Nawet w Wigilię była przed Sejmem. „Potrzebowałam tego dla spokoju sumienia”
Nawet Wigilię spędziła przed Sejmem. Ma niewyparzony język – jak mówią niektórzy. Nie boi się mówić, co myśli, jest odważna – komentują inni. Krystyna Janda z aktorki i dyrektorki teatru stała się ważnym komentatorem współczesnej Polski, za co bywa krytykowana.
27.12.2016 | aktual.: 27.12.2016 14:17
„Stoimy tu przed Sejmem, jakieś 500 osób. Wszystkiego dobrego, Dobrych Świąt” – napisała 24 grudnia na swoim koncie na FB, który polubiło i śledzi 300 tys. osób.
Wigilię spędziła dołączając do protestu na ulicy Wiejskiej. – Potrzebowałam tego dla spokoju sumienia – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Krystyna Janda.
- Myślałam, że będzie więcej ludzi, ale była wielka ulewa. Odjechałam stamtąd po północy – dodaje.
Aktorka, która jest autorytetem dla wielu Polaków, często komentuje bieżące wydarzenia. Wiele jej opinii, ciętych ripost, wzbudza entuzjazm, jednak są tacy, których oburzają i oni nie przebierają w słowach.
„Nie szkoda Pani czasu na bezmyślne walenie w klawiaturę?! Jest Pani przecież kreatywną osobą, więc wymyśli Pani sposób, jak otrzymać dotację dla swojego teatru na przyszły 2018 rok, o ile w 2017 będzie się Pani zachowywać bez zastrzeżeń i zakłóceń. Pani Krystyno jeśli nie chce zostać Pani najbardziej znienawidzoną i wyklętą aktorką przełomu XX i XXI wieku, to naprawdę proszę odsunąć się od polityki” – pisze internautka Salomea. „Pani Krystyno, to trzeba w końcu głośno powiedzieć: wybory za dwa lata. Albo teatr, albo Sejm” – radzi inna.
„Ani śmieszne, ani inspirujące. Po co Pani zniża się do takiego poziomu, o który bym Pani nie posądzał. Nie szkoda Pani czasu i energii?” – komentuje Tomasz. Wśród tych opinii są też jeszcze bardziej obraźliwe. Krystyna Janda nie usuwa ich ze swojego profilu. – W ogóle nie czytam komentarzy – mówi nam.
W obronie aktorki stają inni internauci i między innymi jej przyjaciółka – Magda Umer.
- Jej dorobek artystyczny jest naszym skarbem narodowym i nie zmienią tego żadne władze, rządy i ujadania po wielekroć przecież prawdziwszych niż my - Polaków, którzy mają inny niż ona pomysł na zbawienie ojczyzny. Za to, że ośmiela się mówić i pisać co myśli, musi zmywać z siebie codziennie coś w rodzaju pomyj, słów, które się na nią wylewają zza anonimowych węgłów. Za to, że jest przede wszystkim Człowiekiem, a potem dopiero aktorką i Polką – twierdzi Magda Umer.
Przypomnijmy, że przed ostatnimi wyborami Krystyna Janda opublikowała wpis, w którym wyjawiła, że obawia się rządów Prawa i Sprawiedliwości. "Boję się, że gdyby wygrał PiS, awangarda może się pakować, aktorzy zakrywać golizny, język ugrzeczniać, sprawy krystalizować w stronę prawą, jedyną słuszną" – pisała.
Już po wyborach Janda nie bała się atakować personalnie posłów partii rządzącej. Po hasłach głoszonych przez polityków, że część Polaków można uznać za tych „gorszego sortu”, ostro skrytykowała władzę. Nie pominęła Krystyny Pawłowicz.
- Jestem z Ursusa. Pani Pawłowicz też, obie mamy na imię Krystyna, może nawet chodziłyśmy do tej samej szkoły. Nie ośmieliłabym się jednak tak zachowywać. Przypuszczam, że ta kobieta ma klimakterium w ostrym stadium. I ja to znam: uderzenia gorąca, nieopanowane ruchy. Tylko ja biorę na to plastry. Jeżeli na Polskę ma wpływać klimakterium Krystyny Pawłowicz, to ja przepraszam. Niepotrzebnie się śmieję, właściwie wcale mnie to wszystko nie śmieszy, ja się zwyczajnie zaczynam bać – powiedziała w rozmowie z "Newsweekiem".
W wywiadzie zaprzeczyła plotkom, że w swoim teatrze zakazała rozmów o polityce, choć - jak przyznaje - wolałaby, żeby ich nie było, "bo niepotrzebne emocje przenoszą się na scenę”.
W jednym z ostatnich wpisów Janda donosi o tym, że cierpi z powodu „społecznej, obywatelskiej i patriotycznej depresji”. „Staram się chodzić codziennie na godzinny spacer. Włóczę się po okolicznych łąkach, drogach i wertepach, a mimo to nie wychodzę ze społecznej, obywatelskiej i patriotycznej depresji”.