Blisko ludziNasz trzeci miesiąc

Nasz trzeci miesiąc

Od kiedy zobaczyłam nasze Maleństwo na USG, naprawdę je czuję. Nie ruchy. Wiem, że zamieszkało gdzieś w dole mojego brzucha.

Nasz trzeci miesiąc

24.10.2005 | aktual.: 31.05.2010 16:55

Dziwne są pierwsze miesiące ciąży. Kiedyś próbowałam je sobie wyobrazić, ale teraz wiem, że to po prostu niemożliwe. Bo to takie górki i dołki – spokój pomieszany z lękiem, metafizyka z fizycznością, radość z dołkami psychicznymi (czasem dołami głębokości Rowu Mariańskiego!). I na nic świadomość, że wszystkiemu winne są hormony. Czasem oczy są po prostu „w mokrym miejscu” i już... A potem nagle wszystko mija i jesteś najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Poza tym fizyczne początki ciąży to w zasadzie „teoretyczne” bycie w ciąży.W zasadzie nie czuje się nic, nie licząc oczywiście chwiejnych nastrojów i większego zmęczenia. W trzecim miesiącu ciąży wsłuchujesz się w siebie, by poczuć tego Kogoś, a tu... cisza. Teoretycznie wiem, gdzie mieszka ten Ktoś – zaszył się gdzieś w dole mojego brzucha i jest wielkości małej gruszki. Czy to nie zabawne, że mam w brzuchu malutką Gruszkę?

Według mądrych ludzi, którzy badają życie prenatalne, moja Gruszeczka to już miniatura ludzkiej postaci, choć jej dłoń ma tylko około 6 mm. Ten kilkucentymetrowy człowieczek pływa sobie w 100 ml płynu owodniowego. Ma już mały nosek, stale zamknięte oczka, być może rosną mu włoski na głowie. Na swoje miejsce trafiły już jego uszka – przeczytałam, że do tej pory były na... szyi. Potrafi otwierać usta, łykać wody płodowe, a nawet robić miny! Mój synek (mam przeczucie, że to chłopiec) lub córeczka reaguje także na produkowane przeze mnie hormony, które docierają do niego wraz z krwią. Wie więc, kiedy jestem zdenerwowana, a kiedy szczęśliwa i spokojna. Rusza się, fika koziołki, choć minie co najmniej miesiąc, zanim to poczuję. Jeszcze trzy miesiące temu marzyłam, by być w ciąży – dziś rośnie we mnie 12-tygodniowy człowieczek. Tego wszystkiego nie mogę nazwać inaczej niż... cudem.

Są dni, kiedy nachodzą mnie czarne myśli. Szczególnie gdy oglądam telewizyjne wiadomości, a spiker opowiada, że terroryści wysadzili się w tłumie irackich dzieci, biegnąc za rozdającymi cukierki żołnierzami lub w lodyńskim metrze, że w Nigerii ludzie umierają z głodu, bo pomoc nie trafia we właściwe ręce. Czy naprawdę świat nie może istnieć bez nienawiści, walki o władzę? I czy to etyczne cieszyć się, że będę mamą, kiedy strzela się w plecy dzieciom? Głaszczę moje dziecko przez brzuch i obiecuję mu, że spróbuję szukać wokół siebie śladów dobra. Mój mikroświat jest przecież dobry. Mamy przyjaciół, cudownych rodziców i fajną pracę. Udało nam się też zamienić 23-metrową kawalerkę na trzypokojowe mieszkanie z balkonem (to nic, że na 10. piętrze i do generalnego remontu – grunt, że z widokiem na jeziorko!). I najważniejsze – lekarz mówi, że „to piękna ciąża”, a ja czuję się fantastycznie. Nudności nagle minęły – nawet nie wiem jak i kiedy.
W wolnych chwilach martwię się trochę przyjemniej. Od początku ciąży jeszcze nic nie przytyłam – teoretycznie wiem, że to się zdarza, ale... Ale nie byłabym sobą, gdyby mnie to trochę nie niepokoiło. Na szczęście wyniki badań są bardzo dobre. Niedawno też dotarło do mnie, że za pół roku będę rodzić! Ale jeszcze się nie boję:))
). Na razie łykam swoje witaminy, magnez (przekonałam się na własnej skórze, że ciężarna może mieć wyjątkowo okropne skurcze łydek).
Nadszedł wreszcie dzień pierwszego badania USG. Siedziałam pod gabinetem i ściskało mnie w gardle dokładnie tak jak przed ślubem. Sławek też był wzruszony, chociaż jak zawsze próbował to ukryć.

*A potem zobaczyliśmy na monitorze ultrasonogafu naszego maleńkiego Kosmitę. Jest tyciutki – ma tylko 6 cm od czubka głowy do końca pupy. Na nasz widok podniósł obie rączki do góry (mam nadzieję, że z radości:))
). I tak szybko bije jego serduszko – wiedziałam, że niemal dwa razy szybciej niż moje, ale ten dźwięk jest niesamowity! Nawet mojemu wyjątkowo opanowanemu mężowi ze wzruszenia zadrżał wtedy głos. *
Na razie nie znamy płci naszej Gruszeczki (przeczucia się przecież nie liczą). Ale od kiedy zobaczyłam to Maleństwo, naprawdę je czuję. Nie ruchy oczywiście. Po prostu wiem, że tam sobie jest. Wygrałam los na loterii (mimo że się urodziłam trzynastego w piątek) – mam teraz dwa ogroooomne Skarby, czyli mojego męża i nasze dziecko.

Bożena Mucha

Komentarze (0)