te statystyki – zapewnia profesor Kurzawa. Dodając, że na temat in vitro pojawiło się w świecie 28 tysięcy naukowych publikacji, a o naprotechnologii jedna.
Dlaczego tylko jedna? Być może dlatego, że naukowa publikacja rządzi się rygorystycznymi prawami: nie tylko musi być poparta kosztownymi, czasochłonnymi i dającymi się w pełni zweryfikować badaniami, ale także musi otrzymać pozytywne recenzje ze strony innych badaczy. A tajemnicą poliszynela jest, że naprotechnolodzy funkcjonują na obrzeżach standardowej nauki i z założenia są ignorowani przez renomowane ośrodki badawcze. Nie są nawet przez nie zapraszani na konferencje.
Cud 4. Jedenaste: bez wspomagania
Nie przeszkadza to naprotechnologii rosnąć w siłę. Przynajmniej w Polsce, czego przejawem jest działalność otwartej w ubiegłym roku lubelskiej fundacji Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej imienia Jana Pawła II nastawionej na propagowanie naprotechnologii, szkolenie instruktorów i lekarzy. Prezesem fundacji jest doktor Maciej Barczentewicz, ginekolog i członek Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski do spraw Bioetycznych. Jak też ojciec 10 dzieci, 11. w drodze. Co jest dla lubelskiego lekarza powodem – przynajmniej z perspektywy ludzi bezpłodnych – dość aroganckiej dumy.
– Jestem najlepszym dowodem na to, że można mieć liczną rodzinę bez sztucznego wspomagania – zapewnia bowiem Barczentewicz, gdy pytam go, dlaczego odrzuca metodę in vitro.
Gdy pytam, co mówi parom, które mogą mieć dzieci wyłącznie dzięki sztucznemu zapłodnieniu, ginekolog odpowiada krótko i zwięźle: – Wszyscy, którzy do mnie przychodzą, wiedzą, że tej metody nie biorę pod uwagę.
Co w takim razie zwolennicy naprotechnologii radzą osobom, którym naprotechnologia nie pomogła?
– Cierpienie bezpłodnych par ma też swój głęboki sens i może prowadzić do bardzo dużej dojrzałości – twierdzi Maria Środoń. – Dzięki dojrzałej postawie takich par ci, którzy mogą mieć dzieci, są w stanie łatwiej zrozumieć, jakim obdarzeni zostali szczęściem.
Tymczasem zdaniem profesora Mariana Szamatowicza naprotechnologia obdarza dziś polskie kobiety wyłącznie złudzeniami. – Niestety, złudzenia często rozłożone są na lata, często do chwili, gdy kobieta rzeczywiście, ze względu na wiek, nie będzie mogła mieć dzieci – mówi profesor. – Dlatego uważam tę metodę nie metodę za zwyczajne oszustwo.
Cud 5. Ciepły ginekolog
Kwiat polskiej ginekologii nie potrafi dziś racjonalnie wyjaśnić fenomenu popularności NPT. – Z pewnością dla wielu Polek i Polaków spore znaczenie ma to, że Kościół głośno poparł naprotechnologię, mimo że jej skuteczność jest niepewna – twierdzi doktor Paweł Łuków, etyk z Uniwersytetu Warszawskiego. – A nie powinien tego robić. Przynajmniej do czasu, gdy głoszone przez naprotechnologów rewelacje nie zostaną zweryfikowane przez międzynarodowe gremia naukowców.
Na razie jednak naprotechnologia trzyma się mocno. Zwłaszcza zaś, że oferujący ją lekarze z reguły zapewniają znakomite warunki i doskonałą atmosferę. Jak doktor Tadeusz Wasilewski, znany ginekolog, który na początku tego roku otworzył w Białymstoku klinikę NaPro Medica, gdzie na ścianach zamiast reklam wisi obraz Matki Boskiej Karmiącej. Gdzie rzeczywiście kobiety przyjmuje się ciepło. Gdzie traktuje się je zwyczajnie, po ludzku. I może dlatego właśnie Polki coraz częściej, zamiast wierzyć nauce i doświadczeniu sław polskiej ginekologii, zaczynają, niestety, wierzyć w naprocuda.
Polska to wolny kraj, dopóki więc naprotechnologia nikomu nie szkodzi, kobietom wolno na własny koszt i ryzyko szukać „magicznych” metod zapłodnienia, a lekarzom je oferować. Co nie oznacza, że takie niesprawdzone, wątpliwe metody powinny być kiedykolwiek finansowane z kieszeni podatnika.
Ankieta dwa głosy
TAK
dr Tadeusz Wasilewski
Zdaniem właściciela kliniki NaPro Medica naprotechnologia nie tylko pomaga w wyjściu z niepłodności, ale także umożliwia diagnozowanie i leczenie wielu innych kobiecych chorób
NIE
dr Marian Szamatowicz
Pionier sztucznego zapłodnienia w Polsce porównuje naprotechnologię do placebo. Mówi, że nie ideologia, ale najnowsze osiągnięcia nauki powinny być doradcą lekarza