GwiazdyNatychmiast kogoś mieć

Natychmiast kogoś mieć

Bez faceta ani rusz, nie umiesz nastawić magnetowidu ani zapiąć suwaka na plecach. Czas poromansować z samą sobą. Przecież ja nawet nie miałam czasu zorientować się, kim jestem!

Natychmiast kogoś mieć

21.02.2006 | aktual.: 28.05.2010 18:01

Przyznasz, że byłam idiotką. J. spojrzała na mnie prowokująco. "Kretynką ostatnią byłam, mówię ci. Kiedy miałam 20 lat, rzuciłam mojego chłopaka i zaraz wpadłam w dygot, że już mnie nikt nie zechce. Ze strachu władowałam się drugi raz, też fatalnie. Wzięliśmy ślub i tak to trwało, siłą bezwładu. Dzień po ślubie przepłakałam, ale nawet mi to nie dało do myślenia. Uznałam, że tak musi być. Minęło siedem lat. Odchodzę, szkoda życia". J. wpadła do mnie tylko na chwilę i, jak to czasem bywa, została parę godzin. Krótko ostrzyżona, uśmiechnięta, pełna energii. A pamiętałam ją jako długowłosą, poważną i bardzo mądrą studentkę. Tylko trochę smutną. Chodziła do mnie kilka lat temu na zajęcia, potem przeszłyśmy na "ty", a potem znikła mi z oczu. Teraz siedziała przede mną kobieta, która wie, czego chce. "Nie boisz się?", spytałam nieśmiało, myśląc, że ja bym się jednak bała. "Coś ty! Wręcz przeciwnie, nigdy nie czułam się tak dobrze. Ja się w tym związku nie mieszczę. Czas poromansować z samą sobą. Przecież ja
nawet nie miałam czasu zorientować się, kim jestem! Odbijałam się tylko w jego oczach...".

Rozmowa z J. przypomniała mi moje lęki sprzed lat. To ssanie w dołku i paniczną potrzebę, żeby teraz, zaraz, natychmiast "kogoś mieć". Tę panikę, że inne już, a ja jeszcze nie. Te zakochania trochę na siłę, bo to obciach nie mieć chłopaka. Te nocne rozmowy z przyjaciółkami: co on powiedział, co ja na to, jak milczał, jak kichnął, jak patrzył. To czatowanie przy telefonie i odliczanie dzwonków, zanim się podniesie słuchawkę. Żeby nie pomyślał, że czekałam. To głupie uczucie, że to jednak nie ten, i odkładanie rozstania na potem: bo on taki zakochany, bo plany na wakacje, bo walentynki, bo
impreza u X, bo sylwester...

Dolewam J. herbaty i zastanawiam się, czy ten horror już na pewno za mną. Nie jestem zakompleksioną nastolatką, spotkałam mężczyznę mojego życia... ale przecież nigdy do końca nie wiadomo, kiedy TO się pojawi. Ten babski lęk, który u Bridget Jones wciela się w owczarka i pożera jej zwłoki w pustym mieszkaniu, a Ally McBeal przynosi halucynacje
z suknią ślubną i upiornym niemowlakiem w rolach głównych. To poczucie, że TRZEBA kogoś mieć, i ten lęk, że się go straci. Niby mamy wolny rynek, ale nikt nie reklamuje ubezpieczenia od samotności. Trzeba by zakazać rozwodów albo przykuwać mężczyzn do kaloryferów, albo wstąpić do jakiejś sekty, gdzie pary swata komputer, a co komputer złączy...
"Słuchaj", powiada J., "to jest jakaś kobieca choroba. To się powinno leczyć. Mamy przyjaciół, pracę, świetnie sobie radzimy i konamy ze strachu, że będziemy same. Potem lęk nazywamy miłością i męczymy się latami z jakimś przypadkowym facetem. Do tego ta ideologia, że trzeba nieść swój krzyż. Znam kilka takich kobiet: niosą te swoje krzyże i niosą, lata mijają, a one trwają w domowym piekiełku i jeszcze domagają się współczucia od innych. Okropność. Ja się z tego wypisuję...".

Tu przypomniały nam się dwa powiedzonka. Jedno swojskie, polskie i bezwstydnie seksistowskie, a drugie amerykańskie, bezczelnie feministyczne. Pierwsze: Kobieta jest jak małpa, nie puści jednej gałęzi, zanim się nie uczepi następnej. Drugie: Kobieta bez mężczyzny jest jak ryba bez roweru. Szczerze mówiąc, oba mi się podobają. To przecież dwa stany kobiecej świadomości, dwie filozofie życiowe. Obie znam z pierwszej ręki.

Wizja pierwsza, ta z małpą. Bez faceta ani rusz. Nie wiesz, gdzie się kupuje bilety do teatru, nie umiesz nastawić magnetowidu ani zapiąć suwaka na plecach. Nie śpisz, nie jesz, marniejesz w oczach. MUSISZ mieć faceta, i już.
Wyznawczynie tej wizji wierzą (a może tylko udają, że wierzą?) w opowieści o dwóch połówkach jabłek i o tym, że kocha się tylko raz. Każdy kolejny raz nazywają tym pierwszym prawdziwym, a wszystkie poprzednie pomyłkami. Niestety związki
też im wychodzą średnio, bo żaden mężczyzna nigdy do końca nie wypełni ich wewnętrznej pustki. Więc na wszelki
wypadek zawsze mają na oku następnego...

Wizja druga, ta z rybą. Zaczyna się od objawienia, że w związku też można się czuć przeraźliwie samotną. Leży sobie obok ciebie twoja druga połowa, rozkosznie pochrapuje, a ciebie połyka czarna dziura. Kiedy się to poczuje i nie zacznie od razu szukać nowej gałęzi, następuje przełom. Przestajesz wierzyć w bajki o połówkach jabłek. Jeśli już, to sama stajesz się jabłkiem. Lśniącym i dojrzałym. Osobnym i samowystarczalnym. We własnym łóżku śpisz jak suseł, sama dla siebie gotujesz chińszczyznę, jesteś ekspertem od obsługi magnetowidu, własnego i trzech przyjaciółek. A do suwaków na plecach masz sprytnie zagięty spinacz.

Po takim objawieniu i kilku miesiącach radosnej niezależności często nadchodzi prawdziwy związek: dwojga ludzi,
a nie żadnych połówek. I to jest całkiem przyjemne, chociaż wcale nie jest konieczne do życia. Bo kobieta bez mężczyzny jest jak ryba bez roweru.

Agnieszka Graff

Eseistka i feministka. Autorka głośnej książki "Świat bez kobiet". Ukończyła Oksford, wykłada w Ośrodku Studiów Amerykańskich na UW. Mieszka z francuskim dziennikarzem Bernardem Osserem. Uważa, że zbyt wiele kobiet traci życie na przeglądanie się w męskich oczach.

Komentarze (0)