Nie przyzwyczajaj

Nie przyzwyczajaj

Nie przyzwyczajaj
07.08.2008 11:18, aktualizacja: 30.05.2010 20:16

Nie noś na rękach, nie pozwalaj zasypiać przy butelce... I tak w nieskończoność.

Jakże często te dwa słowa, niczym zaklęcie, słyszy młoda mama, która zaczyna dopiero swoją macierzyńską przygodę. Uczenie dziecka złych nawyków może bowiem nieść ze sobą niełatwe konsekwencje wychowawcze.

Wszystkie babcie, dobre ciotki, a nawet koleżanki z odchowanymi już pociechami nieustannie powtarzają młodym mamom, aby nie przyzwyczajały swoich pociech. Gdyby tak posłuchać z dystansem tych wszystkich dobrych rad, okaże się, że nikt tak dobrze nie zna naszych dzieci, jak właśnie ci wszyscy życzliwi doradcy.

Nie noś na rękach, nie pozwalaj zasypiać przy butelce, nie kołysz, nie kładź do własnego łóżka. I tak w nieskończoność. Po kilku pierwszych miesiącach bycia mamą niejedna z nas może stracić poczucie, co rzeczywiście może robić z dzieckiem, by go nie przyzwyczaić i mu nie zaszkodzić. Wydaje się bowiem, że każda czynność wykonana przy dziecku więcej niż kilka razy, niepotrzebnie go przyzwyczai. A to może oznaczać dla nas tylko problemy z późniejszym odzwyczajaniem, któremu zwykle towarzyszą łzy malucha (ale i rodziców), krzyki i niepotrzebne negatywne emocje. W efekcie młoda mama często nie wie, kiedy jeszcze może wziąć w ramiona synka czy córeczkę, a kiedy jest o ten jeden raz za dużo. Taka niepewność i lęk przed prześladującą nas wizją „przyzwyczajenia” sprawia, że same nie wiemy, kogo słuchać. Własnej intuicji, dziecka czy doświadczonych i starszych stażem mam?

Znalezienie dobrego pomysłu na macierzyństwo jest tym bardziej trudne, że w każdej gazecie dla rodziców kształtuje się wzorce wychowania, od których odstępstwo wydaje się grozić poważnymi problemami wychowawczymi. Fora dyskusyjne dla młodych rodziców pełne są postów zagubionych mam, które szukają usprawiedliwienia dla swoich metod wychowawczych, w których przyzwyczajenie gra główną rolę.

Z jednej strony bowiem panuje przekonanie, że nie należy w dziecku wyrabiać złych nawyków i przyzwyczajać go do niewłaściwych zachowań. Z drugiej strony nieustannie podkreśla się, jak przyzwyczajanie i stałe rytuały istotne są w życiu niemowląt i małych dzieci. Skąd jednak młode debiutujące mamy mają wiedzieć, kiedy ich zachowania względem dzieci są już kształtowaniem tych złych nawyków, czyli negatywnym przyzwyczajaniem? Dla przepełnionego miłością, ale i niepewnością serca młodej matki wiele drastycznych zakazów wychowawczych wydaje się nie do wykonania, gdyż kłócą się z ich potrzebami emocjonalnymi.

Niemal każda mama wie, że nie powinna brać dziecka na ręce, kiedy tylko zakwili lub wyciągnie do niej swoje małe dłonie. Jednak serce tej samej dobrze wyedukowanej matki mówi co innego. I choć lekarze i pedagodzy takie przyzwyczajanie dzieci, a w szczególności niemowląt, nazywają chodzeniem na skróty, to jednak wiele z mam ich przestrogi całkowicie lekceważy i robi to, co im serce podpowiada.

Poradniki poradnikami, jednak życie często pisze scenariusze, w których trudno odnaleźć się początkującym rodzicom i właśnie to skłania ich do stosowania metod karmienia, usypiania czy uspokajania, które są ogólnie przyjęte za złe nawyki. Być może rzeczywiście rodzice usypiający dziecko na rękach idą na skróty – bo są leniwi lub nie chcą słuchać płaczu dziecka. To, czy taka metoda jest rzeczywiście zła, jest tylko kwestią oceny tychże rodziców. Bo jeśli właśnie dzięki takiemu kołysaniu na rękach ich dziecko czuje się bezpieczniej, szybciej się uspokaja i w efekcie zasypia w kilkanaście minut, to bilans zysków i strat wydaje się oczywisty. Wszyscy w takiej rodzinie wydają się spokojniejsi, bo mniej w niej jest płaczu i frustracji.

Tak samo jest ze spaniem w jednym łóżku z rodzicami – nawyk relatywnie naganny. A kiedy popytamy na forach mam, które „dopuściły” się tego występku o jego konsekwencje, ich odpowiedź zapewne mocno nas zaskoczy. Otóż ich zdaniem konsekwencje takiego przyzwyczajenia to: wyspane dziecko, wyspani rodzice, zwiększone poczucie bezpieczeństwa i bliskości dziecka, ale i rodziców. I takie właśnie przykłady niech uspokoją zalęknione mamy, które chciałyby swoje dzieci wychować bez komplikacji, złych przyzwyczajeń i potknięć wychowawczych. Każdy rodzic popełnia błędy. I każdy może jej naprawić, zaakceptować lub zlekceważyć. To od rodziców właśnie zależy, jakie będą konsekwencje przyzwyczajeń dziecka, kiedy i jak ich oduczy i co wyniesie z takiej lekcji.

Te same „forumowe mamy” pytane o to, jakimi to drastycznymi metodami musiały oduczać spać dzieci w łóżku rodziców czy zasypiać na rękach, o dziwo bardzo często odpowiadają, że nie musiały tego wcale robić. Bo praktycznie każde dziecko dojrzewa i rozwija się w swoim indywidualnym tempie. I ku wielkiemu zdziwieniu rodziców to właśnie ono samo decyduje, kiedy nie chce dłużej spać z rodzicami, być noszone na rękach czy pić z butelki ze smoczkiem. Kolejny etap w życiu dziecka to jego kolejne stopnie ciekawości, odwagi i zmagania się z własnymi umiejętnościami. I tak jak sporą bezdusznością wydaje się usilne odsuwanie dziecka od własnych ramion – tylko w imię zasady „nie przyzwyczajaj” – kiedy dziecko ząbkuje lub przechodzi lęk separacyjny, tak właśnie w innym okresie życia to samo dziecko uzna, że dość już tych czułości w ramionach rodziców – teraz czas na przemierzanie podłogi na czworaka.

Każda mama kocha swoje dzieci najlepiej jak potrafi. A żadna, nawet ta wielodzietna, nie uniknie błędów, rozpieszczania czy przymykania oka na coś, czego podręczniki dla idealnych mam zdecydowanie zabraniają. Bo właśnie podręczniki są od tego, by stać na półkach i czasem tylko wesprzeć matki swoją merytoryczną wiedzą, a życie toczy się swoim torem, na którym dobro dziecka jest najważniejsze.